środa, 31 grudnia 2014

Sen 231. Lemur Katta na koniec roku

Chcę się obudzić.
A może ja nie śnię? 
Co mogę zrobić?
Nic nie da się zrobić. 

Sen 230. Lemurek Błękitnooki na koniec roku

Lemurek Błękitnooki wkrótce wyjeżdża do rodziców. Wraca na stałe do Zabytkowego Miasta. Nasze zrękowiny zostały zerwane. Przecudowny ostatni dzień roku. 

Sen 229. Elbi na koniec roku

W ostatnią noc starego roku przyśnił mi się Elbi. Siedzieliśmy na łóżku i rozmawialiśmy. Przynajmniej mogę go widywać w snach. Do tej pory czuję na sobie jego zapach. Wiem o nim tylko tyle, że nadal pracuje w tej samej firmie, a na FB prezentuje zdjęcie swojego syna (chyba że jest to jego zdjęcie z dzieciństwa). Mały jest do niego tak podobny... Cieszę się, że jest szczęśliwy i życzę mu wszystkiego najlepszego.
Sylwestra spędzę w domu przed telewizorem. Pomimo zaproszenia do znajomych nie mam ochoty iść.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Sen 228. Końce i początki

Nie widzę sensu w jakichkolwiek rocznych podsumowaniach. Raz byłem na wozie, raz pod wozem, raz świeciło słońce, potem padał deszcz. I tak w kółko. Życie!
Końce:
Był to drugi rok mojej emigracji, rok dość nierówny i niespokojny. W pierwszym półroczu definitywnie zerwałem znajomość z Brązowookim, potem z Marudaną, co tylko wyszło mi na dobre. W pracy na miejsce dawnego szefa weszła cholerna pizda, która zniszczyła wszelkie koleżeńskie relacje pomiędzy ludźmi, wprowadziła system donosicielstwa, lizania dup, kłamania, krytykowania i dyskryminacji. Skłóciła i nastawiła przeciwko sobie ludzi, którzy pracowali ze sobą od lat. 16 listopada złożyłem rezygnację i dzień 30 listopada był moim ostatnim dniem w tym przybytku niedoli i od 6 grudnia jestem w Polsce.
W kończącym się roku przeczytałem 32 książki. To znacznie więcej niż dwa lata temu. 
Początki:
Styczeń będzie bardzo intensywny, gdyż już 9. lecę na 16 dni do Meksyku. Niestety sam. Błękitnooki wczoraj oznajmił mi, że wycofuje się ze wspólnego urlopu i że prawdopodobnie nie wróci ze mną do Belo Horizonte. Nie wiem, co się dzieje. Szkoda gadać... Po powrocie pobędę w Polsce może z tydzień i będę się zbierał do swojego brazylijskiego bagienka. Co tam będzie ze mną dalej? Nie wiem...

środa, 24 grudnia 2014

Sen 227. Tradycyjnie


WSZYSTKIM BLOGEROM I INTERNAUTOM
SPEŁNIENIA MARZEŃ, RADOŚCI, SZCZĘŚCIA I WYTRWAŁOŚCI W DĄŻENIU DO CELÓW ŻYCZĄ LEMURY DWA - BŁĘKITNOOKI I KATTA.

wtorek, 23 grudnia 2014

Sen 226. "Ja cię kocham, a ty śpisz"

A my już w piżamach w łóżeczku siedzimy, gdyż zaczęła się właśnie nasza ukochana komedia romantyczna: "Ja cię kocham, a ty śpisz".
Czasem zdarzy się naszej polskiej telewizji pomyśleć pozytywnie i dać coś ciekawego, rzadko, ale jednak.

niedziela, 21 grudnia 2014

Sen 225. Zamyślam się

Od dawna próbuję zrozumieć mechanizm pewnego problemu: skąd bierze się nagły i niczym niezapowiedziany przypływ przytłaczającego i wszechogarniającego smutku, i nie jest to typowy smutek, który wywołuje zamyślenie i chęć pobycia przez pewien czas tylko we własnym towarzystwie, ale jest to smutek poniekąd destrukcyjny, destabilizacyjny, wywołujący chaos umysłu i zagubienie. Czuje się go tuż po przebudzeniu i narasta wraz z dniem, kumulując swój napór wieczorem i tuż przed snem. On nie jest taki, jak ból głowy, to raczej ucisk w klatce piersiowej, ograniczenie oddechu i przygnębienie. Natłok myśli nie daje spokoju, myśli, które są, a których nie powinno być, męczą i dręczą.
Smutek ogarnia całe ciało, rozbija siłę i chęci przetrwania. Temu wszystkiemu towarzyszy, chyba odgórnie przypisany, wewnętrzny niepokój i nieokreślone rozdarcie - chciałoby się gdzieś uciec, zamknąć w szafie, schować pod dywanem, rozpłynąć w powietrzu, byle tylko nigdy więcej nie doświadczać pustki. Serce bije mocno, w skroniach pulsuje, w uszach huczy, gardło się ściska, a na czoło wstępują krople potu. Zewsząd czuje się strach czegoś nieokreślonego, strach ten nie ma źródła, lecz jest odczuwany jako fizyczny i wręcz dotykalny. Nie wiadomo też, o jaki strach chodzi. Czy jest to obawa przed samotnością, niepowodzeniem, odrzuceniem, a może to strach o brak możliwości rozwoju, brak domu, pracy, pieniędzy, przyjaciela? Każdy z wymienionych aspektów ma procentowy udział w rozwoju strachu wewnętrznego. Ale w moim przypadku to coś innego: Tęsknota za kimś, kogo już nie ma i nie będzie.

sobota, 20 grudnia 2014

Sen 224. Nic nowego

Od dwóch dni czuję ogromny smutek. Dopadły mnie apatia i obojętność, męczą tęsknota i przygnębienie. To te dni. Znów.

piątek, 19 grudnia 2014

Sen 223. Pocałunek




Sen 222. Na kanapie z Andersenem

Błękitnooki podawał mi kurtkę, gdy moje myśli zawiesiły się. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i "Nie chcę tam jechać", stwierdziłem. Lemurek zerknął na mnie zaskoczony. "Jesteś pewien?", zapytał po chwili. "Tak. Pomimo tego że to duże miasto, boję się możliwości spotkania. Zszedłem na psy, a Elbi pewnie powalający, jak zresztą zawsze! Nawet dyskutować już nie potrafię... Zmarniałem, cofnąłem się w rozwoju", marudziłem. "Ale ty głupoty gadasz!", zaśmiał się Błękitnooki. "Jedziemy, czy nie?", zapytał ponownie. "Nie", odparłem stanowczo. Cały dzień spędziliśmy w domu. Ugotowaliśmy obiad, ogarnęliśmy mieszkanie, a potem, zawinięci w puchaty koc, czytaliśmy sobie na głos baśnie Andersena...

środa, 17 grudnia 2014

Sen 221. Zapachy nocy

Ostatniej nocy nie tylko ja nie mogłem spać. Błękitnookiego zastałem w fotelu z książką w rękach. Gdy zbliżyłem się, spojrzał na mnie i "Dobra ta książka", szepnął. "Zaciekawiła cię?" zapytałem z uśmiechem, gdyż wiedziałem, że zagorzałym wielbicielem książek, szczególnie opasłych cegieł, nie jest. Przysiadłem na oparciu i przytuliłem swoją głowę do jego. Jego włosy pachniały szamponem, a skóra szyi wodą po goleniu, mydłem i snem. Uwielbiam ten błękitny mix jego zapachów. "To co teraz robimy? Idziemy spać, czy parzymy herbatę?", zapytał po chwili. "Pijemy herbatę i idziemy spać", skwitowałem. "Dobra. To idź zrobić, a ja tu jeszcze trochę poczytam." "Spryciarz!", szturchnąłem go w ramię i poczłapałem do kuchni.

Sen 220. Pośpiech

Mina bezcenna, gdy w porannym pośpiechu mylisz mały grzebień ze szczoteczką do zębów... Do tej pory patrzę na siebie z niedowierzaniem...

niedziela, 14 grudnia 2014

Sen 219. ?

A może by tak zniknąć w cholerę raz na zawsze?

Sen 218. Złość

Z Zabytkowego Miasta Błękitnooki wrócił roztrzęsiony i w złym humorze. Trzasnął drzwiami, rzucił kurtkę na komodę i zamknął się w łazience. Przez okno dokonałem szybkich oględzin samochodu, lecz wszystko było w porządku. Czekałem cierpliwie. Gdy wyszedł, spojrzał na mnie i poprawił okularki na nosie. "Miałem starcie z  Markizą", rzekł krótko i rzeczowo. Z wrażenia usiadłem na taborecie. "Jak to możliwe?! Przecież ona została w Belo!", uniosłem głos. "Jak widać nie została. Z tą drugą wariatką jest w Zabytkowym Mieście", postawił czajnik na kuchence. "Podeszła do mnie w galerii i szarpnęła mnie za rękaw. Gdy ją ujrzałem, krew uderzyła mi do twarzy!", opowiadał. "Ona przyjechała tu za mną", przerwałem mu. "Nie! Ona przyjechała tu za nami!", poprawił mnie i podał mi kubek z herbatą. Nawet nie musieliśmy kończyć konwersacji, gdyż rozumieliśmy się bez słów.  

sobota, 13 grudnia 2014

Sen 217. W zimowych zakamarkach

Za oknami szarówka. Opatuleni szalikami wyszliśmy na spacer. Alejki puste. Gdzieniegdzie migocze latarnia, spod lasu słychać wycie psa, a wiatr porusza zmrożonymi gałązkami głogu. Ciemność z otępieniem wdziera się w każdy zakamarek parku. W piaskownicy zastygły w martwym podrygu piaskowe, rozpadające się już, bezokienne baszty. Usiadł na zardzewiałej huśtawce i zaczął odpychać się w tył. Ciszę przeszył przeraźliwy zgrzyt. Zapaliłem papierosa. "Teraz wiem, gdzie jesteś", powiedział i wypuścił w stronę gwiazd obłok pary. Wciągnął chłodne powietrze i opuścił głowę. Podszedłem do niego i zanurzyłem dłoń w jego ciemnych włosach. Wbił wzrok w moją twarz i tak zastygł. "Wiesz, co chcę powiedzieć...", szepnął. Dostrzegłem łzę spływającą po jego policzku. Nachyliłem się i zebrałem ją ustami. "Każdy kolejny dzień sprawia, że niemożność się powiększa i nadzieja gaśnie", oznajmiłem, patrząc mu w oczy. "Właśnie! Nie boisz się tego?", zapytał. "Nie. Dawno przestałem wierzyć", odparłem. Po chwili położył rękę na moim ramieniu. Mocno do siebie przywarliśmy i zniknęliśmy pomiędzy szkieletami półmartwych drzew, zostawiając za sobą wciąż zgrzytającą huśtawkę...

czwartek, 11 grudnia 2014

Sen 216. Mam być cicho

Piąty dzień bez papierosów! Jakoś daję radę. Dziś w mieście kilkanaście razy minęliśmy palących ludzi i prawie przy każdym marudziłem Błękitnookiemu: "On pali... O jaaa... Patrz! Ona też... Jak na złość! Uuuu... Też chcę..." Skrzywiłem się, a mój Lemurek wysyczał z półuśmiechem: "Możesz być już cicho?!"
Wkrótce się złamię, gdyż jadę do Zabytkowego Miasta, a tam zgniecie mnie świadomość bliskości nieosiągalnego Elbiego, mam też spotkać się z Lemurkiem Zmartwychwstałym (a on pali) i pewnie nie wytrzymam.

wtorek, 9 grudnia 2014

Sen 215. Prośba o jedną minutę

W przyszłym tygodniu zamierzam wybrać się do Zabytkowego Miasta. Przejdę się szlakiem Elbiego, pozaglądam w stare kąty, zdmuchnę kurz z miejsc, które pokryły się zapomnieniem, a może zdarzy się cud i kątem oka będę mógł go gdzieś dostrzec... Tylko na chwilę, z daleka, chciałbym spojrzeć na niego i napełnić sny pięknem, uszczęśliwić duszę i nasycić się marzeniami na kolejnych kilka lat pustki.
Proszę tylko o minutę, minutę, która może zmienić moje przyszłe sny... 

czwartek, 4 grudnia 2014

Sen 213. Końce i początki

Jutro rano wyjeżdżam z Belo Horizonte. W polskim domu będę w sobotę wieczorem. To albo koniec wszystkiego, albo początek czegoś nowego - nie umiem tego przewidzieć. Jest jeszcze trzecia możliwość - mogę wrócić do dotychczasowego marazmu, ale wtedy utknę tu na poważnie. Czy decyzja okazała się trafną, dowiem się za jakiś czas. Nawet nie potrafię określić swego samopoczucia. Obojętność - to chyba najlepsza nazwa na to, co teraz czuję.
Rozmawiałem kilka razy z Błękitnookim. Czeka na mnie. Dalsze decyzje podejmiemy wspólnie. Wrócić do BH i tak będziemy musieli, gdyż mamy tu pełno naszych rzeczy, ale na jak długo, tego nie wiemy, i albo tu zostaniemy, albo się przeprowadzimy w nowe miejsce.
Do zobaczenia na polskiej ziemi. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Sen 212. Elbi

Najpierw dostałem smsa: "Przyjdę wieczorem". Czekałem w napięciu, gdyż wiedziałem, że prawdopodobnie stało się coś poważnego. Przyszedł. Usiadł w fotelu i po chwili oznajmił: "Odchodzę. To koniec. Lepiej będzie, jak mnie znienawidzisz." I wyszedł, a ja stałem, niemy i ogłuszony, i patrzyłem za nim, jak zbiega po schodach i znika w ciemności.
To było we wtorek 2 grudnia 2008 roku. W tamten dzień odszedł Elbi. Dziś mamy wtorek 2 grudnia 2014 roku. Nie ma go już pełnych sześć lat, a ja nadal pamiętam jego zapach i barwę głosu, czuję na rękach i na twarzy pozostawione przez niego ciepło na obiciu jego fotela, w którym potem ryczałem przez pół nocy. Jutro zacznie się siódmy rok bez Elbiego.
Dziwne to, że osoba, która jest nam bliską, a może się tylko nam wydaje, że jest bliską, potrafi w ciągu chwili zamienić nasze życie w koszmar. Wybaczyłem, nie czuję żalu, nie mam pretensji, chciałbym tylko kiedyś poznać powód tego, co się stało...

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Sen 211. Tuż przed

Dotrwałem do końca. Za mną ostatnia dzienna zmiana i w ogóle ostatnia. W naszym zakładzie przyjęte jest, że nie przychodzi się w ostatni dzień. Zrobiłem poziom i poszedłem, czym niektórych mocno zadziwiłem, a przy okazji ściąłem się z Marudaną. Miałem na to chyba ochotę, chciałem jej dopiec. Szczekała do mnie jak wściekła, a potem poleciała na skargę do biura. Wyśmiałem ją przy wszystkich.
Czuję ulgę, że to koniec. Popijam wino i zerkam w telewizor. Przede mną cztery dni wolnego, a z samego rana w piątek wyjeżdżam do Polski. Czeka mnie pakowanie, sprzątanie domu, trzeba mi też odwiedzić jednych znajomych, których widziałem dawno temu, a znowuż inni wyciągają mnie na piwo i pogaduchy jeszcze przed wyjazdem. Trzeba mi kupić upominki, gdyż w dzień św. Mikołaja będę w domu. Jak na razie to koniec przygody z emigracją.
Emigracja zmieniła mnie bardzo. I na lepsze i na gorsze. Na pewno stałem się bardziej wytrwały i stanowczy, mój język stał się cięty, potrafię tak komuś odpyskować i nawtykać inwektyw przy innych, że delikwent odchodzi czerwony jak burak. Kompletnie się nie przejmuję tym, że ktoś się może obrazić lub rozpłakać. Nie przebieram w słowach, nie ufam, a cynizm stał się poniekąd moją tarczą. Nauczyłem się tu palić i kląć jak szewc. Ze stron negatywnych to ucierpiał mój język ojczysty, co widać zresztą po ubóstwie słownictwa blogowego. Zapomniałem wielu słów i terminów, rzadko używam ulubionej frazeologii, gdyż jest ona nieprzetłumaczalna, a krajowcy i tubylcy nie rozumieją kontekstu lub jej znaczenia. I fakt najbardziej istotny - utraciłem kontakt z większością moich polskich znajomych. A to boli najbardziej. 

poniedziałek, 24 listopada 2014

Sen 210. Toksyczni ludzie

Właśnie tak!
O dawaniu drugiej szansy już kiedyś pisałem (Sen 131.), ale warto przemyśleć problem raz jeszcze.
Przekonałem się ostatnio na własnej skórze, że dawanie ludziom drugiej szansy jest szkodliwe dla nas samych, i nie mam na myśli tu Błękitnookiego. Mam wrażenie, że danie drugiej szansy to okazanie pewnej słabości, ale jest to także pewna forma zależności od tej osoby - nie chcemy tracić z nią kontaktu z jakiegoś tam powodu. Dałem szansę kiedyś Brązowookiemu, nie uszanował jej i ponownie poważnie się mi naraził (Sen 146, Sen 139, Sen 137.) . Po drugim razie wykreśliłem go z mojego życia i od ponad pół roku nie mam z nim żadnego kontaktu. Muszę to przyznać, że wyszło mi to tylko na dobre.
Tydzień temu po raz drugi naraziła mi się Marudana (nigdy wcześniej o niej nie pisałem). Nienawidzę, kiedy ktoś kłamie mi w oczy, dopuszcza się szantażu i grozi zemstą. Dałem jej szansę rok temu. Teraz zrobiła to samo po raz drugi. To koniec. Jak w przypadku Brązowookiego definitywne zerwanie z nią znajomości wyjdzie mi tylko na dobre.
Toksycznym ludziom nie daje się drugiej szansy, nawet gdyby prosili o nią na kolanach, bo i tak po pewnym czasie zrobią to samo co poprzednio, a w przypadku Marudany zrozumiałem i odczułem na własnej skórze, co znaczy iść do celu po trupach.

Sen 209. Włóczki Markizy

Wczoraj, pod moją nieobecność, Markiza weszła do domu. Siedzi w kącie salonu w swoim bujanym fotelu i robi coś na drutach. Obok niej, na taborecie, siedzi Baba w czerwonej chuście na głowie i trzyma kłębki kolorowej włóczki. Śpiewa w kółko jedną piosenkę i kiwa się w przód i w tył. Gdy wszedłem do domu, spojrzały na mnie cynicznie i się uśmiechnęły. Żadnego komentarza, ani jednej uwagi z ich strony. Wzruszyłem ramionami i poszedłem spać.
Bilety na 5. grudnia już gotowe. Lecę jak ostatnio - przez Londyn.

Sen 208. Spadanie

Siedzę na podłodze i patrzę w ścianę. Okna zasłonięte, w pokoju mrok. Paczka papierosów już prawie pusta, druga butelka wina już prawie opróżniona. Liczę drobinki kurzu, które unoszą się nad podłogą. Cisza. Jedynie od czasu do czasu do uszu dolatują odgłosy pustego domu - zgrzyt okiennicy, trzaski podłogi, szum piasku w ścianach, szelest tapety. Oddycham, ale tak jakbym nie oddychał wcale. Nawet świerszcz w kominku dziś pijany.
Spadam w otchłań egoizmu. Może się czegoś nauczę, gdy dotknę dna.
Łzami zaparowały mi okulary. Włosy rozwiał wiatr, lecz nie osuszył oczu.
Kalejdoskop żywych i martwych.
Co dalej?
Trzeba otworzyć kolejne wino...

sobota, 22 listopada 2014

Sen 207. Pustka

5 grudnia lecę do Polski.
Próbowałem rozmawiać z Błękitnookim. Przedstawiłem i wytłumaczyłem mu wszystko, zapewniłem, że na tym jednym zakładzie pracy świat się nie kończy. Z początku słuchał cierpliwie, przekonywał, że wszystko się ułoży, ale potem coś się mu odwidziało i stwierdził: "Rozumiem, że w ten sposób zakończyłeś naszą relację.""Nic takiego nie powiedziałem!", odparłem zdziwiony. Odpowiedział po chwili zastanowienia: "Nie powiedziałeś tego wprost, ale to wynika z tego, że planujesz tyle zmian w swoim życiu - nowa praca w innym mieście, może nawet powrócisz do Europy. Pomyślałeś o mnie? Zerwałeś ze mną, czyniąc takie plany.""To nie tak!"Rozłączył się, nie dając mi szans na wyjaśnienia.
To było wczoraj, dziś jego telefon jest także wyłączony.
Utraciłem go.

czwartek, 20 listopada 2014

Post 206. Zjebanie

Zbierało się ziarnko do ziarnka, rosło "coś" w zatrważającym tempie i potem się spierdoliło. Runęło jak domek z kart, zawaliło się, rozsypało jak podmyty przez wodę piaskowy zamek. Szkoda słów. Najpierw przybyła Markiza i narobiła awantur, potem wyjechał do Polski Lemurek Błękitnooki, teraz spieprzyło się wszystko w pracy - definitywnie zrezygnowałem, w ostatnią niedzielę dałem wymówienie. Pizda, główna szefowa, szaleje - co chwilę wymyśla nowe zadania, czepia się o byle gówno (np. masz odpięty guziczek w koszuli, nie możesz mieć skarpetek we wzorki (!!)), zmienia grafik z dnia na dzień nie informując o tym pracowników, zrzuca na nocną zmianę dosłownie wszystko i każdego dnia powiększa listę przydzielonych zadań, a jeśli się czegoś nie zrobi lub zrobi się to niedokładnie, grozi dyscyplinarka. U nas nocna zmiana zaczyna się o godz. 17. 00 i do samej północy produkcja idzie pełną parą. Co się da, to uprzątamy w trakcie, ale czyszczenie maszyn, mycie wszystkiego - podłóg, śmietników i całej drobnicy możemy zacząć dopiero po północy. W sobotę na nocce byłem sam, gdyż Złotko został odesłany do domu. Cały zakład sprzątać skończyłem dopiero po 11 godzinach, a i tak według niej było źle i dostałem opierdol. Zapytałem jej, dlaczego nie przydzieliła mi nikogo do pomocy, stwierdziła, że całe sprzątanie może wykonać jedna osoba, a zatrudnienie dwóch to już jest koszt dla firmy. Wkurwiłem się maksymalnie i następnego dnia dałem wymówienie. Nie tylko ja jeden, gdyż w ostatnim czasie odeszło dwóch kolegów z nocnej zmiany. Ja jestem trzeci, z tego co słyszałem, szykuje się do rezygnacji jeszcze trzech pracowników (w tym mój dobry kolega, który jest supervisorem), i są to osoby z samych nocek. Wszyscy mają dość.
Co teraz? Jeśli mam szukać pracy tu, w Brazylii, to decyduję się na przeprowadzkę do innego miasta, a jeśli się nie uda, to wracam do Europy. Może się gdzieś zahaczę, a jak nie to wrócę do Polski i coś tam będę kombinował. Najgorsze jest jednak coś innego - co ja powiem Błękitnookiemu? On jeszcze nie wie... Tu mamy dom! Płakać mi się chce! Chcę położyć się spać i rano się już nie obudzić. Markiza jest bliska zwycięstwa...

poniedziałek, 17 listopada 2014

Sen 205. Busy

Spóźniłem się! Fuck! Spóźniłem się na film. Nawet nie wiem, jaki ma tytuł! Znajomy wyciągnął mnie do miasta na łażenie bez celu. Wróciłem do domu, załączyłem telewizor i praktycznie film już się kończył. Szukałem informacji. Bezskutecznie. W skrócie: film wojenny - dwie walczące armie i spłoszony koń, biegnący po polu bitwy. Zwierzę wpada w zasieki z drutu kolczastego i zostaje uwolnione przez dwóch żołnierzy. Na poranionego konia zostaje wydany wyrok śmierci, lecz pojawia się jego właściciel - oślepiony w bitwie chłopak. Rozpoznają się. Film kończy się powrotem żołnierza do domu i powitaniem z rodzicami. Niesamowicie wzruszające sceny. Wspólnie z Błękitnookim ryczelibyśmy jak bobry. Co to za film??

Miałem dziś poranną zmianę. Na nocną przyszli Złotko i Alf. Na odchodnym rzuciłem im kąśliwie: "Życzę wam takiego "busy", żebyście ochujeli". I wyszedłem.

sobota, 15 listopada 2014

Sen 204. Impreza

Druga wiadomość od Błękitnookiego: "Wyjechałem pociągiem z Warszawy. Zadzwonię wieczorem, jak tylko dotrę do domu. Tęsknię. Buziaki."
Kurcze! Ja tu grzecznie śpię w łóżeczku, a ten szlaja się po świecie! Jak tak można?!

