piątek, 29 marca 2013

Sen 61. Sam siebie pomału zabijam

Pomału zaczynam wątpić w to, że ta cała blogowa pisanina ma mi w jakiś tam sposób pomóc. To wyrzucanie z siebie myśli, wątpliwości, rozterek, bólu i zagubienia przestało mieć sens. Nie pomaga mi to! Może gdybym umiał lepiej składać słowa, zdania, gdybym umiał lepiej pisać, gdybym miał bogatszą wyobraźnię, by nazwać rzeczy po imieniu, szerszy zakres mądrych słów, byłoby lepiej?? Cóż, prosty ze mnie człowiek i nie potrafię inaczej, lepiej...
Nie pomaga mi także zdjęcie Błękitnookiego stojące tuż przy łóżku (a psychiatra mówiła co innego), nie pomaga mi widywanie się z Brązowookim (nadal jestem naiwnym dużym chłopcem), nie pomaga uśmiechanie się do innych i granie roli człowieka szczęśliwego: "Wszystko u ciebie w porządku?""Tak, oczywiście! A co u ciebie?" - odpowiadam z maską. Po co to wszystko?
Każdego kolejnego dnia moja wewnętrzna pustka się powiększa, każdy kolejny dzień jest przymusem, można przewidzieć, co i o jakiej godzinie będę robił, że w pracy znów pokaleczę dłonie, że biały proszek sypany do wody wyżre mi skórę, że znów trzeba wymyć śmietniki, wymienić worki, pozamiatać, umyć podłogi... I ciągle to samo, w kółko to samo... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma widoków na zmianę tego...
Zabija mnie monotonia każdego kolejnego dnia, nawet tego, który będzie za tydzień, bo będzie dokładnie to samo co dwa tygodnie temu... W mojej poprzedniej pracy każdy dzień był inny i tego właśnie brakuje mi najbardziej...
Chciałbym zniknąć. Naprawdę! Zastanawiałem się wielokrotnie nad tym, co by było, gdybym zniknął. Nic by nie było. Wszystko by nadal toczyło się swoim rytmem - ktoś za mnie myłby śmietniki, firma normalnie by funkcjonowała, jeździłyby autobusy, Brązowooki pracowałby w swojej cafe, przyszłoby lato, potem jesień, zima i znów wiosna. Nic by nie było! A ludzie? Zapomnieliby następnego dnia, gdyż mają swoje sprawy i swoje problemy. 
Prawie każdego wieczoru (nocy) kładę się z prośbą na ustach: "Boże, jeśli istniejesz, błagam cię, spraw, bym się nie obudził." I następnego poranka otwieram oczy... Nie wiem po co... By się tylko męczyć...
Chciałbym wyjść z domu któregoś dnia i zniknąć... Tak po prostu... Bez jakiegokolwiek śladu...

czwartek, 28 marca 2013

Sen 60. W nocnym impasie

Chyba nie spałem zbyt dobrze...
Nie pamiętam tego, gdyż co chwilę ktoś wchodził do pokoju i mnie budził, mówiąc, że woda cieknie z kranu nad wanną, potem wyciągał spod łóżka stare ubrania, stare buty, pakował je do walizki, a te spadały na dywan i tłoczyły się ciągle wzrastającymi kupami szmat, zaczynały cuchnąć wilgocią i pleśnią, zaczynały parcieć i pękać, rozpadać się na kawałki, wydawać nikłe dźwięki gnicia, syczały pod ciśnieniem ucisku wieka walizki i upadały znów na dywan, który namókł już na tyle, że pokrywał zanurzone weń stopy na kilka centymetrów, lecz, gdy się wstało, w niektórych miejscach woda dosięgała kolan i bulgotała pęcherzami brązowego, gęstego, śmierdzącego błota nici, nadruków, mankietów, połamanych lub wyszczerbionych guzików, pętelek, zamków błyskawicznych, wszystkich zarazem odbarwionych i poniżonych losem, ale i wzniesionych ku chwale wspólnej rewii pod imieniem armanich, guccich i versacich, których spotkało jednakowe przeznaczenie początku i końca w chwale świstu fleszy i syku butwiejącego odoru...
Ktoś dobijał się do okna pokoju. Z wysiłkiem opuściłem stopy na dywan. Zachlupotało. Oparłem się o parapet i wypchnąłem okno na zewnątrz. W strugach deszczu, w przemoczonym ubraniu i w kapturze naciągniętym na czoło, stał Brązowooki. Przez okno wszedł do pokoju i stanął przy łóżku. Ściekająca zeń woda łączyła się z tą na podłodze, podwyższając swój stan i zatapiając kolejne sprzęty. Nie zauważył tego nawet. Rozpiął i ściągnął bluzę, następnie zrzucił mokre spodnie. Moim oczom ukazał się jego tors i nagie biodra. Drgnąłem. "Wiesz, zimno mi" - szepnął i, kładąc się do łóżka, przykrył się kołdrą. Głowa spoczęła na poduszce, przymknął swe brązowe oczy i wpatrywał się w sufit. Słyszałem tylko kapanie wody i jego równomierny oddech. Nachyliłem się i ucałowałem go w czoło. Spał.
Gdy tak przyglądałem się śpiącemu Brązowookiemu, do pokoju wszedł Lemur Jasnowłosy. Stanął pod ścianą i się zamyślił. Kątem oka dostrzegłem, jak Brązowooki odchyla kołdrę od strony Jasnowłosego, ten się uśmiecha, szybkim ruchem zrzuca sweter i spodnie i wskakuje do ciepłego łóżka. Mignęła mi tylko ich nagość, nawet nie zdążyłem zareagować, gdy zniknęli pod kołdrą. "Brązowooki przyszedł do mnie!" - zawył mój umysł i odrzuciłem nagłym ruchem pościel, lecz, ku mojemu zdziwieniu, w kłębek zwinięty spał tam Błękitnooki, nagi i zziębnięty ciepła szukał w rozrzuconych dokoła siebie suchych jesiennych liściach. Gdy mnie dostrzegł, wyciągnął ku mnie rękę i zapłakał. Nie wstydził się swej nagości. Wnet zapomniałem o zwiedzionym przez Jasnowłosego Brązowookim i przytuliłem go do siebie.
Nawet nie wiem, jak długo tak leżeliśmy, ale zaczynałem już czuć emanujące od niego ciepło, gdy do pokoju wrócił Brązowooki. Stał przy łóżku i patrzył na Błękitnookiego. Spojrzał na mnie i: "On tu?" - rzucił smętnym głosem. Pomimo jego nagości chciałem wstać i przyjąć zaproszenie, lecz przytrzymał mnie za ramię Błękitnooki. "Co ze mną będzie?" - wołały jego błękitne oczy. "Rób co chcesz!" - wołały oczy tego drugiego. 
Nie wiem czemu, ale załączyłem telewizor i zapatrzyłem się w migające obrazy. W tym czasie woda z dywanu wyparowała. Sięgnąłem po butelkę whisky, łyknąłem raz, drugi, trzeci i podałem ją Brązowookiemu, ten zrobił to samo i podał następnie Błękitnookiemu. Zauważyliśmy, że za oknem wstał nowy dzień. Nie miałem sił na nic i chyba potem nie spałem zbyt dobrze... 

