piątek, 10 czerwca 2016

Sen 401. Punktowiec

1. Po południu udaję się w podróż do Polski.
2. Błękitnooki od ubiegłej niedzieli przebywa w stolicy. Nie spotkamy się przed wylotem, lecz dopiero po moim powrocie do Belo.
3. Misiek zostaje w Brazylii, ja lecę do Europy. Nie zmienił zdania co do swojej samotnej wyprawy za płaskowyż.
4. Za nami cztery dni ogromnych upałów, było gorąco jak w piekle. Dziś już nieco chłodniej.
5. Prawdopodobnie po powrocie z Polski złożę rezygnację w mojej pierwszej pracy. Już poinformowałem o tym menadżera oraz Horacjo. Ten drugi uśmiechnął się i nie wyraził zgody. Powodem są dwaj krzykacze, którzy prawie każdego dnia wywołują awantury lub sabotują pracę innych. Nie da się tam już pracować spokojnie i na każdym kroku trzeba pilnować, czy czasem nie ma się podłożonej świni. Zgłaszaliśmy to menadżerowi od miecza świetlnego - wzruszył ramionami i zrobił minę typu: co wy ode mnie chcecie... Potrafię odejść z podniesioną głową i ustąpić miejsca temu, który walczy o nie wszystkimi dostępnymi środkami. 
6. Niedawno na mnie i na Stephanie dokonano sabotażu. Dzięki kamerom nie skończyło się to tego dnia dla nas tragicznie. Sabotażyści, dzięki protekcji menadżera od miecza świetlnego, nie ponieśli żadnych konsekwencji i z biura wyszli przebijając sobie "piątkę".
Z samego rana dostaliśmy cynk, że drugi oddział naszej firmy z drugiej strony miasta dnia poprzedniego miał kontrolę jakościową. Wraz ze Stephanie przygotowaliśmy wszystko, sprawdziliśmy stanowiska. Nie przeoczyliśmy niczego. Na drugą zmianę przyszli krzykacze i, dowiedziawszy się o zbliżającej się kontroli, dokonali sabotażu - pozmieniali za nami datowniki, podłożyli odrzucone produkty na miejsce dobrych, w dwóch miejscach hali wywołali zapalne punkty krytyczne (za to można nawet stracić pracę). Po południu zamiast kontroli przyjechał właściciel i zaczął od przeglądu hali. Akcja na trzy fajery... Po odjeździe szefa Stephanie płakała do samego wieczora, ja wypaliłem całą paczkę fajek w niecałe trzy godziny (a nie paliłem już od dwóch tygodni!!)... Wezwaliśmy Horacja i odtworzyliśmy nagrania z kamer. Na monitorze widzieliśmy, jak krzykacze sabotują nas i firmę. Rozmawialiśmy też z menadżerem od miecza świetlnego o zaistniałej sytuacji i o naszej rezygnacji. Na pytanie o to, z kim woli pracować - czy z osobami poważnymi, spokojnymi i odpowiedzialnymi, czy też z krętaczami, awanturnikami i sabotażystami, odparł bez zastanowienia: "Z tymi drugimi, bo są bardziej zabawni." Chciałbym dodać, dla jasności wywodu, że menadżer od miecza świetlnego ma dopiero 20 lat i jest jeszcze infantylnym dzieciakiem. Z biura wyszliśmy zszokowani i zawiedzeni. Wczoraj się dowiedziałem, że Stephanie odeszła z pracy na dobre. Teraz czas na mnie. 
7. Za sześć godzin odjeżdża mój pociąg do stolicy. Czas udać się w drogę do domu. Kiedyś przeczytałem w jednej z powieści Olgi Tokarczuk, że życie człowieka to jedna wielka nie kończąca się podróż. Zgadzam się z tym w stu procentach.    

2 komentarze:

  1. W mojej firmie podkładanie świni jest znacznie łatwiejsze - prawie nie ma kamer. Nie dziwię się, że rezygnujesz z pracy. mam jednak smutne przeświadczenie, że nie ma firm, gdzie zjawisko podłożenia świni nie występuje. No, może jednoosobowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak tam wygląda rynek pracy, nie chce mi się szukać. W PL co raz bardziej pozytywnie daje o sobie znać niż demograficzny, przeto pracy jest co raz więcej, przynajmniej w moim otoczeniu. Ludzie nie przejmują się jej utratą, bo znalezienie nowej to kwestia tygodnia, w porywach dwu. Szef, lub ekipa jest pierdolnięta, to się ich zostawia i niech se dają radę sami, a przeważnie takie firmy po jakimś czasie tracą się z rynku i bardzo dobrze. Kończy się skutecznie era niewolnictwa, na Twoje msc. jest dziesięciu innych. Szkoda tylko, że państwo (rządzący wymyślili) 500+ to może zaburzyć pozytywny trend niskich urodzin.

    OdpowiedzUsuń