Całkiem niedawno dzwoniła do mnie znajoma z pracy: "Wszyscy są w szoku, że wczoraj nie przyszedłeś! Czy to prawda, że dziś ciebie też nie będzie?!" - wydarła się do telefonu. 
Jakoś nie mogę w to uwierzyć, że zauważyli moją nieobecność. No tak, nikt się ich nie czepiał! Pewnie szampan lał się strumieniami, puszczano balony w niebo i chórem skandowano: "Wiwat! Niech choruje! Niech choruje!" Moja reakcja na to jest bardzo prosta: Wali mnie to!

Sen 203. Sms

Kilka minut temu otrzymałem wiadomość od Lemurka Błękitnookiego: "Właśnie przelatujemy nad Wyspami Kanaryjskimi. Musimy wybrać się tu na wakacje! Tęsknię."
Cieszę się, że ponad połowa drogi już za nim. Wkrótce i ja udam się w tę samą trasę. Być może do domu wrócimy razem. Zobaczymy.

piątek, 14 listopada 2014

Sen 202. Przeplatanka

Nie poszedłem dziś do pracy. Zadzwoniłem do biura i powiedziałem, że się źle czuję i nie przyjdę. "Ale ty zawsze jesteś...", usłyszałem skonsternowany głos. "Dziś mnie nie będzie. Jutro prawdopodobnie też. Sorry". Rozłączyłem się. Naciągnąłem koc na głowę i zwinąłem się w kłębek.

Błękitnooki jest już gdzieś daleko nad Atlantykiem. Pewnie, słuchając mp3, podziwia toń oceanu lub, zaciągnąwszy kaptur na głowę, drzemie.
  
Nadal boli mnie ramię po upadku ze schodów. Tamtego dnia nie daliśmy się Markizie. Dostała zakaz zbliżania się do domu, pomimo tego nie odpuściła i nadal koczuje w pobliskim parku.

Przeczytałem już wszystkie książki przywiezione z Polski. Na półce zostały dwie cegły: w języku oryginalnym tomiszcze "David Copperfield" i przerażający "Ulisses" Joyse'a. Jeśli braknie mi odwagi na jednego lub drugiego, przeproszę się z Kindlem, który utonął na dnie którejś z szuflad.

Pogoda ostatnio nie rozpieszcza. Mokro, parno, burzowo. Robactwo (oby tylko one) pcha się do domu. Przed wyjściem trzeba szczelnie zamknąć okna i drzwi, gdyż po powrocie można zastać na podłodze w kuchni lub w łazience niezłych rozmiarów niespodziankę...

Elbi przysłał mi kartkę na święta. Tak wcześnie? I te dziwne życzenia...

W pracy bywa różnie - raz na wozie, raz pod wozem. Błękitnooki miał rację, że przez nią się zmieniłem - stałem się nerwowy i niecierpliwy, do tego pyskuję, przeklinam i palę. Takt, spokój, opanowanie, skromność, empatia przeszły do lamusa. Z innego źródła usłyszałem też, że stałem się egoistyczny, ekscentryczny i ekstrawagancki. Hmmm... Zaczynam się bać siebie samego...

A może wizerunek złego, niepoprawnego, bezczelnego chłopca będzie mi bardziej pasować?  

A to wszystko to wina tego potłuczonego lustra. Zamieniliśmy się wtedy odbiciami. Dałem się zwieść i oszukać. Myślałem, że ta zamiana wyjdzie mi na dobre, lecz stało się inaczej. Właśnie to, że nie da się go posklejać, powoduje ciągłe nieszczęścia w moim życiu, gdyż nie możemy odmienić się rolami i powrócić do swoich światów.

Prawdopodobnie pod koniec listopada lub w pierwszych dniach grudnia polecę do Polski. Chciałbym wiedzieć po co, ale po dogłębnej analizie, lepiej nie nastawiać się na nic. Jeszcze nie wiem. Może tak, może nie.

niedziela, 2 listopada 2014

Sen 201. W domowych pieleszach

Leniwa niedziela. Błękitnooki śpi na kanapie, ja zaś krzątam się po domu. Od rana leje, niedawno nad miastem przetoczyła się burza. Pomimo deszczu nadal jest parno. W planach mieliśmy wyjazd na płaskowyż w parku narodowym, lecz widząc nadchodzące znad dżungli burzowe chmury, zawróciliśmy z drogi do domu. Nie chcieliśmy ryzykować, by ulewa zaskoczyła nas na szlaku, gdyż z powrotem by było ciężko. Niestety, wycieczka w brazylijskie lasy deszczowe to nie to samo co leśny piknik w polskim klimacie. Tutaj spadają "ciężkie" deszcze, podłoże w dżungli staje się grząskie, deszczówka od razu paruje tworząc tumany mgły gęstej niczym śmietana. Do tego insekty tną tak wściekle, że można postradać zmysły. W centrum handlowym zrobiliśmy zakupy, a po powrocie zamknęliśmy się na cztery spusty. I  tak mija nam leniwa niedziela. Mam ochotę na drzemkę obok Błękitnookiego.

PS.W ostatni piątek przez całą zmianę pełniłem funkcję supervisora... I chyba trzeba mi już obciąć włosy, grzywka sięga ust i przeszkadza w pracy, gdyż ciągle sypie się w oczy...

PS2. Zakładając tego bloga, nawet nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przekroczę dwusetkę... Tylko dzięki Błękitnookiemu nadal coś tu piszę.

sobota, 1 listopada 2014

Sen 200. Być tuż obok

Miałem dziś dzienną zmianę. Błękitnooki czekał na mnie. Ugotował budyń czekoladowy, naszykował pełną michę różnych owoców. Postanowiliśmy urządzić sobie kinowy wieczór. Zrobiliśmy sobie po dużym kubku kawy, rozłożyliśmy kanapę i zakopaliśmy się pod kocem. Obejrzeliśmy już "Amelię", jesteśmy w połowie dramatu "Babel", w planach mamy jeszcze liryczno-poetycki obraz "Drzewo życia" i, jeśli nie zaśniemy, zobaczymy po raz setny "Filadelfię". Chcemy ten wieczór spędzić razem, gdyż dość rzadko się nam to zdarza.

czwartek, 30 października 2014

Sen 199. (...)

Nie wiem, skąd cytat ten jest, ale bardzo mi się podoba. I jest taki prawdziwy...

"Kiedy się zakochasz i serce twe będzie rozdarte, wtedy poznasz znaczenie miłości o ból życia oparte".

wtorek, 28 października 2014

Sen 198. Z Markizą się nie zadziera

W sobotnie popołudnie wrócił do domu Lemurek Błękitnooki. Stwierdziliśmy, że wspólnie przepędzimy Markizę. W związku z tym, że obaj nie spaliśmy poprzedniej nocy, usnęliśmy na górze. Wybudził nas hałas, jakieś szuranie i stukanie na dole. Wyczuliśmy także smród palonego drewna. Wybiegliśmy z sypialni i stanęliśmy jak wryci. U dołu schodów stały Markiza i Baba w czerwonej chuście na głowie. Włamały się do domu (jak się później okazało - wypaliły pogrzebaczem zamek w drzwiach)! "Co to, do cholery, znaczy!" krzyknął Błękitnooki. "Nie szarpmy się z nimi! Dzwoń na policję!", rzuciłem do niego i patrzyłem, jak Baba wciąga kufer i toboły do środka. Tymczasem Markiza weszła do salonu, rozejrzała się dokoła i krzywo patrzyła na Błękitnookiego, który, ubrany jedynie w bokserki, rozmawiał przez telefon z policjantem. Potem, z zaciętą miną, zaczęła wciągać na górę swój kufer. "O! Nie! Nie! Nie!", krzyknąłem i próbowałem zastąpić jej drogę. Przepychaliśmy się u szczytu schodów, gdy nagle Markiza, próbując oprzeć się o poręcz, zachwiała się, krzyknęła, złapała mnie za podkoszulkę i pociągnęła za sobą. Kątem oka zdołałem dostrzec tylko, że, stojąca tuż za nią, Baba w czerwonej chuście na głowie próbowała ją podtrzymać, gdy wraz z kufrem runęliśmy wszyscy na dół. 

poniedziałek, 27 października 2014

Sen 197. Dzień litości nad zwierzętami

Od wczoraj czuję się fatalnie...
Był dziś u nas "big boss" ze stolicy i nasza przeinteligentna szefuńcia skakała koło niego jak pchła - trajkotała jak wariatka, mizdrzyła się, udawała dobrą i pomocną dla pracowników, szczerzyła się do wszystkich, że mało co szczęka jej nie wypadła; była tak cukierkowa, że rzygać mi się chciało, gdy ją obserwowałem (a tak na serio to za każdym razem, gdy się do mnie zbliżała, chowałem się w jakiejś dziurze, byle by tylko nie znaleźć się z nią "face to face"). Gdzieś w połowie zmiany poszedłem do niej i powiedziałem, że bardzo źle się czuję i w związku z tym, chciałbym pójść wcześniej do domu. Zgodziła się! Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem! Okazała litość pracownikowi, który ledwo co na nogach się trzymał! Dzięki jej wspaniałomyślności i dobroci wyszedłem do domu trzy godziny szybciej.

sobota, 25 października 2014

Sen 196. Si vis pacem, para bellum!

Wiem, gdzie jest Błękitnooki. Odnalazłem go tej samej nocy, kiedy odszedł. Mówił mi, że doszło do karkołomnej awantury pomiędzy nim a Markizą, gdy nie chciał wpuścić jej do domu. Ponoć strasznie go zwyzywała, groziła mu nawet, że jeśli nie zniknie z mojego życia, to puści dom z dymem, gdy będziemy spać, i nic ją to nie obchodzi, bo jest ona Markizą i ma do tego prawo. Wystraszył się, spakował i odszedł. Na razie jest w bezpiecznym miejscu, gdyż sprawę z Markizą muszę załatwić sam.
Ściąłem się z nią zaraz po powrocie. Przed domem prawie że doszło do bijatyki. Zaatakowały mnie, gdy chciałem wejść do środka. Gdy próbowała mnie przypiec rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem, zrobiłem unik i pchnąłem ją tak, że przeleciała przez kufer. Gdy Baba w czerwonej chuście na głowie próbowała ją podnieść, zamknąłem się w domu. Cały czas obserwuję je przez okno. Siedzą przed domem i się naradzają. Gdyby przyszło im do głów, by wedrzeć się siłą, natychmiast ruszę do ataku. 

czwartek, 23 października 2014

Sen 195. Gdzie jest Błękitnooki?

Gdzie jest Lemurek Błękitnooki?! Z mieszkania zniknęła część jego rzeczy. Jego telefon nie odpowiada. Przed drzwiami domu siedzą na kufrach Markiza i Baba w czerwonej chuście na głowie. Rozpaliły ognisko i grzeją w ogniu pogrzebacze. Zapada noc. Jadę do miasta go szukać... 

wtorek, 21 października 2014

Sen 194. "Silence"

Ósmy raz z rzędu słucham na mp3 dwunastominutowej wersji "Silence" Delerium&Sarah MacLachlan w remiksie DJ Tiesto i odkryłem, że każdy kolejny raz jest dużo lepszy od poprzedniego. 

Sen 193. Co robi Elbi?

