wtorek, 11 października 2016

Sen 431. Zdziwienia

Późnym popołudniem pojechaliśmy do centrum Belo na większe zakupy. Zeszło nam trochę i do domu wyjechaliśmy dopiero po godz. 21. Jakież było nasze zdziwienie, gdy, zjeżdżając na osiedlową alejkę, dostrzegliśmy zapalone światła w naszym domu i otwarte drzwi na oścież! "Co do cholery!", huknął Bzyczek i gwałtownie wjechał na podjazd. "Myślę, że to Enrique i Bruno coś zmajstrowali...", rzuciłem i skierowałem się w stronę drzwi. Niemal równocześnie wpadliśmy do salonu i zaniemówiliśmy. Przy stole siedziała Markiza w towarzystwie Baby w czerwonej chuście na głowie i drugiej Baby o dziwnej fizjonomii. Śpiewały jakieś pieśni ludowe i sypały na podłogę jakieś suszone zielsko. Z kuchni, jak gdyby nigdy nic, wyszedł wielki rudy kot, wskoczył na stół i zamiauczał. Na nasz widok kobiety zamilkły. "Co to to nie! Wynosić mi się stąd, i to natychmiast!", krzyknął Bzyczek. Nagłym ruchem ręki chciałem zrzucić brzydkiego kota ze stołu, lecz ten zafuczał i skoczył, wbijając się pazurami w moje ramię. Markiza wstała i uderzyła pięścią w stół, kot czmychnął pod kanapę, a Błękitny wyszedł z domu, wołając: "Mam tego dość!" Wybiegłem za nim.

PS. Trzy razy próbowałem zakończyć spisywanie snu Bzyczka i trzy razy wszystko kasowałem, gdyż nie potrafię przekazać tego, co mi opowiedział. Chyba moje słowa się zmęczyły i nie umiem już pisać... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz