piątek, 21 września 2012

Sen 30. W paszczy lwa

- Słyszałem twoją rozmowę z panią Muszką. Jesteś tego pewien? - Spytał przy śniadaniu Lemur Błękitnooki.
- Czy mam inne wyjście? Chyba muszę... trzeba zaryzykować... I tak już postawiłem wszystko na jedną kartę... Jak tak dalej pójdzie, to wysiedzimy tutaj tuzin złotych jaj - wydusiłem po chwili.
- Sprzedamy i będziemy nadziani - uśmiechnął się.
- Pamiętasz, mówiłeś kiedyś, że za wszelką cenę chcesz uniknąć paszczy lwa... - uniósł kubek z kawą do ust.
- Wiem... A teraz sam się do niej pcham... - dokończyłem za niego.
- A jeśli jest tam szansa dla mnie... dla nas? Może paszcza lwa nie jest aż tak straszna, jak ją sobie wyobrażam?
- Jest albo i nie jest. Wszystko wyjdzie w praniu i albo będziesz zadowolony, albo będziesz żałował podjętych kroków...
- I w tym sęk, bo jak się okazuje, to obydwie opcje mogą mieć dwa zakończenia.
- Więc co postanawiasz?
- Trzeba się przygotować, bo jutro rano wybieramy się do paszczy lwa!

czwartek, 20 września 2012

Sen 29. Marchewki

Kierowałem się w stronę łazienki, kiedy to Lemur Błękitnooki zastąpił mi drogę. Uśmiechnąłem się na jego widok, a on w geście ukrytej niespodzianki rozłożył ręce i zrobił filuterną minę. Miał na sobie czarne spodnie od dresu, czerwoną podkoszulkę i na głowie czapkę mikołajkę z wiszącym z boku dzwoneczkiem. W ręku trzymał wielką surową marchewkę, którą co chwilę podchrupywał.
- Do świąt jeszcze 3 miesiące - zauważyłem z poważną miną.
- Ćwiczę już - odparł.
- Będziesz rozdawał dzieciom marchewki w galerii?
- Nie. Będę wchodził do domu przez komin...
- Aaaa...Więc ta marchewka to chyba dobry pomysł...- poklepałem go po ramieniu.
- Zawsze mogę wejść przez okno...
- Oszalałeś!? Nie wybaczyłbym sobie, gdybym miał stracić taki widok!
- Gdzie idziesz? - Zapytał.
- Kąpać się...
- Hmmm... - zmrużył oczy. - A masz dużo piany?
- Mam... A co..., chcesz się dołączyć?
- Jeszcze pytasz...

