sobota, 2 czerwca 2012

Sen 17. Niespodzianki

... otworzyłem oczy i  aż do uczucia bólu w płucach wciągnąłem chaust chłodnego powietrza. Bolała mnie każda część ciała, skóra na rękach szczypała, a szum w głowie naciskał na błonę bębenkową, wywołując gradację zawirowań świadomości. Oślepiała mnie biel pomieszczenia. Na suficie zamontowana była podłużna lampa rzucająca snopy rozszczepionego światła, a pod ścianami nie stał ani jeden sprzęt. Uniosłem głowę z płaskiej poduszki i próbowałem się rozejrzeć. Leżałem na łóżku pośrodku jasnego pokoju, za moją głową znajdowało się niewielkie okno, a na wprost niego białe drewniane drzwi. Chciałem zsunąć się na brzeg, lecz dopiero po chwili zorientowałem się, iż moje ręce, jak i nogi, przymocowano skórzanymi pasami do żelaznej ramy łóżka. Byłem uwięziony. Szarpnąłem raz, drugi, trzeci i wygiąłem w nienaturalnej pozycji, by uwolnić się z więzów, wtedy do pokoju wbiegły trzy osoby. Kątem oka dostrzegłem dużą strzykawkę i jakieś wielkie łapy przygniotły mnie do materaca. Zrobiło się ciepło, niby fala orgazmu po ciele rozlało się uczucie błogości i przyjemne doznanie spokoju i zadowolenia przypominające radość po pocałowaniu ukochanej osoby...
... zimna woda wlała się do uszu, nosa, siłą wdarła się do ust i zaczęła atakować przełyk, chcąc litrami  dostać się do żołądka. Prawa strona twarzy parzyła i piekła, zdawało mi się, że małżowina prawego ucha odpadła i teraz zionie w tym miejscu czarna dziura. "Jak ja teraz będę wkładał do niego słuchawki od mp3..." - moje myśli skoncentrowały się na tak błahym problemie. "Nie mam ucha... Przecież teraz zwolnią mnie z pracy" - rozmyślałem nadal, gdy moje ciało dotknęło kamienistego dna. Nie mogąc się ruszyć, analizowałem to, co przez wpółprzymknięte oczy mogłem dostrzec. Tuż przede mną leżał duży otoczak, z jego boków falowały długie zielone i brązowe wici, obok niego majaczył niby wrak kutra szkielet roweru. Kierownica, przekręcona w dziwnej formie, zaryła się w piachu, przednie widełki były powyginane niby w paroksyzmie najstraszniejszego paraliżu, a szczątki zmasakrowanych szprychów przywoływały jedynie na myśl straszny koniec tego jednoślada. "Pewnie teraz wyglądam tak samo" - pomyślałem...

... zadowolony i uśmiechnięty wchodziłem po schodach na nasze piętro. Z satysfakcją spoglądałem na bukiet róż w szeleszczącym celofanie i na prostokątny pakunek z wielką czerwoną kokardą. Udało się uprosić szefa o szybsze wyjście z firmy, by przygotować w domu niespodziankę. Ciekawe czy on też będzie pamiętał. Zakupiłem owoce morza, świeże warzywa i szereg innych produktów potrzebnych do przygotowania kolacji. No i szampan! Bez niego nie można świętować 5 rocznicy związku! Wyobrażałem sobie palące się świece, lampki z musującym płynem, prezenty, słyszałem w wyobraźni romantyczną muzykę i czułem na szyi gorąc jego pocałunków. Wsadziłem klucz do zamka, lecz okazało się, że drzwi nie są zamknięte.Wszedłem do środka. "Pewnie też przygotowuje niespodziankę!" i uśmiechnąłem się. Położyłem zakupy na blacie w kuchni i po cichu przeszedłem z różami do salonu...