Czasami zdarza mi się odpłynąć myślami w daleką przeszłość i wspomnieć kogoś, kogo pewnie już nigdy nie zobaczę - Elbiego. Całkiem niedawno minęło pełnych sześć lat, gdy się poznaliśmy, minęło sześć pieprzonych lat od czasu naszych spotkań, spacerów, rozmów, sześć lat, gdy na klatce schodowej przycisnąłem go do ściany i nasze usta się złączyły po raz pierwszy...
A miało być tak pięknie... Co się wtedy z nim stało? Dlaczego tak się stało? Pewnie nigdy nie poznam prawdy. Patrzę na jego zdjęcia i płakać mi się chce... "Ka" napisała mi kiedyś, że jest on nieodzyskiwalny. Rozumiem i zarazem nie rozumiem.
Chłopak jak marzenie! On chciał, ja chciałem, obaj chcieliśmy być razem. Pamiętam czas, gdy wyjechał na dwutygodniową delegację i jak wtedy na niego czekałem. Tęskniłem za nim jak głupi! A potem stanął w drzwiach i się uśmiechnął: "Wróciłem!", zawołał i rzuciliśmy się sobie w ramiona. Teraz mogę jedynie zamknąć oczy i w wyobraźni zobaczyć jego twarz i poczuć jego niepowtarzalny zapach, a zapach ten to będę pamiętał do końca życia, gdyż śni mi się prawie każdej nocy, a rano jestem nim przesiąknięty... 
Wyszedłem wczoraj na przerwie na parking i przycupnąłem sobie na krawężniku. Zapaliłem papierosa (w pracy nieraz muszę odreagować) i się zamyśliłem. Próbowałem wyobrazić sobie, co mógłby w tym czasie robić Elbi. Opcji było wiele, ale na pewno nie zgadłem... Z jednej strony chciałbym pokazać mu, że cholernie mi na nim zależy, ale z drugiej rozumiem to, że nie zmuszę go do czegoś, czego on nie czuje. Szanuję jego wybór, lecz swoich uczuć nie potrafię zmienić.
Sześć lat to sporo czasu. Ci znajomi, którzy znają naszą historię, dziwią się, że nadal go wspominam i jego zdjęcia mam przy sobie w kalendarzyku, a po tym, co mi zrobił, wciąż pałam do niego mocnym uczuciem. Co ja mogę? Takie jest życie!
Mam nadzieję, że za milion lub więcej lat, gdy narodzimy się ponownie i spotkamy się przy naszej ławeczce, złapiemy za ręce i pójdziemy na spacer nad rzekę... Wierzę w to i czekam na Elbiego cierpliwie.   

piątek, 17 października 2014

Sen 192. Dżibutanie

"Skąd jesteście?", przeważnie tak pytają się nas miejscowi i różnej maści tubylcy, którzy przypadkowo usłyszą naszą rozmowę w mieście. Dość często pytają o to, czy jesteśmy Rosjanami, a gdy zaprzeczamy, dziwią się i mówią: "Mówicie po rosyjsku, a nie jesteście Rosjanami?" i odchodzą, kiwając głowami. "Nie jesteśmy!", wołamy na odchodnym. Wczoraj usiedliśmy w kawiarni, zamówiliśmy kawę i ciastka tortowe i, oglądając zdjęcia z Egiptu, wspominaliśmy nasz wyjazd. Dokoła stolika kręcił się kelner i ciągle się nam przyglądał i co chwilę rzucał okiem na zdjęcia. W końcu nie wytrzymał i zapytał: "Przyjechaliście z Rosji?". Zaśmialiśmy się, a Błękitnooki przewrócił oczyma. "Nie. Jesteśmy z Dżibuti", odpowiedział spokojnie. Chłopak wytrzeszczył oczy i zrobił pół kroku w naszą stronę. "Skąd?", zapytał. "Z Dżibuti", odparł Błękitnooki. "Ah", westchnął kelner i odszedł. Wrócił po chwili i, z prawie że obrażoną miną, prychnął: "Ale takiego kraju przecież nie ma!" Spojrzeliśmy po sobie i buchnęliśmy śmiechem. Na serio w Belo jest nieraz dziwnie.

wtorek, 14 października 2014

Sen 191. Bierzemy go do łóżka!

Jakiś czas temu zaczął pracować u nas chłopak z Indii. Ma on tak czarne włosy, że w blasku naturalnego światła przybierają odcień niby granatu, niby ciemnego fioletu. I ma coś jeszcze - niesamowite oczy - zielone niczym soczysta trawa. Potrafi nimi prześwidrować na wylot. "Co robi Hindus w Brazylii?", zapytał Błękitnooki. "To co my - mieszka, pracuje", odparłem. "Uwierzyłbym, że jest tu turystycznie, ale żeby być na stałe?", nie dowierzał. "Świat jest mały, a ludzie się ciągle gdzieś przemieszczają", skwitowałem.
Dziś pojechaliśmy na zakupy do centrum Belo i spotkaliśmy mojego kolegę. Ładnie się przywitał, pogadał z nami po angielsku i udał się w swoją stronę, a Błękitnooki rzucił po chwili: "Widziałeś jego oczy?! Jeszcze nigdy takich nie widziałem! Słuchaj, jeśli jest on nasz, to bierzemy go!" Spojrzał na mnie, badając moją reakcję. "Dobra. Jak nadarzy się sposobność, to wspomnę mu, że mamy duże łóżko", odparłem z poważną miną. Zerknęliśmy sobie w oczy, roześmialiśmy się i weszliśmy do centrum handlowego.

Sen 190. We mgle

Zaległa mgła. Okryła miasto mlecznym całunem i stopniowo zatopiła we wnętrzu swego cielska wieżowce, wygięte latarnie, rachityczne drzewa, wystraszone psy i koty, martwe ptaki, w których już zaczęło wić się spustoszenie, zwiędnięte trawy, a pośród nich nagich ludzi, którzy zaskoczeni w miłosnych uściskach i ekstatycznym podrygiwaniu zaczęli zakrywać swoją nagość. Spadła na miasto z hukiem. Posypało się szkło, pękły butelki z napojami gazowanymi, zgasł ogień, pies w przypływie strachu rozszarpał swego właściciela, a wygłodniałe stado szczurów rzuciło się w szale na swoich towarzyszy.
W samochodzie załączył się alarm. Trzymając się za ręce, wyszliśmy przed dom. Rozgarniając mgłę, przedzieraliśmy się, zanurzeni po kolana, przez stosy rozkładających się kocich i psich trupów. Wylewający się z ich zgniłych ciał amoniak, palił nam nogi. Byliśmy nadzy. Nie wiedzieliśmy dokąd iść. Rozłupane drzewa straszyły powyginanymi gałęziami usianymi sznurami wisielców, a ich soki bulgotały niczym gotująca się gęsta maź. Gdzieniegdzie można było dostrzec zagubionego człowieka, który z urwaną ręką, nogą, roztrzaskaną czaszką, wyłupanymi oczyma, dziurą w sercu, wiszącymi jelitami lub kapiącym mózgiem szukał odpowiedzi na to, co się stało. Nagle Elbi puścił moją rękę i, przyspieszając kroku, udał się w stronę rzeki. Stanął nad jej krawędzią, rozłożył ręce i obrócił się w moją stronę. "Wiesz, że byłem tylko na chwilę. Muszę odejść, gdyż śmierci nie uciekniesz. Dasz sobie radę!", zawołał i, gdy wyciągałem do niego rękę, przechylił się do tyłu i spadł. Kotłująca się w dole woda pochłonęła go. 
Usiadłem na łóżku i czułem chłód. Serce mi waliło jak młot, ciało bolało. Drżałem. Przez mrok dostrzegłem sylwetkę śpiącego obok mnie Błękitnookiego. Dotknąłem jego włosów i przylgnąłem ustami do jego nagiej szyi. "Nigdzie nie idę", szepnął przez sen i przyciągnął mnie do siebie.

niedziela, 12 października 2014

Sen 189. Phiiii... Chuj im w dupę!

Nawet nie przypuszczałem, że dzisiejsza nocna zmiana zakończy się dziką awanturą. W rolach głównych: Lemur Katta contra "Złotko", pupilek głównej menadżerki (pizdy). Gdyby nie przybiegł nasz menadżer, to bym gnoja poszarpał na miejscu.
Wyszorowałem dziś na błysk takie wielkie zlewy, do których wlewa się wodę z piachem i wrzuca się odpadki po myciu śmietników, podłóg i cały syf po sprzątaniu. Zajęło mi to ponad 40 minut - zalałem je gorącą wodą, dodałem chemikaliów i na kolanach szorowałem szczotką. Potem czyściłem je specjalną solą i jeszcze raz gorącą wodą ze specjalnymi płynami. Ręce piekły mnie aż po łokcie.Wypolerowałem je na końcu i były dosłownie jak lustra. Takie miały zostać do jutra. Nie zostały, bo cholerny gnój nie potrafi logicznie myśleć i nie umie uszanować czyjejś pracy. Nawet nie zauważyłem kiedy powrzucał do tych czystych zlewów szufle ze śmieciami i powlewał wodę z wiader, którą wcześniej mył śmietniki i podłogi. I tak to zostawił  i poszedł się przebrać, bo on skończył pracę... Lepiej będzie, gdy nie będziecie sobie za bardzo wyobrażać, jaka była moja reakcja... Darłem się po nim jak jeszcze nigdy, zwyzywałem go od najgorszych chujów, palantów, gnojów, skurwiałych małpiszonów, debili, idiotów i czegoś tam jeszcze (dokładniej cytował nie będę), puściły mi nerwy i gdyby nie menadżer, polałaby się krew... "Złotko" się obraził i wyszedł, a menadżer powiedział do mnie na spokojnie: "Weź to umyj jeszcze raz". "Wal się!", skwitowałem i zadzwoniłem do Błękitnookiego: "Przyjedź po mnie, proszę, bo jeszcze kogoś tu dziś uszkodzę." Całą drogę do domu litościwie i przez śmiech na mnie patrzył, aż mu warknąłem: "Przestań, bo i tobie dokopię!" Śmiał się. 
Jutro mam ze "Złotkiem" poranną zmianę z pizdą. Na pewno pójdzie się skarżyć, bo krzyczałem na niego, a awantura i tak będzie, bo ten cały syf został w zlewach na noc. Nie obchodzi mnie to! Chuj jej w dupę! Jak wezwie mnie na dywanik, powiem, że jej nie rozumiem i zrobię idiotyczną minę, i tyle. 

czwartek, 9 października 2014

Sen 188. Łóżkowo

Ciężki poranek za oknem. Granatowe chmury kotłują się nad miastem, wieje chłodny wiatr od strony płaskowyżu, zapowiada się na burzę. Wstałem, zaparzyłem kawę, załączyłem telewizor, nasunąłem na głowę kaptur bluzy i zapatrzyłem się w okno. Zaczyna padać. Błękitnooki w pracy, ja posiedzę cały dzień w domu - mam wolne. Zrobię zakupy, przygotuję obiad i zakopię się z książką w łóżku. Zaczynam dziś trzeci dzień bez papierosów. Ciekawe, jak długo wytrzymam...

Sen 187. Czy to jakaś gra?

Toczy się we mnie jakaś walka. Motam się w sensach, szukam prawdy i oparcia. Nie wiem, jakie podjąć decyzje. Chyba jednak aż tak odważny nie jestem, by się wywyższyć i zaznaczyć swoją osobę, zwrócić na siebie uwagę, lecz z drugiej strony całe życie to podejmowanie ryzyka i toczenie walki o przetrwanie.
Całe popołudnie rozmawiałem z Błękitnookim. Niezmiennie cenię sobie jego zaradność i mądrość życiową. Wysłuchał mnie, ja jego i powiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej: "Zrób, jak uważasz, w końcu znasz ich najlepiej, ale pamiętaj, gdzie jesteśmy i jaki tutaj mamy status. Doskonale wiesz, że nigdy ciebie nie docenili, i nie zrobią tego, bo nie jesteś jednym z nich. Pamiętaj też o tym, że nie możesz być lepszy od krajowców, bo mogą, szybciej czy później, ciebie zniszczyć lub doprowadzić do upadku poprzez bolesne zawyżanie poprzeczki twoich obowiązków." "To po co chcą szkolić mnie na supervisora?!", zapytałem. "Może cię sprawdzają...", odparł, rozkładając ręce w niemym geście. "Proszę cię, bądź ostrożny", przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czoło.
Jest głęboka noc. Patrzę, jak Błękitnooki śpi obok - połowa jego twarzy zanurzona jest w poduszce, włosy rozsypały się dokoła, oddycha miarowo i spokojnie. Opuszkiem palca dotykam jego ciemnych brwi, a potem gładzę go po policzku. Nie mogę go zawieść - w piątek pójdę do szefowej i oznajmię jej, że nie będę szkolił się na supervisora. Niechaj zostanie tak, jak jest. 

sobota, 27 września 2014

Sen 185. Nazwiska

Dwie noce temu miałem bardzo dziwny sen, choć dziś śmiem wątpić, czy to był w ogóle sen. To było na serio!
Przyszedł do mnie Elbi: "Zapominasz o mnie", odezwał się. Nieco zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem. "Tak. Mniej o tobie myślę niż kiedyś", odparłem. "Dlaczego?" "Nie potrafię tego wyjaśnić", wbiłem oczy w podłogę. "Ale ja nadal jestem!", nie ustępował. "Nie! Już dawno cię nie ma! Odszedłeś z tylko sobie wiadomych powodów, odszedłeś i nic cię wtedy nie obchodziło!", obruszyłem się. Spuścił wzrok, jakby szukał czegoś na parkiecie. Milczał. Wsunął rękę do kieszeni spodni i wyciągnął jakiś złożony papier. Podał mi go. "Chciałbym ci o czymś przypomnieć", wyszeptał. Rozłożyłem kartkę i: "Akt notarialny", przesylabizowałem. Z wrażenia otworzyłem usta i zrobiło mi się gorąco. Dokument był na dole przez nas podpisany: imię - Elbi - jego nazwisko połączone myślnikiem z moim nazwiskiem i imię - Katta - moje nazwisko połączone myślnikiem z jego nazwiskiem... "Jak to?!", wyrwało się z mojej piersi, lecz jego już nie było...

