wtorek, 8 maja 2012

Sen 14. Migawki z dnia powszedniego

... z samego rana małe przyspanie i bieganina po domu - najpierw prysznic i szorowanie zębów, potem szybko odświeżyłem koszulę parowym żelazkiem, ułożyłem czarne spodnie, dopasowałem skarpetki i rozpinany sweter, wyglancowałem na błysk czarne lakierki gąbką z silikonem. Przed wyjściem zerknąłem w lustro i nacisnąłem na wilgotną czuprynę czapkę po to, by włosy po wyschnięciu nie przypominały kopy siana. 
Na szczęście nie czekałem roku na przyjazd windy i dość szybko wyskoczyłem z niej na parterze... prosto w wielką psią kupę! Rozległo się głośne "kurrrwaaa maćć!" i, stojąc w rozkroku z podniesionymi rękoma, kląłem jak szewc. Zerknąłem na zegarek - 25 minut do startu firmowego przemówienia i przeprowadzenia projektu...

... zamknąwszy za sobą drzwi, rzuciłem torbę w kąt przedpokoju, zsunąłem buty i w ubraniu położyłem się na łóżku twarzą do poduchy. Nie wiem, ile spałem, ale z drzemki wybudził mnie dzwonek. Nikogo na korytarzu nie było. Zrzuciwszy wygniecioną koszulę i czarne spodnie, wskoczyłem w domowy dres i jasnozielony T-shirt i, łażąc po kuchni na bosaka, zabrałem się za układanie zakupów do szafek i lodówki. Znów zadźwięczał dzwonek u drzwi. Ponownie nikogo za nimi nie było. Odruchowo przekręciłem łucznik, by ktoś nie wlazł do środka i zabrałem się za przygotowywanie późnego i marnego obiadu - ryżu z warzywami. Rozległo się pukanie. Ze ściereczką frotte w dłoni otworzyłem drzwi na oścież. Upadła na podłogę, częściowo przykrywając lewą stopę...

... podkulając nogi pod siebie, coraz głębiej zapadałem się w siedzisku bordowego fotela. Moje dłonie zaciskały się na niebieskiej filiżance z parującą herbatą. Skamieniały z wrażenia i ogromnej ciekawości patrzyłem na osobę siedzącą naprzeciwko mnie. Wszystkie zmysły nakierowane były na gościa. Miał na sobie czerwono-biały T-shirt z kołnierzykiem i ciemne dżinsy. Słuchałem uważnie opowieści, przerywając od czasu do czasu płytkimi "aha", "hmmm" i "rozumiem". Nie pytałem. To nie był czas na zadawanie pytań. To był czas słuchania. Zresztą, chyba nawet nie trzeba było pytać, wszystko było jasne i klarowne. Gdy gość skończył, zapadła cisza. Słychać było zderzenia cząsteczek powietrza i skraplanie się pary w jeszcze gorącym czajniku. 
- Co teraz będzie? - Zapytał gość.
- Nie wiem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie ogród pełen chwastów i rozkwitającą pośrodku jedyną różę. Była żółta. Nie wiem nawet, dlaczego nie przybrała purpurowej barwy. 
- Przytul mnie... jak wtedy... - przerwał ciszę gość i wbił wzrok w podłogę. 
Podszedł do fotela, w którym siedziałem i padł przed nim na kolana. Zsunąłem się na dywan i, klęcząc przed nim, objąłem ramionami. Oparł głowę na moim ramieniu i oddychał głęboko. Zamknąłem oczy i wyszeptałem:
- Czuję, że się wszystko ułoży...

... - Co pan robi?! Wezwijcie ochronę! - z letargu i odrętwienia wyrwało mnie raptowne szarpnięcie. Spojrzałem w stronę, skąd dochodził krzyk i struchlałem. Stała przede mną kobieta w średnim wieku, a za nią dwie dziewczyny z identycznymi apaszkami na szyjach. Rozejrzałem się dokoła i nie mogłem wykrztusić ani jednego słowa. Zrobiłem krok do tyłu i unieruchomiła mnie niewidoczna przeszkoda. Kątem oka dostrzegłem kilkoro ludzi stojących nieco za mną z dziwnymi minami.
- Co się sta... - wydusiłem w stronę mojego gościa, lecz zamiast niego przede mną na dwóch krzywych nogach kołysał się plastikowy manekin ze zwisającą na sznurku głową. Wyglądał, jakby ktoś mu skręcił kark. Moje przerażenie wzrosło, gdy dostrzegłem, iż miał na sobie czerwono-biały T-shirt z kołnierzykiem i ciemne dżinsy. Trzymając w dłoni oderwaną rękę manekina, zszedłem z podestu. Kobieta i dziewczyny automatycznie zrobiły kilka kroków do tyłu. Z nieokreśloną miną i niemymi gestami chciałem się wytłumaczyć, ale nie potrafiłem znaleźć logicznie pasujących do siebie słów. 
- Nie rozu... - nie dokończyłem, gdyż dwóch ochroniarzy powaliło mnie na podłogę...
... - Co ci jest? Obudź się! - Nade mną ktoś się nachylał i trzymał mnie za rękę. - Miałeś koszmar. 
Usiadłem na łóżku i spojrzałem w znajomą, teraz nieco zdziwioną twarz. 
- Tak, chyba tak...
W mroku rozpoznałem tak dobrze znane mi rysy - prosty nos, wąskie usta i ciemne równe brwi wyraźnie zarysowane na jasnym czole. 
- Tak, to był chyba koszmar... - i przylgnąłem ustami do jego policzka, by upewnić się, że to nadal nie sen...