... zerknąłem na zegarek. Była 19.32. Zapadał zmrok. Zimny wiatr rozwiewał mi włosy i szarpał poły czarnej rozpiętej kurtki. Od czasu do czasu minął mnie samochód, na chodnikach nie było już przechodniów. "Wszyscy siedzą przed telewizorami, jedzą kolacje, rozmawiają, uprawiają seks, kłócą się o błahostki, uczą się do egzaminów" - natłok myśli wirował w głowie. "Nie mam już domu..." - jęknąłem i wychyliłem się za barierkę...

... niby przez mgłę rozpoznałem rysy jego twarzy. Był jakiś inny - nieogolony, oczy podkrążone ciemnymi kręgami, włosy w nieładzie. Dotknęło mnie wrażenie, że przybyło mu z 10 lat.  I miał na sobie mój czerwony sweter! Tyle razy mu mówiłem, że nie wolno mu zakładać moich ubrań! Wie, jak tego nie lubię! "Przepraszam cię! Tak mi przykro... Wybacz mi!" Szeptał i gładził mnie po policzku. Odwróciłem głowę...
... wybiegłem z klatki i na oślep rozbijałem o przechodniów. Trącałem ich rękoma, przepychałem się, chwytałem za klapy marynarek i pytałem "Dlaczego?" Ludzie brali mnie za wariata i odchodzili oburzeni lub wystraszeni. Bez przytomności i świadomości wpadłem do parku. Bezwładnie rzuciłem się na ławkę i "Boże!" wydarło się z mojej piersi...

... pchnąłem lekko drzwi do salonu i zrobiłem dwa kroki przed siebie. Zauważyłem jego rękę na podłokietniku fotela, tyłem odwróconego do wejścia. Myślałem, że śpi lub słucha muzyki przez słuchawki. Zrobiłem jeszcze jeden krok i stanąłem jak wryty. Bukiet róż upadł na dywan, w głowie zaszumiało, a nagły ścisk gardła uniemożliwił wydanie jakiegokolwiek krzyku...

... nie wiem czemu, ale przypomniałem sobie dzień, w którym się poznaliśmy. Przyniósł wtedy do redakcji komplet zdjęć do cyklu reportaży o wojnie domowej w Sudanie. Opowiadał, że to piękny kraj, a Sudańczycy są bardzo otwarci i przyjaźni. Wrócił stamtąd tydzień temu i pragnie znów tam się udać. Stwierdziłem wtedy, że chętnie bym się wybrał na taką wyprawę "w teren". Odpowiedział, że nie ma problemu...

... ze stężałą twarzą patrzyłem martwo w te niebieskie oczy. Cień mojej sylwetki oderwał ją od czynności i poderwała nagłym ruchem głowę do góry. Jasne długie loki w nieładzie przesłaniały jej ładną twarz. Uniosła rękę, odgarnęła je i wydała z siebie ciche westchnięcie. Klęczała przed fotelem. Zerwał się i szybkim ruchem sięgnął po koszulę, by zasłonić swoją nagość. Kobieta spuściła głowę. Jego i mój wzrok skrzyżowały się. Bez słowa wybiegłem z pokoju. "Wojtek!" - usłyszałem jego krzyk już daleko za sobą...