środa, 19 września 2012

Sen 28. Mary

Wlał mleko do salaterki z płatkami i powoli zamieszał je łyżeczką. Milcząco patrzył w załączony telewizor. Zdaje się, że tylko obserwował zmieniąjace się obrazy, gdyż głos odbiornika był wyciszony. 
- Wspomniałeś wczoraj o zniknięciu... - usadowiłem się naprzeciwko niego z kubkiem dymiącego kakao. - Zasmuciłeś mnie tym...
- Wiem... - spojrzał na mnie i po chwili uciekł wzrokiem w stronę migającego telewizora. - Czy zastanawiałeś się nad tym, jak zareaguje Elbi, gdy się o nas dowie? - Zapytał Lemur Błękitnooki poważnym głosem, oparł się o krzesło i założył ręce na piersi. - Jak myślisz, co pomyśli o tym wszystkim? O tym, że tu jestem, że śpimy w jednym łóżku i że się kochamy?
Wziąłem głęboki oddech.
- Nie wiem... Wystraszy się pewnie, zniknie jeszcze bardziej niż zniknął ostatnio... Nie wiem...
- No właśnie... Czyż nie jestem tu przeciwko niemu? A jeśli coś mu się odmieni, odszuka numer do ciebie i zechce się skontaktować?
- Skądże! Elbi to Elbi, a ty to ty! 
- Ale jesteś tu z nami obydwoma jednocześnie... - Błękitnooki rozłożył ręce i zastygł niby posąg.
- A jakby miał się dowiedzieć o tobie? - Spytałem po chwili. - Nie mam z nim kontaktu, ostatni raz widziałem go kilka lat temu... Wtedy bez słowa minął mnie na ulicy...
- Przecież rozmawiałeś z nim wczoraj wieczorem. 
- Wiem. Ale to nie to samo co rozmowa z tobą. Lemurku Błękitnooki, ty jesteś obok mnie, a Elbi jest z tej drugiej strony. 
- Sam nas zdradzisz, sam mu wyjawisz, jeśli już o tym nie wie, że tu bywam i dlatego wolę zniknąć z własnej woli. To tylko kwestia czasu. Ja zniknę, on wróci.
Drgnąłem. Postawiłem kubek na stole i ze zdumienia otworzyłem usta. Lemur Błękitnooki siedział prosto na krześle naprzeciwko i patrzył na mnie swymi przejmująco niebieskimi oczyma.
- Wiem, co masz na myśli... Uważasz, że on wie? - Spytałem go.
- Może jeszcze nie wie tego na sto procent, ale może się domyślać, że tu jestem... Albo - wie o nas, i sam mu o tym powiedziałeś.
- Elbi zna te słowa? Myślisz? Ale jak mógł na nie trafić? 
- Uważam, że ktoś mu podpowiedział, gdzie jesteś, gdzie... razem jesteśmy... Ktoś zdradził Elbiemu nasze miejsce, a ty sam mu powiedziałeś o mnie... o nas...
- Rozumiem Lemurku Błękitnooki... Teraz Elbi zniknie całkowicie, pozna prawdę o mnie i o sobie samym i zamknie się w swoim świecie mocniej niż kiedykolwiek do tej pory i przepadnie na zawsze.
- Wystraszy się jak wtedy?
- Pewnie wystraszy się jeszcze bardziej i w panice ukryje się nawet poza naszymi snami albo...
- Hmmm??
- Albo Elbi, zapędzony w kozi róg i pozbawiony oddechu, będzie chciał mnie zniszczyć i przez to odzyskać spokojny sen... - przeraziłem się swoją myślą.
- Tak też może być. Zatem musisz uważać na to, co mówisz jemu i w ogóle co mówisz - pokiwał głową Lemur Błękitnooki, po czym wstał i, wychodząc z kuchni, na pożegnanie pocałował mnie w czoło. Uśmiechnąłem się i dostrzegłem w twarzy Błękitnookiego majaczące rysy Elbiego. Wiedziałem, że to już nie jest sen. 

wtorek, 18 września 2012

Sen 27. A za milion lat...

- Wiesz, że któregoś dnia definitywnie zniknę z twoich światów? - Zagaił rozmowę Lemur Błękitnooki, gdy tylko położyliśmy się do łóżka.
Zmarszczyłem czoło.
- Dlaczego tak mówisz?
- Prawa fizyki... Prawa logiki... Może nawet prawa boskie...
- Bóg do naszych spraw się nie wtrąca - chciałem uciąć temat. - A fizyka i logika są po naszej stronie.
- Tak uważasz?
- Oczywiście...
- To dlaczego widujemy się tylko w snach? Wizjach... Majakach... Zwidach i koszmarach... Hmmm?? 
Zastanawiałem się zbyt długo, gdyż zwrócił głowę w moją stronę i czekał na odpowiedź. 
- Bo sny i zwidy nie mają granic...
- To nie jest odpowiedź - stanowczo odparł.
- Ale jakie to ma znaczenie? Jesteśmy razem, a to jest najważniejsze.
- Odpowiedz, proszę - nalegał. 
Wsparł głowę na ramieniu i wpatrywał się we mnie. Pomimo ciemności widziałem ciemny kształt brwi na jego jasnym czole. Unósł je nieco do góry i czekał.
- Nie mogę żyć w twoim świecie, a ty w moim tak. Chociaż w taki sposób, niedotykalny i pozazmysłowy, nie jesteś odległą mgłą, jesteś jak zapach kwiatu w moim domu.
- Pojmujesz to wszystko zbyt bardzo zmysłowo.
- Miłość jest zmysłowa! 
- A co to jest miłość twoim zdaniem? 
- To to, że jesteś obok mnie. To, że rozmawiamy. To, że oddychamy tym samym powietrzem i mamy wspólne ciepło pod kocem. To, że patrzysz na mnie, a ja patrzę na ciebie i mogę cię dotknąć, przytulić.
- Ale to wszystko jest nadal tylko majakiem...
- Wiem i właśnie to boli najbardziej... Może kiedyś, w nieokreślonej przyszłości, gdy świat się rozpadnie i złoży na nowo, będzie mi dane spotkać ciebie ponownie i zmysłowo objąć twoją twarz i złożyć na niej pocałunek jak tamtego wieczoru i wyszeptać "Kocham..."
- Skoro się znów spotkamy w tej przyszłości, to i przyjdzie nam znów się rozstać...
- Tak... I znów będę na ciebie czekał milion lat... 
- Będziesz czekał?
- Tak...

Sen 26. Pomimo upływu czasu

- Czy wiesz, mój drogi, że tak całkiem niedawno zaczął się 5 rok naszej znajomości?
- Hmmm... To już tyle czasu szukasz nieistniejącego sensu wspólnej egzystencji?
- Cieszę się, że tu jesteś.
- Jestem, nie będąc - wzruszył ramionami Lemur Błękitnooki.
- Cóż... Najważniejsze w tym chaosie istnień jest to, że nadal jestem zakochany po uszy w twoim głosie,  w tym twoim francuskim "r", niebieskim spojrzeniu i w tym, czego tak nie lubisz - w wąskim, prostym nosku. 
- W prostym nosku? Hmmm... Chyba trochę przesadzasz...
- Taki sam ma Justin Kirk i jest dzięki niemu niesamowicie przystojnym facetem. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać... - wszedłem mu w słowo. 
- Justin Kirk?!
- Tak! Jednak tak na serio urzekła i uwiodła mnie twoja inteligencja, spokój i opanowanie. I gust! Tak, to jest coś! Twój gust!
- Jak zwykle przesadzasz - odparował Elbi ze zdziwioną miną.
- Wiem swoje, a ty wiesz swoje.
Justin Kirk w "Aniołach w Ameryce"

poniedziałek, 17 września 2012

Sen 25. Podobieństwo

- Wiesz, że jesteś bardzo podobny do pewnego aktora z "Listy Schindlera"? Nawet jego głos ma taką samą barwę jak twój... - Zagadnąłem go dziś w kuchni.
- Wiem. To przecież byłem ja - odparł Lemur Błękitnooki. 

