poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Sen 10. Uniknięcie katastrofy

Każdy Człowiek błądzi w swej drodze życiowej i właśnie takie chwile natychmiastowego olśnienia, włączenia się nienazwanego przypadku, w które jednak chyba nadal nie wierzę - znalezienie grosika na chodniku, zawiązanie sznurowadła, wytarcie kupy gołębia z dżokejki, wdepnięcie w psie gówno, zerknięcie na wystawę sklepową z markowymi ciuchami, podanie ręki spotkanemu człowiekowi, złapanie uciekającego balonika pięcioletniej dziewuszce instynktownie włączają archetyp przezorności i czujności niby u płochliwej sikorki ściganej zdradzieckim spojrzeniem pręgowanego kota dachowca. I właśnie dziś, niby sikorka-świergotka, zostałem uratowany przed katastrofą zagryzienia przez wściekłego potwora, który się Instynktem Życia nazywa. Teraz oddycham głęboko i przeczesuję dłonią porozrzucaną grzywkę i dziękuję swojemu Dajmonionowi, że nie dopuścił do błędu, jakim była możliwość zdrady Lemura Błękitnookiego...
Obiecuję - nigdy więcej!

niedziela, 8 kwietnia 2012

Sen 9. Wszechobecna mara Lemura Błękitnookiego

Lemur Błękitnooki pojawił się w moich snach. Po długim okresie ciszy ponownie uchylił wrót czasu i nicości i wyszedł w powiewającej purpurze z gestem ozdobnego szelestu. Przybiera postaci ponętne, kuszące zwiewnymi kształtami, rozdzierające zmysły sennych oparów i kłujące igłami w tętnicę myśli. Chłoszcze moje oczy swym widokiem, napawa mózg palącym uczuciem, kiwa dłonią, przekrzywia nieco głowę w prawą stronę, jak to ma w zwyczaju, i czeka, uśmiechając się tajemniczo. Czeka. Nie wiem na co.  
Dziś śnił mi się dwukrotnie.
Raz głęboką nocą wyciągnął rękę swą smukłą, nachylając się nad mym czołem i muskając je ustami, długie palce zatopił w zmierzwionych włosach rozrzuconych na podusze i szeptał "Nie martw się", drugi raz w popołudniowym koszmarze krzyczał coś i biegł ku mnie z wzniesionymi rękami nad brzegiem wzburzonej wody, która pochłaniała swą masą dom niewielki w płytkiej dolinie, zaś ucisk ogromny w gardle moim, ciężar w klatce piersiowej, wzrastający strach świadczyły, że w tym domu było coś, coś wspólnego nam obu, czego obaj nie mogliśmy uratować, a było nam ważne i cenne jak sami dla siebie jesteśmy.  
Ponoć to, co spotyka nas w snach, odczuwamy tak samo, jakby działo się to na żywo - ból, strach, ucisk, radość, szczęście (ponoć wszystkie erotyczne sny u facetów kończą się orgazmem, co świadczy o odczuwaniu cielesnego obcowania). To takie fantasmagoryczne mary realistycznie nacechowane pantagruelicznym wymiarem sennej czasoprzestrzeni i faktycznej realizacji w niej bytu jakotakiego. Coś w tym jest. 
Ciekawe, czy sen taki, w którym pojawiają się dwie osoby, śni się, nie może w tym samym czasie, obojgu śniącym?