czwartek, 31 maja 2012

Sen 16. Jak to naprawdę było

Wszedł do mieszkania i usiadł w fotelu. Rozejrzał się po pokoju i wbił wzrok w dywan. Oparł dłonie na podłokietnikach i nerwowo skubał frędzle koca. Przyjrzałem mu się uważnie i usiadłem w fotelu naprzeciwko. Jak zawsze ubrany był gustownie i elegancko i skromnie zarazem, wszystko do siebie było idealnie dopasowane. Okularki zamienił na soczewki kontaktowe. Siedząc przy nim, odkryłem, że w porównaniu z jego stylem i prezencją wyglądam jak lump w tej swojej czerwonej bawełnianej koszulce i zwykłych dżinsach. On atrakcyjny elegant z najwyższej półki atrakcyjności, zaś ja typowy wsiór, z którym wstyd się w mieście pokazać. Zanurzył swe długie i smukłe palce w fałdach kapy i czekał na to, aż zacznę rozmowę. Chciałem, by to on zaczął. Milczeliśmy. Ciszę przerywały jedynie odgłosy z ulicy oraz spiker serwisu informacyjnego emitowanego w telewizji. 
Z tłukącym się sercem i ściśniętym gardłem zacząłem rozmowę.
- Nie rozumiem ostatnich twoich smsów i tego wszystkiego, co się ostatnio dzieje.
Spojrzał na mnie i znów wbił wzrok w dywan. Nadal milczał.
- Powiedz coś, bo już sam niczego nie wiem, nie wiem, co się dzieje, nie wiem, co mam zrobić...
Podniósł wzrok i dłużej zatrzymał go na mnie.
- Nie pasujemy do siebie... - Odezwał się po chwili.
- A co z tym, co było między nami? Wtedy pasowaliśmy? Teraz już nie?
Nie odpowiedział. Spojrzał w okno, jakby chciał przez nie uciec.
- Chciałem, byś był. Po prostu, byś był. 
- Co teraz będzie? - Zapytałem po chwili.
- To koniec. Odchodzę - wydusił z siebie po chwili. 
Nasz wzrok się spotkał na chwilę, by jego spojrzenie natychmiastowo utkwiło w parkiecie.
- Aha... - tylko na tyle w tej chwili było mnie stać. 
Zapadło ponure milczenie. Nie wiem, o czym myślał, bo zapatrzył się w telewizor i od czasu do czasu na jego twarzy pojawiał się dziwny grymas, niby to uśmiech, niby nieokreślony kaprys, niby złośliwa ironia i kpina. Przyglądając mu się ukradkiem, stwierdziłem, że poniosłem klęskę na całej linii. Nie wiedziałem tylko, co było jej przyczyną.
Nagle wstał.
- To ja już pójdę sobie - zagaił.
- Więc nie powiesz mi, o co tak na serio chodzi?
- Nie pasujemy do siebie, tyle. 
Wyszedł do przedpokoju i zaczął wiązać buty. Ręce mi się trzęsły, płacz dusił. Zaciskałem szczęki, by nie buchnąć szlochem. Stłumiłem zdenerwowanie tak, by niczego nie zauważył.
- Czy mogę cię ostatni raz przytulić? - Zapytałem i sam się sobie zdziwiłem, że w ogóle mogłem o coś takiego zapytać. 
Spojrzał na mnie tymi swymi niebieskimi oczyma i lekko rozchylił usta. Podszedłem do niego i zarzuciłem mu ręce na ramiona i przywarłem mocno do jego kurtki. Drżał. Wciągałem jego zapach, pochłaniałem ciepło jego szyi, wiedząc, iż nigdy więcej ich nie poczuję. Dusił mnie płacz i ogromny żal. Nie zdradziłem się swoim przerażeniem. Nagle poczułem jego rękę na moich plecach i to, że przywarł do mnie mocniej. Nie chciałem go wypuszczać z tego uścisku, nie chciałem kończyć tak wspaniałego uczucia, lecz wiedziałem, że nie można tego przedłużać. Spojrzałem mu w oczy, pocałowałem w policzek i składając ręce na klatce piersiowej odsunąłem się pod ścianę. 
Obserwowałem każdy jego najmniejszy ruch, gest, uśmiech, spojrzenie, wsłuchiwałem się w każdy oddech, chciałem jak najwięcej zatrzymać dla siebie z tej chwili, gdyż wiedziałem, że nigdy więcej go nie zobaczę.
Wyszedł na korytarz.
- To nie twoja wina - powiedział i zbiegł po schodach. 
Stałem z opuszczonymi rękoma na klatce schodowej tak długo, aż nie zamknęły się za nim dolne drzwi. Zgasło światło, a ja nadal stałem i patrzyłem w ciemność. Wróciłem do mieszkania, pogasiłem lampy i usiadłem najpierw w fotelu, w którym siedział on (nadal na kocu było jego ciepło i przesiąknięty był jego zapachem), potem w kącie, tuż za piecem kaflowym. Zapatrzyłem się gdzieś przed siebie.
Rano moje oczy ciągle były suche...