Sen 24. We mgle tajemnic

Drzwi zaskrzypiały ciuchutko. Duży biały kot śpiący w nogach łóżka podniósł głowę i błyszczącymi oczyma świdrował ciemność. Po chwili wyciągnął do przodu łapy, wygiął grzbiet i miękko przeszedł w stronę poduszki, by zeskoczyć stamtąd na dywan i czmychnąć pod łóżko.
Przez szparę pod drzwiami do sypialni zaczęła wdzierać się gęsta mgła. Najpierw spowiła nieprzeniknionymi oparami kąty, zawisła nieruchomo pod sufitem, wpełzła we frędzle zasłon i pomiędzy nici dywanu. Zastygła niczym zeszklona żelatyna, unieruchamiając w swym wnętrzu każdy sprzęt, powietrze, rosę potu na czole śpiącego, jego sny i myśli, w tym uciśnieniu przestała krążyć jego krew i płyny ustrojowe. W bursztynowej pułapce blaskiem seledynowego utajenia mignęły oczy uwięzionego kota, który, wydając gardłowy pomruk, zastygł z półotwartym pyszczkiem. Mgła wdarła się do jego wnętrza, otoczyła jego wnętrzności, wlała się do komór serca, wypełniła swą gęstością zwoje mózgowe i uśpiła zwierzę. Blask jego oczu znikł, zaciągając matową zasłonę na białka i źrenice. Cały pokój znieruchomiał i zdrętwiał.
Drzwi ponownie skrzypnęły i przez szczelinę wsunęła się do pokoju dłoń. Długie i subtelne palce odnalazły kontakt i załączyły górne światło. Podniosłem głowę i ujrzałem znaną sobie postać. Usiadłem na łóżku, podwinąłem nogi pod siebie i czekałem aż podejdzie. Z początku nie zauważyłem, że korpus mojego ciała nadal leży pod pościelą. Obok mnie spał kot zwinięty w kłębek, lecz gdy chciałem go pogłaskać, moja dłoń zapadła się niby w unikalnym widmie i zaczęła znikać. Dotkąłem swojej twarzy, lecz niczego tam nie było. Przeniosłem rękę na śpiącego siebie i wyczułem fizyczny opór ciała. Było zimne i jakby skamieniałe. Nie oddychało, lecz drżało niby z zimna. Przyjrzałem się sobie - lekko rozchylone usta, lekko zaróżowione poliki, gładkie czoło i jasne włosy rozrzucone na podusze, a wiele z nich w nieładzie pokrywało część twarzy i bezczelnie wdzierało się do oczu, ust i uszu. Chciałem je odgarnać na bok, lecz jakby zmagnesowane wracały na swoje miejsce.
Postać zbliżyła się do łóżka i była już na wyciągnięcie ręki. Gdy usiadła, biały kot już siedział na jej kolanach i wyniośle przeciągał się i prosił o pieszczoty. Oparłem głowę o pobliskie drzewo i zapatrzyłem się w niebo. Chmury płynęły pchane niewidzialnym wiatrem, pośród nich kołował sokół bądź jastrząb. Przykryłem rąbkiem kołdry śpiącego kota, by nie stał się ofiarą drapieżnika i wziąłem do ręki dłoń mojego towarzysza. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Wskazał niemym gestem stolik i zza siebie wyciągnął kruche ciastka z makiem i dwa kubki kawy. Usiedliśmy. Kot od razu wskoczył na stół i prosił o łakocie. Nawet nie zdążył się zbliżyć, gdy ze świstem z nieba spadł sokół i wbił szpony w jego grzbiet. Na stole zakotłowało się, kubki przewróciły się, ciastka pospadały na dywan. Lampa nad stołem huśtała się we wszystkie strony. Mój towarzysz wstał i pogłaskał sokoła po głowie, a ten uleciał w niebo, zabierając ze sobą swoją zdobycz.
Zaczęło się ściemniać. Ani boczna lampka, ani światło górne nie dawały wystarczającej jasności. Las zaczynał pogrążać się we śnie. Wstaliśmy od stołu i przeszliśmy do sypialni. Pocałował mnie w czoło i położył się obok. Naciągnął kołdrę i poprawił poduchy. Obudzony kot wyszedł spod łóżka i, miaucząc, wskoczył na pościel. Pogłaskał go i spojrzał mi w oczy.
- Chyba popełniłeś błąd - szepnął.
- Wiem...
- Jesteś tak daleko i tak blisko zarazem - wydusiłem po chwili.
- Zawsze jestem za daleko - wsunął rękę pod mój kark i mogłem do niego przylgnąć bardziej. Czułem bicie jego serca. Słyszałem, jak przymykał powieki i gdy głęboko wzdychał, jego klatka piersiowa się podnosiła i opadała.
- Martwisz się tym? - Spytałem.
- Nie, raczej nie. Nasza bliskość jest nieokreślona - odparł.
- Wiem, że nie ma ciebie tutaj i już nie będzie - wyszeptałem i ucałowałem go w czoło.
- Właśnie. Trzeba nam trwać, będąc blisko oddalonymi od siebie...
- Nadzieja umarła, gdy...
- Nie, to umarł tamten czas - oddał pocałunek i zamknął oczy.
Mgła zniknęła i zasnęliśmy przytuleni z kotem w nogach pośród szumu jesiennego wiatru.