czwartek, 2 czerwca 2016

Sen 399. Mówił dziad do obrazu...

Poranna zmiana. Ja, Horacjo i Stephanie. Mamy na hali nowego chłopaka. Jest po przeszkoleniu, został wdrożony, to jego trzecia dniówka. Przed południem zgromadziło się wielu klientów. Zostawiliśmy nowego, uprzednio upewniając się, czy wie, co ma robić. W pewnym momencie Stephanie odwraca się i dziarskim krokiem idzie do niego: "Nie możesz tego tak robić! Jak wpadnie kontrola, będziemy mieć kłopoty!", poucza go i krok po kroku pokazuje mu, tłumacząc, jak dokładnie wykonać zadanie. Jakiś czas później dopadł go na fuszerce Horacjo: "Nie możesz tego tak robić! Jak będzie kontrola, będziemy mieć problemy!", i jeszcze raz pokazał mu poprawne składanie. "Zrozumiałeś?", zapytał. Gościu gapił się na niego jak muł w kopę siana. Została chwilę przy nim Stephanie, lecz ponownie nagromadziło się klientów i musiała wrócić na przód. Nie minęło nawet 10 minut, gdy Horacjo uniósł brwi i dosłownie zzieleniał na twarzy. Odłożył plik papierów i wkroczył na halę. Poszedłem za nim. "Przecież ci mówiłem, że nie masz tego tak robić! Przyjdzie kontrola i będziemy srać po gaciach!", uniósł nieco głos. "A kiedy będzie kontrola?", nowy w końcu się odezwał. "To nalot! Nigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie!", Horacjo pomału rezygnował ze swojego zaparcia. "A dzisiaj będzie kontrola?", zapytał nowy. "Nie wiem", Horacjo rozłożył ręce i spojrzał na niego z dezaprobatą. "To jak przyjdzie kontrola, to ja będę robił dobrze", uśmiechnął się nowy. "Nie! Masz robić dobrze każdego dnia!" wtrąciła się poirytowana Stephanie. "Niech idzie na przerwę. Ja zostanę na jego stanowisku", machnąłem ręką. Gdy wrócił, na przerwę poszła Stephanie, a ja zająłem się kolejnymi klientami. Nie trwało to zbyt długo, gdyż Horacjo zaczął toczyć pianę: "Ty! On jest jakiś nienormalny! Zobacz, co on robi..." Weszliśmy we dwóch na halę, stanęliśmy nieco z boku i przyglądaliśmy się mu. "Idź do niego teraz ty, bo mu dziś przyjebię..." odezwał się Horacjo i zrezygnowany odszedł w stronę zaplecza, a ja poszedłem do pracownika: "Słuchaj, chłopie! Nie możesz tego tak robić..."
I tak w kółko prawie przez cały dzień... 

PS. Dziś do pracy nie przyszedł najlepszy kumpel naszego menadżera i ten nie miał z kim walczyć na miecze świetlne. Chodził smutny i zrezygnowany, polował mieczem na muchy i składał papierowe samolociki i gwiazdki ninja...

PS.1. Swego czasu ogromnie zawiodłem się na innym menadżerze. We Śnie 358. pisałem o jego egzaminie. Dla mnie to była ciężka zmiana i robiłem wszystko, by mu w jakiś sposób pomóc. Zdał! Co z tego, że zdał, skoro się poddał i po prostu zrezygnował z pracy. Po co to było? Stres, poświęcenie, dawanie z siebie wszystkiego ponad możliwości... Totalna beznadzieja. To taki codzienny bezsens... Marazm życia...      

wtorek, 31 maja 2016

Sen 398. Menadżer

- Naprawdę to jest twój menadżer??? - Z niedowierzaniem zapytał mężczyzna w garniturze i lekko zwrócił głowę w kierunku dwóch chłopaków (jeden w białej koszuli, drugi w firmowej polówce), którzy w głębi zakładu walczyli ze sobą plastikowymi, podświetlanymi mieczami (takimi z gwiezdnych wojen), wydając przy tym dzikie okrzyki. Mężczyzna patrzył na nich z wciąż wzrastającym zdziwieniem i zażenowaniem. Wzruszyłem ramionami. Poszedłem do chłopaka w białej koszuli i oznajmiłem: "Ten pan do ciebie..."
A potem zaszyłem się w najdalszym zakątku zakładu, gdyż nie chciałem być świadkiem kolejnej kompromitacji, gdyż mój menadżer, zanim podszedł do czekającego klienta, skończył rundę walki na miecze ze swym kumplem, potem wsunął swoją świetlną zabawkę za plastikowy pas zamocowany tuż przy talii i, kołysząc biodrami i wymachując rękoma na wszystkie strony, podszedł do kontuaru...