Sen 59. Otwórz oczy...


Byłem na Niego zły. Wyobrażałem sobie, że jak Go spotkam, powiem to, co myślę, że wykrzyczę się, wyrzucę z siebie żal czekania i zawodu, jaki mi sprawił, tym samym mając nikłe myśli, że może tym razem dostrzeże, jak mocno mi zależy... Lecz gdy tylko zobaczyłem w oknie Jego uśmiechniętą twarz, błyszczące oczy, gdy tylko usłyszałem Jego głos, naznaczony obcym mi akcentem, przypomniałem sobie, jak zawsze odrobinę zniekształca moje imię i... przeszło mi... Wszedł do mojego pokoju i: "Jak się masz? - zagadnął. "Teraz już dobrze" - pomyślałem. Gdy jest obok mnie, jest inaczej, ja jestem inny, wszystko jest inne. Oddycham wtedy spokojnie... Znów czekam jego obecności... Może już jutro nasze oczy otworzą się i spojrzą na świat całkiem inaczej... Tak bardzo bym chciał, by oczy Jego zalśniły i zmieniły barwę codzienności...

poniedziałek, 25 marca 2013

Sen 58. Z koziej dupy trąby nie będzie

Żeby dobić mnie do reszty odczytałem wiadomość dnia, a może nawet tygodnia, miesiąca, roku...

"W związku zakończenia urlopu dziekańskiego bla, bla, bla, i niepodjęcia przez Pana kroków kontynuacji studiów bla, bla, bla, niniejszym oświadczam bla, bla, bla, że został Pan z dniem takim a takim skreślony z listy doktorantów stacjonarnych studiów doktoranckich Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu (...) o specjalizacji Antropologia Kulturowa. Prosimy o zwrot następujących dokumentów bla, bla, bla...Z wyrazami szacunku Dziekan, Prorektor, Rektor bla, bla, bla. Tam i tam, dnia tego i tamtego bla, bla, bla..."

P.S. Życzymy dalszych zawodowych sukcesów na zmywaku i przy szorowaniu podłóg...


niedziela, 24 marca 2013

Sen 57. Jutro było wczoraj

Lemur Brązowooki zniknął z mojego życia...
Nie jestem tym zdziwiony, zaskoczony, rozczarowany...
Nie jestem nawet zły.
Chyba w ogóle nie jestem...
Jeszcze...
Jeszcze śnię...
Wiem, że gdy się obudzę, będzie inaczej. Włożę czyste ubrania, zaparzę mocną kawę, siądę w ulubionym fotelu i zacznę czytać nową opowieść o Lemurach. W nowej fabule prym wieść znów będą Błękitnooki i Brązowooki. Tło stanowić będzie Katta. Pojawi się także wszechobecna Markiza. Nie może jej zabraknąć.
Sen Katty zatoczy koło.
A gdy znów sprawy się zawikłają i rozwikłają, bohaterowi pęknie serce...
Jak teraz...