???   ???   ???   ???

Naprawdę tego nie potrafię wyjaśnić, nie potrafię się do tego odnieść. Co ma znaczyć ten sen?

piątek, 26 września 2014

Sen 184. Z krwiożerczą bestią w tle

Gdy wypoczywaliśmy na wakacjach, domu pilnował nowy (współ) lokator (o nie! po moim trupie!). Zagnieździł się w ogródku i nawet mu do główki nie przychodzi, by się wynieść, gorzej!, wraca za każdym razem, gdy wyrzuca się go za ulicę w gęste krzewy. To sporych rozmiarów pająk, koloru szarego, nieco podobny do polskiego krzyżaka, lecz większy. Pierwszego dnia, zaraz po powrocie, miotłą zmietliśmy jego kryjówki, bezpośrednio nie widząc go, lecz w nocy odbudował swe sieci w tych samych miejscach - w trzech kątach naszego ogródka i rano bez pardonu wygrzewał się w słońcu.
Błękitnooki, który raczej nie boi się takich stworów, zostawił go w spokoju, natomiast ja złapałem miotłę i próbowałem zatłuc parszywą bestię, lecz ta mi uciekła (mogę patrzeć na pająka z pewnej odległości, lecz broń Boże, by na mnie wlazł...). Wieczorem zastałem Błękitnookiego w wielkiej komitywie z pajączkiem - siedział naprzeciwko sieci i obserwował go. "Wiesz, jaki on jest krwiożerczy?!", zagadnął Błękitnooki. "Siedzę tu ze dwie godziny i patrzę, co robi. Atakuje każdy paproch albo listek, które wpadną w sieć.", oznajmił. "Ciekawe, czy lubi papierosy...", wzruszyłem ramionami i delikatnie wrzuciłem w pajęczynę niedopałek. Obserwowaliśmy, jak bestia, jakby na sygnał, przemierzyła sieć i, otaczając wpierw ofiarę, wbiła w filtr swe szczękoczułki i nogogłaszczki i po chwili  zaczęła pleść kokon z pajęczyny. Cała akcja trwała dosłownie kilka minut. "Jest genialny!", podekscytowany Błękitnooki spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby. "Chyba nauczyłem go palić...", wycedziłem bez emocji. "Kupię smycz i będę chodził z nim na spacery", dodał i się uśmiechnął. "Tak, a potem będziecie spać w jednym kokonie i jeść z jednej pajęczyny", odciąłem się. "Jak jutro go tu znów zobaczę, zrobię z niego masakrę!", dodałem, wchodząc do domu. "Zostawmy go! Jest taki kochany...", zawołał Błękitnooki z ogródka. "Jeśli taki jest, to podrap go za uchem i daj mu buzi na dobranoc", odparłem i krzyknąłem głośniej: "Kolacja!" 

niedziela, 14 września 2014

Sen 183. Pożegnania

Przed nami ostatnia noc w naszym malutkim przytulnym mieszkanku. Już jutro rano wsiądziemy najpierw w autobus, potem w samolot i udamy się na dalszą część emigracji. Obaj jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie mamy ochoty opuszczać kraju. Niestety, nie jest to takie proste... Błękitnooki przysypia obok. Uwielbiam patrzeć jak śpi. Zawinął się w kołdrze, przykrył połowę twarzy poduchą i od czasu do czasu zerka to na mnie, to na załączony telewizor. Mieliśmy iść na spacer, lecz od kilku godzin solidnie leje, a nawet kilka razy zagrzmiało i ostatecznie stwierdziliśmy, że wcześniej się położymy. Trzeba iść już spać. Dobranoc.

sobota, 13 września 2014

Sen 182. Z powrotem do dżungli

Zaczęło się zamieszanie przed podróżą - zbieranie rzeczy, układanie, sortowanie, przekładanie, pakowanie. Nasze walizki już prawie gotowe (a była jedna). Błękitnooki pojechał jeszcze do rodziców, ja zaś siedzę u swoich i zawracam im głowy marudzeniem. Jutro zjemy wspólny obiad, posiedzimy przy kawie i ciastach, gdyż w poniedziałek udajemy się w drogę powrotną do Brazylii. Tam będziemy mieli po dniu wytchnienia i trzeba nam będzie wracać do pracy.
Jakoś nie możemy sobie wyobrazić powrotu do naszej dżungli, zaś w moim przypadku do znienawidzonej roboty i wstrętnych i prymitywnych współpracowników. Czas wakacji zleciał bardzo szybko, w ogóle czas prędko ucieka - poranek, południe, wieczór i znów poranek, i znów wieczór. I tak w kółko. Życie ucieka. Jeszcze tak niedawno studiowaliśmy, imprezowaliśmy, a teraz prowadzimy przykładne, spokojne i nieco nudnawe życie. Rutyna. Codzienność. Praca. Odpoczynek. Praca. Jeśli wszystko się ułoży, będzie dobrze i damy radę. 
    

piątek, 12 września 2014

Sen 181. Uffff...

Świątynia w Edfu
Wróciliśmy z afrykańskich wojaży. Przeżyliśmy! Było fantastycznie! Doskwiera nam odczucie ogromnego żalu, że ze świata mitu trzeba wracać do realu, a już wkrótce czeka nas długa powrotna droga do domu... Żal... 
1. Polubiłem latanie samolotem. W ostatnim tygodniu odbyliśmy 3 rejsy: Polska-Egipt, Egipt-Polska i jeden wewnętrzny z Asuanu do Kairu.
2. Egipskie upały okazały się nawet znośne. Najwyższe ponoć są w okresie czerwiec-sierpień, bo sięgają aż 65 stopni w Asuanie, a im dalej na południe tym gorzej. W Hurgadzie wylądowaliśmy o siódmej rano i już były 32 stopnie, natomiast około południa - prawie 46... Na spotkaniu z pilotem dowiedzieliśmy się, że jadąc na południe kraju, będzie tylko gorzej...
3. I było... Zabytki w Luksorze, Edfu, Asuanie czy Abu Simbel zwiedzaliśmy w takim upale, że nawet schowanie się w głębi ruin lub udanie się na brzeg Nilu nic nie dawało. Chyba najgorzej było w Luksorze przy zwiedzaniu Karnaku, świątyni Hatszepsut i Doliny Królów. Nie da się tego opisać.
4. Pijąc w nadmiarze colę, ustrzegliśmy się egipskiej grypy faraonką zwanej. Przez pierwsze 3 dni się pilnowaliśmy ze wszystkim, a potem poszliśmy na żywioł - paliliśmy szisze z Arabami na suku w Luksorze, piliśmy słynne hibiskusowe herbatki serwowane przez miejscowych, próbowaliśmy wielu specjałów na bazarach w Asuanie, tamże piliśmy zimną wodę, i nic nam nie było. Dowiedzieliśmy się pod koniec wyjazdu, że ludzie z innych hoteli leżeli pokotem, chorując na faraonkę i tym samym tracąc czas.
5. Podobał nam się Kair. To potężna metropolia, zróżnicowana etnicznie, kulturowo, stylowo (jeśli jakiś styl tam w ogóle jest) i religijnie. Było zbyt mało czasu, by wybrać się na przechadzkę i zderzyć się z miastem, a konia z rzędem temu, kto bez szwanku przejdzie przez kairskie ulice w godzinach szczytu... Na drogach nie ma żadnych zasad, kierowcy jeżdżą, jak chcą, totalny chaos, w którym wyłącznie odnajdują się miejscowi.
6. Piramidy nas nieco rozczarowały (oczekiwałem, że będą większe). Prawie na kolanach przedzieraliśmy się przez wnętrza jednej z nich. A w środku? Gorąc, zaduch, smród i klaustrofobiczne wrażenie zaciskania się małej przestrzeni. Nie wymiotowałem.
7. Najlepsze wrażenia? Nocna wyprawa na suk w Asuanie (to było coś niesamowitego), potworny gorąc w Luksorze, przepiękna świątynia Ramzesa 2 w Abu Simbel, fatamorgana na Saharze, wejście do piramidy i nocne pływanie z Błękitnookim w Morzu Czerwonym w Hurgadzie...
To były naprawdę udane wakacje.
Abu Simbel

wtorek, 2 września 2014

Sen 179. Wielki błękit

Z okna samolotu :)
Gdzieś nad oceanem :)

Sen 178. Czas na przygodę

Zatem lecimy! Spośród ofert wybraliśmy najciekawszą i najprzystępniejszą. We wcześniejszych planach mieliśmy objazdówkę po Jordanii i Izraelu, ale w tym ostatnim kraju jest wojna. Dostępne było także Maroko, lecz ostatecznie do Egiptu przekonały nas historia i kultura tego kraju. Co nas najbardziej cieszy - będziemy w Kairze i zobaczymy słynne archeologiczne zbiory epoki faraonów. W ofercie jest także przepiękne miejsce - Abu Simbel z kompleksem najlepiej zachowanych świątyń. Błękitnooki jest zachwycony i podniecony wyjazdem, ja zaś w ostatnim czasie jakoś straciłem na swoim zapale. Nasłuchałem się od znajomych o "klątwie faraona", dopadającej turystów (rewolucje jelitowo-żołądkowe), o niewygodzie i brudzie w hotelach oraz o, co mnie najbardziej przeraża, upałach. Wiem, że to Egipt, ale bez przesady... Dla mnie to będzie prawdziwa mordęga, ale, jeśli będzie taka okazja, do piramidy wejdę, nawet kosztem tego że będę rzygał jak kot (ponoć w środku piramidy strasznie śmierdzi i jest gorąco jak w piekarniku).
Urlop mija w zatrważającym tempie. Jak na dzień dzisiejszy nie wyobrażamy sobie powrotu do Brazylii. Błękitnooki coś mi tam psioczył, że nie wracamy, że zostajemy w Polsce, że znajdziemy pracę (on bez problemu mógłby wrócić do swojej firmy, a ja... no właśnie). Rozmawialiśmy już wielokrotnie na temat ewentualnego powrotu. Wrócimy, ale jeszcze nie teraz. Trzeba schować honor, dumę i ambicje do kieszeni, spuścić głowę i iść do przodu pomimo wszelkich przeciwności, nawet jeśli nas kopią i plują. Przetrwamy!

środa, 27 sierpnia 2014

Sen 177. W poszukiwaniu straconego czasu

W Zabytkowym Mieście szukał będę Elbiego. Potrzebuję tego. Chcę go zobaczyć, nawet z daleka. Serce mi pęka, bo, pomimo że jest tak blisko, jest tak daleko, serce mi pęka, bo o mnie już dawno zapomniał, serce mi pęka, bo ciągle go pamiętam.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Sen 176. Mruganie z niedowierzania

Przeżyłem dziś spore zaskoczenie. Zresztą - nie tylko ja. Pojechaliśmy samochodem do Zabytkowego Miasta. Umówiony tam byłem z moimi znajomymi Lemurami - Mądrym i Wysokim. Błękitnooki wysadził mnie w centrum i pojechał do rodziców. Na spotkanie przyszedł tylko Lemur Mądry, z którym znam się od 11 lat. Uśmiechnięty, zadowolony, chyba nawet szczęśliwy wyściskał mnie na wszystkie strony. Zamówiliśmy pizzę i piwo. "A gdzie Lemur Wysoki?", zapytałem. "Nie wiem", odparł mój przyjaciel. "Ale przyjdzie?, nadal dopytywałem. "Nie. Nie ma go i nie będzie", spokojnie odpowiedział. Zaskoczony spojrzałem na niego. "Rozstaliśmy się jakiś czas temu", Lemur Mądry oznajmił bardzo spokojnie, "Zresztą, już ma nowego przyjaciela", dodał po chwili równie stonowanym głosem. Z wrażenia mało co nie upuściłem szklanki, nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa, mogłem tylko mrugać oczami i pomału dochodzić do siebie po tak szokującej wiadomości. W głowie mi huczało: "Jak to? Rozstali się po 7 latach? Przecież oni dobrali się jak w korcu maku!" Opowiedział mi całą historię i zaczął pytać o mnie. Teraz to on z zaskoczenia mrugał oczami i nie mógł wydukać ani jednego słowa. "Pojechał za tobą aż do Belo Horizonte??", zapytał z wytrzeszczonymi oczyma. "Tak. Wracałem z pracy i znalazłem go przed moim domem. Spał skulony na schodach. Lało wtedy całą noc. Zabrałem go do domu i tak został", odparłem zdziwionemu przyjacielowi. "Znów jesteśmy razem', uśmiechnąłem się. Lemur Mądry kręcił tylko głową, gdyż doskonale wiedział, że nie powinienem był wtedy brać go do domu, rozumiał sytuację, lecz nie zdradził się ani jednym słowem, a ja byłem rad, że nie drążył tak trudnego tematu.    

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sen 175. Powrót

I tak od wczoraj jesteśmy w domu! Dotarliśmy w całości, jedynie trochę nerwów kosztowało nas błądzenie po dworcu centralnym w Warszawie. Pogubiliśmy się w kilometrach korytarzy, schodów, przejść, zaułków. Kręciliśmy się w kółko i co chwilę, zamiast do hali głównej, wychodziliśmy schodami na ulice, wracaliśmy i znów się traciliśmy tylko po to, by znaleźć się w miejscu, w którym już byliśmy. Błękitnooki uśmiechnął się dopiero, gdy nasz ekspres wyjechał ze stolicy. W domu byliśmy przed godz. 20.
Aktualnie siedzimy u siebie. W pierwszej kolejności odwiedzimy rodziców, potem dopiero znajomych. Czasu nie mamy zbyt dużo, gdyż w przyszłą środę wylatujemy na wycieczkę.
Wczorajszej nocy mało co spaliśmy. Nadal nie możemy przywyknąć do zmiany czasu. A już jutro jedziemy w gości. 

piątek, 22 sierpnia 2014

Sen 174. Londyn

Jesteśmy w Europie! Po długiej i wyczerpującej podróży z Sao Paulo liniami British Airways wylądowaliśmy w Londynie. Tu przywitała nas typowo jesienna pogoda - chmury, chłodny wiatr i deszcz. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od... sklepów z odzieżą, bo nasze krótkie spodenki i tenisówki na nic się nie przydały. Jednogłośnie też stwierdziliśmy, że chyba źle się spakowaliśmy, gdyż w tym czasie Europa już przygotowuje się do jesieni. Na szczęście udało się nam zmieścić w jednej dużej walizce, lecz jeśli nadal będzie chłodno, wrócimy pewnie z dwoma... Jakoś przetrwamy... Na razie zwiedzamy Londyn, ale wkrótce wylatujemy do Warszawy i dopiero wtedy będziemy w domu.

sobota, 16 sierpnia 2014

Sen 173. Wyrzuty sumienia

A może tamtego wieczora trzeba było krzyczeć za nim: "Zostań! Nie odchodź!"
I nie puścić go... Złapać za ramię... Przytrzymać... Przytulić... Pokazać, że zależy.
A ja, głupi, stałem w przedpokoju z założonymi rękoma i patrzyłem na niego...
Zdołałem tylko szepnąć: "Nie rozumiem..."
I...
Patrzyłem jak wiąże buty, zakłada kurtkę...
Patrzyłem jak otwiera drzwi i wychodzi...
Patrzyłem jak rzuca na mnie krótkie spojrzenie i się odwraca...
Patrzyłem jak zbiega ze schodów...
Patrzyłem jak odchodzi w ciemność...
Patrzyłem i nic nie zrobiłem...
Światło zgasło, zapadła cisza, a ja nadal stałem i patrzyłem...
Jego już nie było, a ja nadal za nim patrzyłem.
Ani jednego słowa.
Pozwoliłem mu odejść w ciszy.
Ta cisza mnie boli aż do dzisiaj.
Czy to musiało się tak skończyć?

Od jakiegoś tygodnia znów źle się czuję. Dusi mnie, nie mogę spać lub śpię całą dobę, obijam się po ścianach, nie mogę znaleźć sobie miejsca, nie mogę się skoncentrować, wróciła depresyjna melancholia i brak zainteresowania czymkolwiek. Po co w ogóle być, skoro nie ma już żadnego sensu bycia? Zajmuję tylko miejsce komuś, kto bardziej na nie zasługuje. Dosłownie wszędzie.
Zostałem sam.  

piątek, 8 sierpnia 2014

Sen 172. Mierne patetyczne marzenia

Znów śnił mi się Elbi. Przychodzi do mnie w nocy i wybudza mój umysł z głębokiego snu. Siada na krawędzi łóżka i opowiada o czymś. Ale o czym? Tego, niestety, już nie pamiętam. Prawdopodobnie musi to być coś ważnego, skoro przychodzi, traci swój czas, wsuwa się pod koc, przytula i szepcze. Dziś znów zostawił na mojej piżamie swój zapach, odciśnięty ślad na pościeli i ślady stóp na podłodze. Przechodzę koło nich i boję się ich dotknąć.
Przypuszczam, że to wszystko przez zbliżający się wyjazd do Polski. Nawet już dziś wiem, że wybiorę się do Zabytkowego Miasta i pójdę do wszystkich naszych wspólnych miejsc, gdzie byliśmy, jesteśmy i będziemy już na zawsze. Tak jak kiedyś znajdziemy się w jednej miejskiej przestrzeni, może nie zaraz obok siebie, ale w jednym mieście o tym samym czasie. Ja będę wiedział, że On gdzieś tam jest, że oddycha, może je obiad, może śpi, a może po prostu odpoczywa, że jest kilka kilometrów ode mnie. Czy on wyczuje moją obecność? Nie... To wątpliwe. Po sześciu latach pewnie nie pamięta mojego imienia...
Wiem, że to jest niemożliwe, ale chciałbym się z nim spotkać. Stanąć naprzeciwko, nieco unieść głowę, by spojrzeć w jego błękitne oczy, uśmiechnąć się, podać mu rękę i wymówić jego piękne imię. Być może odpowiedziałby mi swoim aksamitnym głosem i odwzajemnił uśmiech. Myślę, że to by mi w zupełności wystarczyło - spojrzeć w jego oczy, poczuć jego zapach, dotknąć jego delikatnej dłoni i usłyszeć jego głos... Ale ja głupi jestem! Wierzę w cuda, przecież coś niemożliwego nie może się ziścić nawet w najmniejszym stopniu. Może inni mają szczęście, ja na pewno nie... 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Sen 171. "Lubię to"

Moja główna szefowa napisała na Facebooku, że znów jej nie będzie w pracy przez cały tydzień, gdyż skręciła kostkę i nie może chodzić. Błękitnooki bez wahania kliknął w "Lubię to" i poklepał mnie po ramieniu, mówiąc: "No to znów macie spokój!" Jaki on jest kochany! 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Sen 170. Zapach snu

Przez pół nocy śnił mi się Elbi. Wiem, że to był on, gdyż pamiętam każdy sen, w którym się pojawia (żadnych innych nie pamiętam). Przytulałem go, gdyż do tej pory moja nocna podkoszulka przesiąknięta jest jego zapachem. Założyłem ją ponownie i się upajam. Zamykam oczy, a moje serce każdym uderzeniem woła: Elbi, Elbi, Elbi, Elbi, Elbi... I tak do końca życia...

Sen 169. Rozmowa z szefową

Wczoraj, wchodząc na halę, wpadłem na swoją główną szefową.
- Och, witaj. Jak się masz? Co tam u ciebie? - pyta się mnie po portugalsku.
- Cześć pizdo - odpowiadam, mieszając portugalski i polski.
- Och, och... - uśmiecha się. - Nie wiem, co do mnie mówisz, ale to miłe.
Patrzę na nią podejrzliwie, gdyż czuję, że coś się święci.
- Czy mógłbyś dziś zostać dłużej? - pyta po chwili.
- Hmmm... Nie, raczej nie, gdyż mam swoje plany i chuj ci do tego - mieszam znów dwa języki.
- Och, och... Szkoda. Dwie osoby się rozchorowały i szukam na zastępstwo - odparła.
- Niestety, nie mogę - odmawiam jej grzecznie.
- Och, to do zobaczenia - uśmiecha się.
- Tak, tak, spierdalaj - grzecznie i z uśmiechem odpowiadam jej w dwóch językach i odchodzę.

Sen 168. Zasypianie

Zaplanowaliśmy kino domowe. Podłączone zostały ze sobą laptop i telewizor, te zaś z kolumnami stereo. Błękitnooki zaplanował kilkugodzinną sesję z "Aniołami w Ameryce". Zgodziłem się, gdyż bardzo lubię ten film. Rozłożyliśmy sofę, obłożyliśmy się poduszkami, zakopaliśmy pod kocem. Rozentuzjazmowani delektowaliśmy się fabułą, gdy, nawet nie wiedząc kiedy, film się nam urwał. Błękitnooki usnął z głową na mojej klatce piersiowej, ja z rękami wokół jego szyi. Chcieliśmy przyjemnie spędzić wieczór i jak się okazało - wspólny sen w niewygodnych pozycjach na sofie też można zaliczyć do przyjemności.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Sen 167. Wyliczanka

1. U nas nic specjalnego. Błękitnooki wrócił z delegacji w ubiegły wtorek i przeważnie spędzał czas w domu sam (do jutra ma wolne), gdyż ja byłem obładowany godzinami dziennymi. Jedynie na nocnej byłem wtedy, kiedy przyjechał. Gdy przyszedłem, spał. By go nie zbudzić, delikatnie wsunąłem się pod pościel i przylgnąłem do jego zapachu, a on objął mnie ramieniem i wyszeptał: "Nareszcie!"
2. Przywiózł ze sobą trzy wielkie worki muszelek. Spytałem: "A na co nam tyle tego?" "Zawsze chcieliśmy wymuszelkować łazienkę, więc mamy okazję!", odparł z uśmiechem. "Sam je zbierałeś?" "Nawet nie wiesz, jak tam było nudno! Zabijałem czas, jak tylko mogłem, a skoro była okazja...", odparł, rozkładając ramiona w geście zadowolenia. 
3. Dziś wspólnie leniuchujemy. Sprzątnęliśmy dom, ugotowaliśmy obiad, wieczorem wyjdziemy na spacer nad rzekę. Błękitnooki wyleguje się na sofie i przerzuca programy w telewizorze, ja podczytuję informacyjne portale internetowe.  
4. W pracy niby coś się uspokoiło, ale dominuje wrażenie, jakby coś unosiło się w powietrzu. Cały ubiegły tydzień nie było głównej szefowej, więc był spokój.
5. Przez ostatni miesiąc nie przeczytałem ani jednej książki. Z pracy wracam tak zmęczony, że nic mi się już nie chce. Zacząłem czytać "Przypadek Adolfa H." Schmitta, ale to czytanie idzie mi jak krew z nosa. "Zmęczę" kilka stron i oczy same mi się zamykają. Do tego te upały...
6. Na dniach trzeba nam zacząć wstępne przygotowania do urlopu. Musimy pokupić prezenty, a i nowa garderoba by się nam przydała (choć sam już wydałem niemałą kwotę na ciuchy dla nas - dobrze że znam gust Błękitnookiego, rozmiar zaś mamy ten sam, więc problemów nie miałem). Zawyrokował: "Dobre!"
7. Jeszcze trzy tygodnie i będziemy w Polsce!

wtorek, 22 lipca 2014

Sen 166. Cienie ścian

Od wczoraj zalega w domu ogromna cisza. Nocą dochodziły do mnie szepty ścian, płacz podłogi, jęk sufitu i lekkie zgrzytanie drzwi. Pomiędzy pokojami przebiega powietrze, porusza zasłonami, cichutko bębni deszczułkami rolet, frędzle od kapy dzwonią, a z domowej biblioteczki słychać odległe głosy bohaterów. Dokoła cisza. Okna zasłonięte storami, by upał nie wdzierał się do wnętrza domu. Wszystko zastygło w czasie, jest niedostępne zmysłom. Wczoraj z rana Błękitnooki wyjechał do stolicy. Wróci w przyszłym tygodniu. Zabrał ze sobą swój zapach, swój głos, kroki i gesty i dlatego dom sprawia wrażenie pustego ciała.
Ostatniej nocy nie mogłem zasnąć. Nie zapalając świateł, zszedłem na dół, a zastygłą ciszę przerwało głuche "ciap, ciap, ciap" bosych stóp na panelach. Schodząc na dół, zakłóciłem spokój tych, co mieszkają w ścianach i w podłodze. Czasami z nimi rozmawiamy, ale niezbyt często. Siedząc przy stole, zauważyłem nikły ruch w salonie. Coś zaszeleściło pod tapetą, ścienna panorama miasta się nieco przekrzywiła, a zasłony nadęły niczym balony. Łyknąłem wody, gdy zaskrzypiały drzwi. Do kuchni wpełzł cień. Podszedł do stołu i usiadł na niewidzialnym krzesełku. Położył na blacie melonik i przypatrywaliśmy się sobie wzajemnie. Miałem wrażenie, że niby go skądś znam, niby nie, wydawało mi się, że pamiętam jego imię, lecz nie mogło ono być prawdziwe, gdyż pochodziło z odległych wieków i zostało zapomniane. Gdy tak się poznawaliśmy, z kąta wyszedł drugi cień i zbliżył się do nas. Położył rękę na ramieniu mojemu gościowi i razem wyszli do ogrodu. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, dopiłem do końca wodę i postanowiłem wrócić do łóżka. Przechodząc przez salon, zauważyłem wystające zza kotary czyjeś bose stopy i ktoś zaczął śpiewać: "Baw się ze mną w chowanego! Baw się ze mną w chowanego!" Uśmiechnąłem się i odparłem: "Dobranoc" i po schodach wspiąłem się do sypialni. Chłód pościeli sprawił, że zasnąłem natychmiastowo. 

piątek, 18 lipca 2014

Sen 165. Jak długo jeszcze wytrzymam?

Na nocnej zmianie w ostatni wtorek doszło do spięcia nie tylko z szefową, ale także i z nową menadżerką. Mam z nimi na pieńku. Pierwszej postawiłem się, gdyż bez pardonu, przy innych pracownikach zaczęła mnie dyskryminować i zmuszać do zrobienia czegoś, co naruszało moje poglądy i przekonania (pomimo moich uzasadnień), druga zaatakowała mnie dosłownie o bzdurę: o rozpięty guziczek przy kołnierzyku firmowej koszulki, powiedziała mi, że poważnie łamię regulamin, gdyż polówka musi być zapięta aż przy szyi. Zapytałem wówczas, czy będzie mnie wynosiła na zewnątrz, jak zemdleję (w miejscu, gdzie pracuję, jest nieraz ponad 40-50 stopni, nie ma dobrej wentylacji, a co najgorsze - nie możemy mieć niczego do picia). Nie zrozumiała mojego pytania, więc dodałem, że nie mogę zapiąć polówki, gdyż jest zbyt mała przy szyi i, gdy zapnę ostatni guzik, dusi mnie i ociera. Skwitowała: "Nie obchodzi mnie to! Masz zapiąć!". Oczywiście nie zapiąłem, a to tylko dolało oliwy do ognia, bo do tej "akcji" dołączyła główna szefowa i we dwie mi bluzgały.
Gdy naszą firmę objęła aktualna szefowa, wszystko zeszło na psy. Dominuje niesprawiedliwość, fałsz, obłuda, donosicielstwo, plotka i zakłamanie. Szefowa stworzyła sobie siatkę "swoich ludzi", którzy prawie każdego dnia donoszą jej, kto co zrobił lub co powiedział. Alf (ten gość od pieniędzy) w zamian za więcej godzin i pewne ulgi został jej zausznikiem na nocnej zmianie i każdego dnia zdaje jej relację, co robił Lemur Katta, co komu mówił Lemur Katta, a co inni pracownicy. Istna paranoja!
Jest ona niesamowicie złośliwa. Wie o tym, że nie darzymy się z Alfem najlepszymi uczuciami koleżeńskimi i specjalnie tak układa zmiany, byśmy byli na nocce we dwóch (oczywiście czerpie z tego mnóstwo informacji, bo Alf składa jej raport codziennie). Rozmawiałem z nią już wiele razy, wręcz prosiłem ją o to, by nie dawała mi dziennej zmiany zaraz po nocce. Nic z tego! Nadal mam wstrętny grafik - dziś idę na dziesięć godzin na nockę i już jutro rano zaczynam "dwunastkę" na zmianie dziennej... Koszmar! A to wszystko robione jest tylko i wyłącznie z czystej złośliwości...
Wczoraj miałem dzień wolny, pomimo to zadzwoniono do mnie, bym przyszedł w zastępstwie za kogoś na nocną zmianę (i to na zmianę z tymi dwiema pizdami!). Odmówiłem. Czuję, że dziś będzie z tego poważna awantura. Ostatecznie wali mnie to już - albo wręczę jej moją rezygnację albo pokaże mi palcem drzwi. Nie zależy mi już. 

poniedziałek, 14 lipca 2014

Sen 164. Zjadłeś moją czekoladę!

"Czy ty wiesz, co zrobiłeś w nocy?", zapytał mnie z samego rana Błękitnooki. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem i: "Spałem?", zapytałem krótko. "Taaak! Jak zabity! Ale w środku nocy wstałeś, wyciągnąłeś z lodówki Smirnoffa i wypiłeś pół butelki! I zjadłeś moją czekoladę z orzechami! Całą na raz!", parsknął śmiechem. Uniosłem brwi w zdumieniu. "A potem, jak gdyby nigdy nic, wróciłeś do łóżka", zaśmiał się. "Łaziłeś po domu niczym upiór-lunatyk z wpółprzymkniętymi oczyma, w rozchłestanej koszuli i w jednej skarpetce  i straszyłeś swoją rozczochraną fryzurą", śmiał się do rozpuku. "Szkoda, że nie zrobiłem ci zdjęcia!". "Bardzo śmieszne...", odparłem, a on nadal serdecznie się śmiał.
To prawda, że wczoraj, po całodziennej zmianie, wróciłem do domu totalnie padnięty i od razu poszedłem spać, ale nocnego pałaszowania czekolady nie pamiętam. Być może tylko mi się to śniło, bo spałem prawie 15 godzin. Dziś jestem w całkowitej fizycznej rozsypce...

środa, 9 lipca 2014

Sen 163. Lemury rozsiane po całym świecie

Błękitnooki zmienił nieco plan naszego urlopu. Tym razem polecimy do Polski inną trasą. Chcemy odwiedzić "po drodze" najpierw znajomych w Sao Paulo, potem kuzynkę i ciotkę Błękitnookiego w Londynie. Tak więc najpierw pociągiem pojedziemy do Sao Paulo, a stamtąd następnego dnia wylecimy na Heathrow. W Londynie spędzimy dzień, może dwa i wylecimy do Warszawy. A potem jeszcze tylko 6 godzin TLK i trochę autobusem i będziemy W DOMU, naszym prawdziwym polskim domu.
Dodam tylko, że nasz wspólny znajomy, Lemur Jasnowłosy, ostatnio przeprowadził się wraz ze swoim Lemurem na drugą stronę kuli ziemskiej. Aktualnie mieszkają na Nowej Zelandii... Że też ich tak wywiało!

wtorek, 8 lipca 2014

Sen 162. Gwiazdy są nieśmiertelne

Spędziliśmy razem całe popołudnie, wieczór dobiega końca. To był piękny ciepły dzień. Nie przypuszczałem, że Błękitnooki może nie znać "Angielskiego pacjenta". Po jego twarzy widziałem, że się wzruszył i przeżywał oglądaną historię. W połowie filmu położył głowę na moich kolanach, a ja delikatnie mierzwiłem mu włosy. Próbował ukryć łzę w momencie, gdy książę Almasy wynosił na rękach Kathrine z Jaskini Pływaków, ścisnął tylko moją dłoń i wziął głęboki wdech... Potem wynieśliśmy leżaki na taras i patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo. Siedzieliśmy obok siebie w ciszy, zapatrzeni w świecące punkty, on pił drinka, ja paliłem papierosa. "Nasze gwiazdy są nieśmiertelne", powiedział, spoglądając w ciemne niebo. "Gdy my umrzemy i pamięć o nas się zatrze, a nasze groby rozpadną się w pył, one nadal będą trwać na swoich miejscach i świecić niekończącym się blaskiem." Umilkł. Spojrzałem w jego zamyśloną twarz. "Nie ma dla nas nadziei", szepnął po chwili. "Jest. Teraźniejszość jest nadzieją. Jesteśmy tu i teraz. Czy to nie jest ważne?, zapytałem. "Taaak...", odparł i zamknął oczy. "Ale kiedyś umrzemy...", chciał kontynuować, lecz mu przerwałem: "Tak. Umrzemy. Jeśli nie razem, to osobno... Ale potem, w niezbadanej i odległej przyszłości znów się spotkamy, znów będziemy razem i nic tego nie zmieni. Nie wiem, może będzie to za miliard, bilion lub tryliard lat, ale będzie. Wierzę w to! Śmierć to tylko stan przejściowy, wzniesienie się do gwiazd, do pierwotnego eteru, to połączenie się w jedność z innymi duchami, to stan, kiedy trzeba oczyścić duszę z grzechów, przemyśleć wiele spraw i zaplanować swoje kolejne wcielenie, a potem znów się rodzimy i odnajdujemy ukochane osoby, i wszystko toczy się swoim rytmem." Uśmiechnął się lekko i: "Chciałbym, by to była prawda...", szepnął. Chwyciłem go za rękę i spojrzałem głęboko w jego błękitne oczy: "To jest prawda!", zapewniłem. Ucałowałem go w policzek, pogasiliśmy światła i poszliśmy spać. 

sobota, 5 lipca 2014

Sen 161. Chcenia i niechcenia, czyli wspomnień i pragnień kilka wersów

Wczoraj dzwoniła do mnie mama z pytaniami o moje papiery i książki ze studiów. Robiła porządki i nie wiedziała, co ma zrobić z kilkoma kartonami. Poprosiłem ją, by się wstrzymała ze spaleniem tego. Do tej pory poniewierają się w piwnicy fragmenty mojej pracy doktorskiej, plany ćwiczeń dla studentów, wykłady z historii sztuki, materiały z różnych konferencji, wyjazdów i spotkań naukowych. Mój Boże, najlepsza część mojego życia butwieje w piwnicy... Z tego co zauważyłem, moja macierzysta uczelnia (gdzie robiłem magisterium) przywróciła zawieszoną (uśpioną) kilka lat wcześniej podyplomówkę. Miałem na nią wówczas zamiar pójść całkiem incognito, by poszerzyć swój warsztat, ale nie otwarto kierunku i wylądowałem na innej uczelni najpierw na podyplomowej filozofii i historii sztuki, a rok później zacząłem doktorat na wydziale filozoficznym. To był czas ogromnego poświęcenia i pracy nieraz ponad moje siły - przez cały rok pracowałem na 1,5 etatu i studiowałem na dwóch kierunkach. Z uśmiechem wspominam sesję zimową, kiedy to w jednym tygodniu złożyły mi się egzaminy i zaliczenia z podyplomówki i z doktoratu, do tego przygotowywaliśmy się do międzynarodowej konferencji z antropologii... Było ciężko, ale robiłem to, co lubiłem. I potem nagle wszystko legło w gruzach i trzeba było emigrować. A dziś co? Pracuję na najniższym stanowisku, myję podłogi, stoję przy zmywaku, sprzątam, zamiatam i zmieniam kubły na śmieci... Wpadłem w wielką błotnistą dziurę, z której, jak na razie, nie widzę wyjścia... Wiem, że chcę wrócić nie tylko do Polski, nie tylko do mojej poprzedniej pracy, ale także na uczelnię i do stylu życia, które utraciłem. Wiem także to, że jeszcze teraz jest to niemożliwe, że muszę poczekać, że muszę znieść to i owo, że muszę być cierpliwy. Ale ile jeszcze tej emigracji? Miał być tylko rok, wkrótce miną dwa lata. Ile mam jeszcze czekać? Jestem rozgoryczony i rozczarowany, gdyż pomimo mojego chcenia i mojej gotowości zawsze jest coś ponad, coś silniejszego i niezależnego, co mnie blokuje i ogranicza, powoduje opóźnienie i straty. Niestety, czas biegnie ciągle do przodu, a my wraz z nim i nie możemy go zatrzymać i im dalej się odchodzi, tym trudniej jest wrócić... Ile jeszcze? Ile?
Dobrze, że jest tu ze mną Błękitnooki, bo bym chyba zwariował... 

piątek, 4 lipca 2014

Sen 160. Nocne natchnienie

W końcu miałem sen, dzięki któremu mogłem skończyć pisać "Wspomnienia z dnia narodzin". Długo czekałem na senne natchnienie. Jutro dam przeczytać Błękitnookiemu, gdyż teraz już śpi.
Cały dzień był niesamowicie upalny. Wrócił z pracy zmęczony, nie chciał obiadu, ani nawet deseru, mało się odzywał. Wziął tylko prysznic i potem leżał w samych bokserkach na kanapie przed telewizorem. Usnął od razu, a ja rozłożyłem na tarasie leżak i parasol i próbowałem doczytać książkę. Tak nadszedł wieczór i nieco się ochłodziło. Potem Błękitnooki krzątał się po domu i gotował na jutro lazanię. Przy kilku paczkach chipsów i krakersów oglądaliśmy dwa miejscowe seriale i jakiś brazylijski film, którego żaden z nas za nic nie mógł zrozumieć (pogmatwana fabuła, bezsensowne dialogi). Dostrzegamy przez okno, że niebo rozjaśniło się dalekim błyskiem, znów znad oceanu nadchodzi burza. Czas na sen i odpoczynek. To był bardzo spokojny dzień.  

wtorek, 1 lipca 2014

Sen 159. Sto pytań do...

Na blogowego mejla otrzymałem (w sumie otrzymaliśmy) list od jakiegoś czytelnika (podpisał się tylko inicjałem "K") z serią różnych pytań. Błękitnooki tylko się uśmiechnął, mi w sumie jest to obojętne. Otóż tego kogoś niesamowicie ciekawi nasze życie prywatne. Ale po co to mu wiedzieć? Padła seria pytań: o wiek, imiona, pracę, zawód, gdzie mieszkamy, dlaczego się ukrywamy pod pseudonimami, jak wyglądamy, czemu piszemy tak dziwnie (nie rozumiem tego sformułowania - dziwnie, tzn. po marsjańsku?). I znów pada pytanie - po co to mu wiedzieć? W treści wpisów ukrytych jest mnóstwo informacji o nas - trzeba tylko uważnie czytać. Dalej - ten ktoś proponuje nam spotkanie w czasie naszego sierpniowego urlopu w Polsce. Uzasadnił to w lakoniczny sposób, cytuję: "Bo chcę was zobaczyć". Tylko tyle?  Z całym szacunkiem dla "K" - nie jesteśmy na pokaz, a popatrzeć sobie można na manekina w galerii. Jesteśmy normalnymi, przeciętnymi, nie zwracającymi na siebie uwagi mężczyznami, jakich mija się codziennie na ulicach każdego z miast - konkludując - nie jesteśmy ani piękni, ani mądrzy i nie wychylamy się w żaden sposób poza ustalone normy, a tak nawiasem mówiąc - "okres spotkań" mamy już dawno za sobą, więc jakiekolwiek spotkanie jest niemożliwe. Powyższymi wyjaśnieniami nie mamy zamiaru urazić ani "K", ani nikogo innego. Cenimy sobie spokój i prywatność, a blog jest po to, by sobie był i nie posiada żadnej wartości etycznej, literackiej, artystycznej, edukacyjnej, prospołecznej czy jakiejkolwiek innej. W ogóle jesteśmy zdziwieni tym, że tutaj ktoś zagląda i czyta o naszym, niestety już, nieco monotonnym życiu. Ślemy pozdrowienia i do następnego wpisu.
Katta i Błękitnooki. 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

niedziela, 29 czerwca 2014

Sen 157. Zwariowane pomysły Błękitnookiego

Wczoraj Błękitnooki przeszedł samego siebie. Z początku miałem ochotę go rozszarpać za to, co wymyślił, lecz dziś wspominam nocną wyprawę z uśmiechem. To było coś niesamowitego! Przyjechał po mnie do pracy, ale zamiast jechać do domu, skręcił na południe i wjechał na autostradę biegnącą w kierunku Campo Belo. Po niecałych sześciu godzinach podróży dotarliśmy na dalekie obrzeża parku narodowego - nieprzebytej dżungli poprzecinanej ogromnymi wąwozami, rzekami i jeziorami. Otoczyła nas dzika przyroda. Wytyczonym szlakiem udaliśmy się w kierunku majaczącego w oddali skalnego klifu, który prawie pionową ścianą spadał w las, ale zanim tam dotarliśmy, Błękitnooki zawiązał mi chustę na oczach. "To niespodzianka", szepnął i prowadził mnie żwirowaną dróżką. Może po dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Czułem pod stopami, że stoimy na krawędzi czegoś, ponieważ z dołu uderzał we mnie zapach wody i wilgoci. "Chcę to zobaczyć!", odezwałem się. "Jeszcze nie teraz! A teraz ściągamy buty", powiedział, cicho chichocząc pod nosem. "A po co?", zapytałem. "Będziemy skakać!", oznajmił wesoło. "Nie skoczę z zawiązanymi oczyma!", broniłem się. "Znamy się od podstawówki, tak? Ufasz mi?", zapytał. "Tak", odparłem, mocno trzymając jego rękę. "Nie pożałujesz! No to hop!", zawołał. I skoczyliśmy...

piątek, 27 czerwca 2014

Sen 156. Tajemnice Błękitnookiego

Już z ulicy dostrzegłem światła w mieszkaniu. Po cichu wszedłem do domu i od razu skierowałem się na oświetlony taras. Błękitnooki siedział tyłem do mnie na rozkładanym fotelu i szczypcami przewracał coś na grillu. Na stoliku stało kilka puszek po piwie, rozpoczęta butelka wina, pośród talerzy i kubków rozrzucone były chipsy, ciastka, wafelki, paluszki i krakersy. Gdy spojrzał na mnie, wypaliłem do niego: "Ty palisz?!", gdyż dostrzegłem w jego ustach papierosa. "Nie! Oblewam zwycięstwo!", odparł krótko i znów przewrócił na ruszcie coś, co ładnie pachniało. "Weź talerz i siadaj", nałożył dwie porcje i sięgnął po sztućce. "Co to?", spytałem. "Skosztuj", ponaglił mnie, zajadając swoją porcję. "Postanowiłem dziś się zemścić za ostatnie nieprzespane noce", odezwał się po chwili, "Dłubałem sobie całe popołudnie i zrobiłem coś takiego", wyciągnął zza siebie sporą procę i podał mi ją. Z niedowierzaniem wziąłem ją do rąk i nadal, nieco zszokowany, patrzyłem na niego. "I udało się!", zakrzyknął jak dziecko, "Ustrzeliłem kilka rozdartych mend! Już nie będą nas budzić!". "Co zrobiłeś?!", nie mogłem wprost uwierzyć w to, co usłyszałem. "Zaciupałem kilka obesrańców tuż za domem", odparł z uśmiechem. "Z procy?!", mało z wrażenia nie spadłem z krzesełka. "Ano!", odparował szczęśliwy. "Spójrz!", ręką wskazał na pogrążone w mroku ogrodzenie, na którym wisiało głowami do dołu kilka ustrzelonych wielkich ptaszorów. Najpierw spoważniałem i spojrzałem na swój talerz, gdyż zastanowiło mnie, co właściwie jemy, a potem śmiałem się do rozpuku, gdyż zacząłem sobie wyobrażać Błękitnookiego, jak z procą biega za ptaszorami i w nie celuje. Gdy nieco ochłonąłem, patrzył na mnie dziwnie i: "Co cię tak rozbawiło?", zapytał. Ucałowałem go w czoło,"Ty. Kocham cię za twoje wariactwa, wiesz, ale teraz mi powiedz, co grillowałeś?", zapytałem. Wstał od stołu i oddał całusa, "Też cię kocham", wyszeptał. "Słyszysz to?", zapytał po chwili. "Nastała cisza", objął mnie ramieniem i: "Teraz możemy spokojnie iść spać", oznajmił. "Powiesz mi, co grillowałeś?", nie chciałem ustąpić. "To już będzie moja tajemnica", odparł z szelmowskim uśmiechem.

czwartek, 26 czerwca 2014

Sen 155. Co za banda!

Znów te osrajdupy się zebrały gromadą niedaleko domu i drą pyski na całego. Już drugą noc z rzędu wrzeszczą, kwiczą, wyją, gdaczą, kwaczą i piszczą jakby je ktoś z piór na żywca obskubywał. Rozumiem, że niedaleko jest port, ale trochę szacunku dla śpiących ludzi by się przydało. Normalnie ocipieć można, bo ptaszory wścieku dostały. Wczorajszej nocy Błękitnooki w samych bokserkach na werandę wybiegł i rzucał w ich kierunku czym popadło - butelką wody, sztućcami (musiałem resztę schować, gdyż nie zostałby w domu ani jeden widelec), rolką papieru toaletowego (do tej pory wisi rozwinięta na drzewie), potem złapał moją poduchę i z okna sypialni wycelował w jednego rozwrzeszczanego obsrańca i: "Spierdalaj stąd kaczodziobie! Spać chcemy!", się zamachnął w jego kierunku. W ostatniej chwili uratowałem swojego jaśka. Kątem oka zauważyłem, że ptaszor się w ogóle tym nie przejął, bo zagdakał przeraźliwie, zwalił wielką kupę wprost na chodnik i odleciał. Błękitnookiemu żyła skoczyła i nie zasnął już do czasu pobudki do pracy. Dzisiejszej nocy mamy powtórkę z rozrywki. Aby rozweselić Błękitnookiego zapytałem: "A może te ptaszory jakiejś cieczki dostały i się gonią jak zwariowane?". Spojrzał na mnie zaskoczony i skwitował krótko: "Nie pozwolę, by ich było więcej! Jutro kupię kilo arszeniku i zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni!" Życie w Belo Horizonte do łatwych nie należy... 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Sen 154. Uratował mnie Elbi

Minionej nocy śniła mi się śmierć. Najpierw usiadła w nogach łóżka, potem przeniosła się na zagłówek. Wniknęła do mojego snu i ukazała swoją niewidzialną twarz. Wywołała w uśpionym umyśle obrazy straszne, pełne niedopowiedzeń, tajemnic i sekretów. Zaciskała kościste łapska na czole i wlewała w śpiące ciało chłód i odór stęchłej piwnicy. Żaden krzyk nie wzruszył jej. Przesunęła palce na szyję i ścisnęła. Szeptała o końcu woli i uwięzieniu w nicości, mówiła o samotności, bólu, tęsknocie, wilgoci i smrodzie. Jej oczodoły raziły blaskiem ciemnej pustki. Szarpnąłem się w lewo, potem w prawo, serce mocniej zabiło, tętnice się wzdęły, krople potu wsiąkły w pościel. Gdy brakowało już tchu, a oczy gasły, poczułem mocne szarpnięcie za rękę. Przy łóżku ktoś stał. Otworzyłem oczy, usiadłem i patrzyłem na tego kogoś jak zahipnotyzowany. To był Elbi. Poznałem go od razu. Zerknąłem na śpiącego obok Błękitnookiego i sięgnąłem po skopaną kołdrę, a on w tym czasie rozpłynął się w mroku pokoju...

sobota, 14 czerwca 2014

Sen 153. Tryb warunkowy

Wczoraj wieczorem nad Belo Horizonte przetoczyła się potężna burza. Poranek i dzień były gorące i duszne. Żar lał się z nieba potokami, by potem lekko i pomału przejść w ulewę i burzę z grzmotami. Dziś znów jest ciepło i słonecznie, na szczęście nie gorąco. Chcielibyśmy, by dobra pogoda utrzymała się przez następne trzy dni, gdyż planujemy ponownie wybrać się nad ocean. Plażę wybraliśmy za pomocą satelitarnej mapy na google. Szkoda że nie dotrzemy do takich najbardziej odosobnionych, uroczych i odludnych zakątków daleko na południu z lazurową wodą, złotym piaskiem i klifami dokoła (musielibyśmy przedzierać się na pieszo kilkanaście kilometrów najpierw przez dżunglę, potem przez kamieniste pustkowia i klify). Może w przyszłości się pokusimy na taką wyprawę, gdy będziemy mieć więcej wolnego. A na koniec mała foteczka z plażą, do której chcemy dotrzeć (zdjęcie z internetu). Warunkiem wyjazdu będzie piękna pogoda, gdyż to miejsce jest dosyć daleko od nas, a jeśli burze i ulewy pokrzyżują nam plany - zaszyjemy się w domu w towarzystwie kawy i dobrej literatury.