czwartek, 30 listopada 2017

534. Wysłannik

Ostatniej nocy coś najpierw na mnie wskoczyło, a potem przygniotło swoim ciężarem. Wyrwany z głębokiego snu, zagubiony w aktywności jaźni, próbowałem się bronić. Chciałem zrzucić z siebie napastnika wolną ręką, lecz zaplątałem się w kocu i samoistnie unieruchomiłem. Agresor wykorzystał moje chwilowe zachwianie i skoczył mi do twarzy. Zaczął mnie lizać i radośnie skowyczeć. Udało mi się zapalić nocną lampkę. Tuż przy mnie siedział biały pies. Patrzył na mnie swoimi wielkimi, czarnymi jak węgle, oczyma i merdał ogonem. "Nuka!", zawołałem i przyciągnąłem zwierzę do siebie. Skakała mi po nogach, wyginała w grzbiecie, lizała po twarzy i szyi i radośnie skowyczała. "Nusia! Nunia! Co ty tu robisz?", przemawiałem do psa. "Dlaczego jesteś tu sama?", zapytałem ponownie, "A gdzie jest Elbi?" Zgasiłem światło z nadzieją, że chłopiec wejdzie do pokoju, gdy będzie w nim zupełnie ciemno. Zamiast tego Nuka zeskoczyła z łóżka i usiadła tuż przy drzwiach. Niepokojąco na mnie patrzyła i niecierpliwiła się. Dawała wyraźne sygnały, by z nią pójść. Włożyłem dresowe spodnie i bluzę z kapturem. Pies zbiegł na dół i usiadł przy wejściu. Co chwilę oglądał się i ponaglał mnie. Wsunąłem bose stopy w tenisówki i otworzyłem drzwi. Nuka wyślizgnęła się na zewnątrz i zaczęła wesoło szczekać.
Wyszedłem przed dom. Zobaczyłem, jak zwierzę opiera się łapami o nogi dość wysokiego chłopaka i oddaje jego pieszczotom. Nie potrafiłem rozpoznać nocnego gościa. Po chwili zwrócił się w moją stronę, a mnie przeszedł nikły dreszcz. Uśmiechnął się i zbliżył z wyciągniętą do mnie ręką. Instynktownie cofnąłem się. "Witaj. Już kiedyś się widzieliśmy", powiedział pięknym melodyjnym głosem. "Wyglądałem wtedy trochę inaczej... znaczy się... znacznie gorzej... bo... ja wtedy... spałem... to znaczy nie spałem... zdecydowali, że mam zostać dłużej... i oto jestem!", zaczął się jąkać, gdy tylko dostrzegł moje zakłopotanie. Nadal stał z wyciągniętą do mnie dłonią, lecz, nie widząc mojego zainteresowania, szybko schował ją w kieszeni dżinsowej katany.
Oparłem się ramieniem o futrynę i obserwowałem nieznajomego, jak bawi się z moim psem. Nuka biegała wokół niego i wesoło poszczekiwała. Ufała mu, jakby znała go od zawsze. Chłopak od czasu do czasu zerkał w moją stronę, lecz nie odezwał się. Widocznie czekał na mój pierwszy krok. "Nuka!", zawołałem, "Chodź! Idziemy już" i pchnąłem drzwi na oścież. Zwierzę posłusznie weszło do mieszkania i już miałem wejść za nim do środka, gdy usłyszałem ciche zawołanie: "Zaczekaj..." Chłopak, trzymając ręce w kieszeniach kurtki i z nieco zwieszoną głową, zrobił kilka kroków w moją stronę. "Nie uprzedzono cię, że mam przyjść?", zapytał. "Nie", odparłem, patrząc na jego jasnobrązowe włosy i pogodną twarz. Czułem, że gdzieś go już widziałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie i w jakich okolicznościach. Znów wyciągnął do mnie rękę: "Jestem Pietro!", oznajmił radośnie. "Różnie mnie wołają - Piotrek, Pietro, Pit, Pierrot albo Peter, albo Pietia. Od zawsze przyjmuję to samo imię, a jego wariant zależy od tego, gdzie akurat mnie poślą", uzupełnił swoją prezentację, wyszczerzył zęby i ciekawie na mnie spoglądał.
Zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mam zamknąć mu drzwi przed nosem i wrócić do łóżka, czy też podjąć z nim rozmowę. Pit cofnął się o kilka kroków. Szybkim ruchem włożył na nos okulary przeciwsłoneczne i przestąpił z nogi na nogę. "Przejdziemy się?", zapytał. "Weź psa... Jeśli chcesz...", dodał po chwili zastanowienia. Coś mnie tknęło i gwizdnąłem na Nukę. Ciężko zbiegła ze schodów i ponownie zaczęła skakać wokół nocnego gościa.   

3 komentarze: