piątek, 12 czerwca 2015

Sen 286. Sensy i bezsensy

Zdziwiłem się, gdyż przed dziewiątą rano zastałem Błękitnookiego na tarasie. Siedział przy stoliku i popijał z dużego kubka kawę. Ubrany był w jasnoniebieską koszulę i ciemny krawat w prążki. Od wzmacniającego się słońca chroniły go duże okulary przeciwsłoneczne. Wyglądał na smutnego, zamyślonego i odrealnionego. "Zaczynasz dziś później?", zapytałem. "Taaa", szepnął i zapatrzył się w dal. Wyczułem, że nie dopisuje mu humor i nie dopytywałem. Uniósł kubek do ust i odstawił go z powrotem, nic nie upijając. "Dlaczego nigdy nie rozmawialiśmy o tym, co się stało dawno temu?", zapytał nagle. Zaskoczył mnie. Chciałem spojrzeć mu prosto w oczy, lecz moja zniekształcona sylwetka odbijała się w jego okularach. "Gdy wczoraj widziałem tego chłopaka w naszym ogrodzie, wszystko wróciło. Uderzyło mnie po twarzy i sparzyło mi oczy!", uniósł się z fotela i podszedł do balustrady. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Obserwowałem, jak oparł się o poręcz, prawą dłoń wsunął do kieszeni spodni, a lewą poprawił okulary. "Czy dlatego wyjechałeś na koniec świata?", zapytał. Nadal milczałem. "Przyjechałem tu za tobą, by być z tobą, ale czuję się jak w teatrze cieni. Nie jesteśmy prawdziwi... Zresztą, chyba nigdy nie byliśmy...", zasępił się. "Co przez to rozumiesz?", zapytałem. "Nie wiem. Chyba niedobrze się stało, że tu przyjechałem, że po tylu latach znów się spotkaliśmy, że...", zamyślił się. "Mówisz tak, bo zobaczyłeś kogoś bardzo podobnego, kto zawiódł cię przed wieloma laty?", uniosłem się nieco z ratanowego fotela. "Nie dostałem szansy, by spróbować to naprawić", odparł poważnym głosem. "Tego nie da się naprawić, ani nawet zrekompensować w najmniejszym stopniu", chciałem do niego podejść, lecz wystawił rękę w moim kierunku. Ponownie usiadłem w fotelu. "Żałuję, że nie jestem w stanie założyć rodziny", oświadczył smutnym głosem. "A my to co?", naskoczyłem na niego. Zdjął okulary i przeszył mnie na wylot. Zmroziło mnie, gdyż takie samo spojrzenie miał Elbi, gdy na ostatnim spotkaniu oznajmił mi: "To koniec. Odchodzę." Błękitnooki spojrzał na zegarek i żachnął się: "Czas na mnie!" "Mogę mieć do ciebie jedną prośbę?", zawołałem za nim. Cofnął się. "Jeśli podejmiesz decyzję, że chcesz zerwać i odejść, proszę, powiedz mi o tym. Nie bądź jak Elbi, że odejdziesz bez żadnego wyjaśnienia." Stał z opuszczonymi rękoma, na twarzy malowało mu się zdziwienie i przerażenie. Podszedł i ucałował mnie w czoło. "Do zobaczenia!", szepnął. Przez okno obserwowałem, jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Ze łzami w oczach usiadłem w kącie i zapatrzyłem się w ścianę.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz