niedziela, 23 października 2016

Sen 434. Sen o deszczu


Śniło mi się, że się obudziłem. Podniosłem się z zapyziałego łóżka i wyjrzałem przez okno. Padało. Było zimno. Chciałem się ubrać, lecz w przypływie złości w kąt kopnąłem bluzę i spodnie. Podszedłem do stolika i jednym uderzeniem ręki zrzuciłem na podłogę wszystkie buteleczki i pudełeczka. Zapatrzyłem się w ścianę i tak skamieniałem. Minęła godzina, dwie, trzy, a ja wciąż gapiłem się w martwą ścianę. W mojej głowie siedział Hefajstos i uderzał młotem w kowadło - łup, łup, łup, łup, łup... Popłynęły łzy. Zapragnąłem wrócić do snu sprzed lat. Przytuliłem głowę do poduszki, kołdrą zakryłem głowę. Słyszałem jeszcze, jak głośno stuknęło serce i nastał nowy dzień. Obudziłem się wyspany i wypoczęty. Dochodziły do mnie odgłosy krzątającego się po kuchni Błękitnookiego. Zarzuciłem na ramiona czerwono-białą bluzę i zszedłem na dół. Ku mojemu zdziwieniu nikogo tam nie było. Przypomniałem sobie, że Błękitny wyjechał do stolicy. Wróciłem do łóżka i odszukałem zawieruszony sen, w którym Bzyczek parzy poranną kawę. Przetarłem oczy i wstałem. Błękitny spał na lewym boku. Nakryłem go kocem i ucałowałem delikatnie w policzek. Na zewnątrz zaczęło padać.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz