czwartek, 5 listopada 2015

Sen 348. O miłości

O miłości wg P. Coelho. Foto by Katta.

Sen 347. Trzy

"Czy pamiętasz, gdzie było zrobione to zdjęcie?", Elbi podał mi swoją czarno-białą fotografię. Spojrzałem na wizerunek przystojnego chłopaka w T-shircie i w okularach przeciwsłonecznych. "Na krakowskim Kazimierzu", odparłem po chwili. "Łaziliśmy wtedy po mieście bez celu, a potem siedzieliśmy na ławce na Plantach przy teatrze Słowackiego. Słuchaliśmy ulicznych grajków i gapiliśmy się na przechodniów", uśmiech pojawił się mu na twarzy, gdy dotknąłem dłonią jego policzka. "Pamiętam ten dzień. Było nam wtedy tak dobrze", pokiwał głową i przeczesał ręką ciemne włosy. "Niedługo po tym utraciłem cię po raz drugi...", zasępiłem się. Spojrzał na mnie przeciągle. Milczał. "Wiesz, że ciągle pamiętam wycie i skamlanie naszej Nuki z tamtego dnia?", poprawił się na kanapie. "Nie mogłeś tego pamiętać... Ja sam...", chciałem się podnieść i przejść do uchylonego okna, lecz zatrzymał mnie ręką. "Pamiętam coś jeszcze. Zapytałeś wtedy, gdzie jestem", patrzył mi prosto w oczy. "Miałem wtedy siedem lat... Może wtedy nie mówiłem przez dwa miesiące, ale wiele lat później, gdy odszedłeś po raz drugi, płakałem głośno przez dwa lata...", opuściłem głowę. Przymknął oczy i wciągnął powietrze do płuc. Odchylił głowę do tyłu i oparł na zagłówku kanapy. Wziąłem do rąk jego dłoń i uniosłem ją do ust. "A teraz czuję, że tracę cię po raz trzeci", wyszeptałem. Nachyliłem się i ucałowałem go w policzek. Błękitnooki nie otworzył oczu.  

wtorek, 3 listopada 2015

Sen 346. Pieczone kurczaki w sklepie z ciuchami

Tego jeszcze u nas nie było!
Wczoraj po południu w wielkim lemurowym stylu, jak to przypadło na takie Lemury jak my (chyba zawsze i wszędzie nasz styl robienia czegoś wywiera wrażenie na innych), zaliczyliśmy alarm przeciwpożarowy w centrum handlowym :)
Wybraliśmy się na zakupy do centrum Belo. W jednym ze sklepów wzięliśmy do przymiarki dżinsy, koszulki i buty i zamknęliśmy się w przymierzalni. Pech chciał, że w momencie, kiedy porozbieraliśmy się do samych gatek i skarpetek, zawył alarm w całym kompleksie :) Wystawiłem głowę za zasłonkę i widziałem, jak pracownicy wyprowadzają klientów (było ich aż dwóch), a następnie zamykają kasy. Pomachałem im zza zasłonki, lecz nie zauważyli. Zanim się ubraliśmy, sklep już zamknięto. Zostawiono nas! Pewnie usmażylibyśmy się jak kurczaki na rożnie, gdyby to był prawdziwy alarm (później się okazało, że to były jakieś ćwiczenia). "Co teraz?", zapytał Błękitny. "Nie wiem. Czekamy aż wrócą", odpowiedziałem. W 2o minut później wrócił koleś zza lady. Już przez szybę nas zauważył i z rozdziawionymi z wrażenia ustami i wybałuszonymi oczyma otworzył drzwi i zawołał do nas: "A co wy tu robicie?! Alarm był!" "Taaak???", Błękitnooki udał wielce zdziwionego i spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami, robiąc niewinną minę. Chłopak patrzył na nas zszokowany i nie wiedział, co ma powiedzieć. Po chwili przyszedł drugi kasjer i nie zajarzył tego, co się stało (ten pierwszy nadal dochodził do siebie). Oddaliśmy ubrania i jak gdyby nic wyszliśmy. Potem, już z korytarza, widzieliśmy, jak rozmawiali ze sobą, mocno przy tym gestykulując, po czym pobiegli w stronę przebieralni.
Czasami życie w Brazylii pełne jest różnych niespodzianek.