czwartek, 3 marca 2016

Sen 366. Po potopie

Ku pocieszeniu naszych serc tuż przed południem deszczowe chmury odeszły w stronę Atlantyku i wyjrzało upragnione słoneczko. Wszystko dokoła paruje, czuć ziemię i zgniliznę.
Popołudniową porą wybrałem się z Enrique nad rzekę zobaczyć, co się stało. W jednym miejscu woda rozmyła szczyt wału, przelała się do parku, a następnie zatopiła kilka domów, które tylną stroną i ogródkami przylegają do tegoż parku, w tym nasz. Aktualnie trwają tam prace naprawcze. Jeden z robotników powiedział mi, że wszyscy mieliśmy duże szczęście, bo jakby pod naporem wody puścił cały wał, to w osiedle uderzyłaby metrowej wysokości fala błota i mułu. Zatopione by było całe osiedle.
Jutro obaj idziemy do pracy na ranne zmiany. Ja mam podwójną dawkę - rano i druga praca po południu. Bzyczek jutro kończy, a ja będę walczył jeszcze w sobotę po południu. Potem, o trzeciej nad ranem w niedzielę, wyjeżdżamy nocnym pociągiem do Sao Paulo, skąd czeka nas 13 godzin lotu do Londynu. W poniedziałek przed 14 angielskiego czasu wylatujemy z Luton do Katowic. Mamy nadzieję, że w domu będziemy po 22.
Może zdołamy napisać tu coś jeszcze przed wyjazdem, a jak nie to kolejnego wpisu dokonamy już z Polski.
Cheers!
   

środa, 2 marca 2016

Sen 365. Katastrofa


Tak wygląda nasz salon na dole po nocnym oberwaniu chmury...

Część rzeczy zniszczonych, część udało nam się wynieść na górę. Nadal jesteśmy zszokowani. Nie byliśmy dziś w pracy. Na szczęście nie robiono nam żadnych problemów.
Przed trzecią w nocy zbudził nas szum i łomotanie drzwi od strony ogrodu. Zbiegliśmy na dół wprost w zalany prawie po kolana parter domu (łazienka, kuchnia, salon, przedpokój). Wylała rzeka za parkiem i gęsta breja, szlam, błoto, cały syf, który niosła wezbrana woda, wdarły się do domu. Nawet nie było czasu, by się ubrać. Co mogliśmy, wynieśliśmy na górę. Na szczęście woda nie wdarła się do garażu i nie uszkodziła samochodu.
Trzeba było skuć ściany do połowy ich wysokości, do samych cegieł. Jeszcze musimy zerwać panele z podłogi, bo ciągle pod nimi jest woda. Dziś już nie mamy sił.
W ogarnięciu tego syfu pomogli nam rodzice Enrique i Bruno. Dobrze jest mieć dobrych sąsiadów. 
Nic. Tylko siąść i płakać... A w sobotę mamy wylot do Polski...
Bez komentarza...

wtorek, 1 marca 2016

Sen 364. (...)

Zastanawia nas jedno: Dlaczego po tylu latach imię i nazwisko Elbiego zniknęło z internetowej strony jego firmy... Dziwne, bardzo dziwne...

Zastanawia nas jeszcze coś innego: Kiedy skończy się ta piekielna burza? Odchodzi i wraca, odchodzi i wraca, tłucze się i rzuca piorunami od wczorajszej nocy. To nie jest śmieszne - rzeka wystąpiła już z koryta i zalała pobliski park. Dodatkowo dach nam zaczyna przeciekać i woda leje się po ścianie w małym pokoju...

Edycja tekstu 1 marca:
Zgłosiliśmy usterkę. Mogą to naprawić dopiero w przyszłym tygodniu...
Bez komentarza...
Pół nocy pilnowaliśmy, by nie zalało całego pokoju. 
A w Belo Horizonte jak lało, tak leje dalej.    

poniedziałek, 29 lutego 2016

Sen 363. Nadciąga burza

W popołudniowych planach mieliśmy wyłożyć się w hamaku, skończyć czytać książki i obserwować zachód słońca. Kupiliśmy dobre wino, zamówiliśmy chińszczyznę. Nic z tego. Trzeba było przenieść się do domu, gdyż znad płaskowyżu nadciąga burza. Tym razem nas nie ominie. Ciemne i ciężkie chmury kotłują się nad osiedlem, błyska się i grzmi. Znad rzeki dochodzi do nas chłód i wilgoć. Będzie lało. Tak więc wieczór spędzimy na kanapie przed telewizorem, a może nawet wcześniej pójdziemy spać. Jutro obaj idziemy do pracy na ranne zmiany, a potem trzeba zacząć tak już na poważnie organizować wszystko do wyjazdu.      

niedziela, 28 lutego 2016

Sen 362. Nie plotkuj!

Przede mną jeszcze cztery zmiany w naszym cyrku (pon., wt., śr., pt.) i spadam stamtąd. Niech się dzieje, co chce. To nie moja wojna. Ci ludzie pogłupieli. Żrą się między sobą jak wściekłe psy. Dziś doszło, mam nadzieję, do jakiegoś przełomu - starło się ze sobą dwóch najzacieklejszych antagonistów - dziewczyna, która siedziała pod ścianą i beczała i jeden z chłopaków. Polała się przysłowiowa krew. Na szczęście nie byłem przy tym, bo "uciekłem" na przerwę. Interweniowali Horacjo, Emanuel i Stephanie. Tamtych dwoje wywołało ten konflikt. On - prowokator, ograniczony luzak z wielką gębą, ciągle szukający zaczepki, prywatnie tyran; ogólnie mówiąc - głupi jak but z lewej nogi i Ona - dwulicowa plotkara z wielką gębą i długim jęzorem, udająca, że nie pamięta tego, co do kogo mówiła.. Pożarli się, złapali za czuby, poszarpali za szmaty, wyrwali włosy z głów. Na koniec Ona wybiegła z hali trzaskając drzwiami. Chyba już nie wróci...
Cóż mogę rzec... Chyba nic. Przynajmniej w drugiej pracy było spokojnie i wesoło.