czwartek, 6 października 2016

Sen 428. Erka na izbie przyjęć i inne mecyfije z półkuli południowej

Wyjście do miasta w niedzielę wieczorem zakończyło się szkaradnym wypadkiem. Ponownie strzeliło mi w krzyżu i fatalnie upadłem na chodnik. Zblokowało mi kręgosłup i barki i nie mogłem się podnieść. Erka zawiozła mnie do szpitala, jednak zanim załadowano moje kości na nosze, trzeba było uśpić mnie głupim jasiem... Na izbie przyjęć obudziłem się z setką gwiazd nad głową...
Anastazja nie pracuje już ze mną w restauracji! Szef zwolnił ją z pracy, z powodu wiadomego tylko jemu, wysyłając do niej smsa z takąż informacją. Najpierw dziewczyna się popłakała, a potem śmialiśmy się z tego faktu prawie do rozpuku. Teraz ja czekam na podobną wiadomość, gdyż nie byłem ostatnio w pracy dwa razy z powodu mojej niedyspozycji. W tym tygodniu także nie mogę pójść, gdyż ledwo co chodzę. Pojechaliśmy z Błękitnym zawieźć notatkę od lekarza - szef spojrzał na Bzyczka jak na kosmitę i burknął do mnie: "Masz kogoś na swoje miejsce?!" I nie było to pytanie, lecz pretensja z fochem. "Niestety nie", odparłem, a on się nadął i burknął do Bzyczka: "To ty przyjdź!" Błękitny wytrzeszczył oczy, na twarzy i  szyi pojawiły mu się czerwone plamy i wydusił: "Nigdy w życiu..." Zapytałem się go potem, dlaczego się tak zdenerwował. "Wiesz co! To totalny chuj! Pracujesz u niego prawie dwa lata, przychodzisz o kulach ze zwolnieniem lekarskim, a on się pyta, czy masz kogoś na swoje miejsce!!" Bzyczek trzasnął drzwiami samochodu i nie odzywał się przez całą drogę do domu.
W pierwszej pracy cyrk. Sami nowi ludzie, przyjezdni menadżerowie wprowadzili swoje zasady. W pierwszym dniu po urlopie byłem pod ustawicznym obstrzałem (w ogóle nie było mnie na rocie). Z początku myśleli, że jestem kimś zupełnie nowym i próbowali mnie uczyć podstawowych zadań, dopiero później się zorientowali, że przecież pracuję na stanowisku supervisora i robili głupie miny. Niestety, drugiego dnia poszedł mi dysk i tyle mnie widzieli (i ja ich także).
Niedobrze się zaczęło. 

4 komentarze:

  1. O nie! To zaczyna przypominać chęć samounicestwienia. Niedobrze. Leczyć trzeba ciało i zobaczyć co w duszy gra. A raczej co nie gra. Hm... coś mi to przypomina. Jak najstarszy miał taki "ciąg" wypadkowy, złożyło się wiele spraw, ale...
    PS.wiesz,... mam dwóch synów i córkę, są już dorośli i tak się składa, że cała trójka preferuje chłopaków :) Ciepło pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Kingo! To nie chęć samounicestwienia, to raczej wypadki przy życiu. Czasami tak bywa, że coś nie idzie po naszej myśli lub przerywa coś, co się wcześniej zaplanowało.
      Na końcu Twojego wpisu o preferencjach całej trójki widzę uśmiechniętego emota i wnioskuję, że końca świata nie było. Bardzo mnie to cieszy. Pozdrawiam również.

      Usuń
    2. Ha, ha:) Powiem jedno, to nie "wypadki" na nas wpadają, tylko my na nie.:D Ludzie mówią też, o to przypadek. Ale w tym słowie zawiera się już to co każdemu przypada w udziale. Wiesz Lemurze, na pół roku przed własnym wypadkiem miałam sny mówiące o nim, a nawet o tym, że sama podświadomie tego czegoś dokonam, i jeszcze była w nich informacja dlaczego to zrobię. Co zaś do mojej trójki, hm... nie znam rodzica, który na wieść, że jego dziecko jest gejem lub lesbijką, skakałby z radość. Pierwsze, to co z rodziną, nie będzie jej miał? Ale najtrudniejsze to, że będzie narażony na wiele nieprzyjemnych sytuacji zgotowanych przez społeczeństwo. Dla mnie, na tym etapie, na którym jestem, hm... najważniejsze by mieli moją całkowitą akceptacje, wsparcie, by byli zdrowi, mieli udane związki. I czuli się akceptowani społecznie, czuli się bezpiecznie. Żyjemy w czasach gdy wzrasta świadomość społeczna, w końcu liczy się jakim się jest człowiekiem, a nie jakiej się jest płci, jakie ma się wykształcenie, jaki kolor skóry, jakiego się jest wyznania czy jakiej orientacji seksualnej. Nie tam przebiegają podziały jeśli chodzi o Człowieczeństwo. Pozdrawiam ciepło:))

      Usuń
  2. Aż dziwne, że Ty się nie zdenerwowałeś na szefa. Po tym tekście o kimś na Twoje miejsce zwyczajnienależało mu się napluć w dziób. Tak się nawet chorego zwierzęcia nie traktuje, a co dopiero człowieka!

    OdpowiedzUsuń