czwartek, 25 sierpnia 2016

Sen 413. Coraz bliżej

Do wyjazdu do Polski zostało nam 10 dni. Zaczęliśmy już przygotowania, gdyż pracujemy praktycznie do samego końca. W przyszłym tygodniu mam tylko jeden dzień wolny i właśnie w ten dzień trzeba wszystko ogarnąć, gdyż Błękitnooki sam nie da rady wszystkiego załatwić. Jego zadaniem jest dokonać naszej odprawy przed wylotem (tej w Londynie także), wydrukować wszystkie bilety i karty pokładowe, poskładać potrzebne papiery i dokumenty, ja zajmę się resztą.

W pracy bardzo ciężko. Wczoraj znów odbywał się w mojej pierwszej pracy egzamin menadżerski i zmiana przedłużyła się do 12 godzin! Bzyczek przyjechał po mnie po godz. 14., gdyż mieliśmy jechać razem na zakupy i czekał do 16. Do centrum Belo pojechał sam, gdyż z firmy wyszedłem tuż przed godz. 18 totalnie wykończony. Dziś było znacznie spokojniej, lecz jutro i w sobotę mam zdublowane zmiany (dwie prace), a w niedzielę czeka mnie ponownie dwunastogodzinna zmiana. Padnę na pysk! Za tydzień powtórka z rozrywki - piątek, sobota i praktycznie od razu ponad dwudziestogodzinna podróż do Polski.
Myślałem trochę nad tym wszystkim i doszedłem do wniosku, że w drugiej pracy zostanę chyba do końca tego roku i zrezygnuję, bo fizycznie nie daję rady - padają mi kolana i mocno dokucza kręgosłup.
Kilka dni temu w pierwszej pracy pośród klientów dostrzegłem Marudanę. Prawdopodobnie do firmy trafiła przypadkowo. Mam nadzieję, że mnie nie dostrzegła. Lepiej dla mnie, jeśli nie będzie świadoma, gdzie pracuję. Z nią nigdy nic nie wiadomo i niepotrzebne mi kolejne problemy.

Bzyczek cieszy się jak dziecko na myśl o wyjeździe do Polski, ja chyba zobojętniałem. Tęsknię za rodziną, ale chyba wolałbym na czas urlopu zaszyć się w domu i nigdzie nie wychodzić. Cóż, chyba zaczynam się już starzeć...