wtorek, 10 listopada 2015

Sen 349. Imiona gwiazd

W nocy z nieba spadały gwiazdy. W srebrnych sukniach i złotych trzewiczkach. Z tyłu powiewały ich warkocze z tiulowymi kokardami. Niektóre śpiewały, inne mruczały, mrugały, świetliły się i płonęły. Cudowna podróż do domu przez bezkres nieba!
Siedzieliśmy na tarasie. Trzymaliśmy się za ręce. Głowy wsparliśmy o siebie. Nadawaliśmy gwiazdom imiona. Ich blask nas oślepiał, szum spadania ogłuszał. "Nie pamiętam swojego spadania", przerwał zamyślenie. "Nie możemy tego pamiętać. Gwiazdy nie mają pamięci", odparłem po chwili. "Wkrótce tam wrócimy!", wskazałem na niewidoczną galaktykę, "I udamy się w nową podróż przez niebo", ścisnąłem mocniej jego dłoń. "I kto mi będzie tam marudził?, zapytał. "Gdy spadniemy ponownie, nasłuchasz się wystarczająco. Obiecuję!"
Nagle ciemne niebo przecięła wyrazista linia. Gwiazda najpierw się rozczerwieniła, następnie zbladła do pomarańczowości i żółtości i znikła gdzieś za horyzontem, zostawiając za sobą złoto-seledynową smugę. "Wiesz, kto to był?", zapytał. Spojrzałem w jego błyszczące oczy. "Rozminiemy się! Czemu na nas nie zaczeka?", posmutniał i zrobił głęboki wdech. "To my zaczekamy. Przecież mamy czas!", zapewniłem i uniosłem jego dłoń do ust. Po policzku stoczyła się mu łezka, która błysnęła tak samo jak spadająca gwiazda. I znikła...