środa, 22 lutego 2017

468. Krótka historia żądnej władzy Lu

Lu zwariowała kompletnie! Mało kto z nią rozmawia, ludzie zaczęli jej unikać, nawet jej brat przewraca oczyma, gdy Lu pojawia się w zasięgu wzroku. Ubzdurała ona sobie, że będzie menadżerką zmiany.

Jakieś dwa miesiące temu przyjechał do nas główny menadżer regionalny i Lu pobiegła do niego z żądaniem awansu dla siebie.
- Jak długo tu pracujesz? - Zapytał jej regionalny.
- Od dwóch tygodni - odparła pewnie.
- I po tych dwóch tygodniach chcesz być menadżerką? - Zapytał, poprawiając okulary i zakrywając ręką uśmiech na twarzy.
- Ja mam rodzinę! Małe dziecko! Nie jestem jak wszyscy inni i nie będę sprzątać, bo już od tygodnia myję podłogę po całym dniu! Inni są od sprzątania! - Uniosła głos.
Regionalny spojrzał na nią z dezaprobatą i wyszedł bez słowa. Po chwili namysłu Lu pobiegła za nim.
Tak na serio nie wiemy, co się zdarzyło w biurze za zamkniętymi drzwiami, ale następnego dnia Lu do pracy przyszła w menadżerskiej koszuli. I tego samego dnia zaczęła się jatka.

Pamiętam dzień, kiedy zaczęła pracę. Na halę weszła wtedy nieśmiała dziewczynka z kucykiem (Lu ma 23 lata). Uśmiechała się, pomagała, pytała o wszystko, próbowała z nami żartować. Zaledwie w ciągu jednego dnia przeobraziła się w jędzę.

Już na pierwszej jej zmianie, następnego dnia, gdy włożyła czarną koszulę, zaczęła ustawiać ludzi po kątach. Weszła na halę bez powitania i zaczęła wszystko sprawdzać. Pracowałem wtedy z Rollo, moim najlepszym kumplem, a na kasie stała starsza pani. Lu zaczęła na nią krzyczeć, że coś tam nie było dobrze zrobione. Starsza pani dosłownie zbladła, a my, słysząc krzyki, przeszliśmy do przodu. Lu trzymała w rękach plastikowe tacki, na których wydaje się klientom zamówienia i darła się do kobiety.
- Przecież to trzeba natychmiast umyć! - I rzucała tacki na podłogę. Starsza pani położyła rękę na piersi i spojrzała najpierw na porzucone tacki, a potem na Lu.
- Ja nie będę tego po tobie sprzątać - powiedziała spokojnie i odeszła.
Sprzątnął je dopiero Andy, brat Lu, który przyszedł na popołudniową zmianę i nie wiedział (jeszcze), co się stało.

W kilka dni później sam dość ostro ściąłem się z Lu. Była to sobota, dużo klientów i dużo zamówień. Stałem wtedy na kasie ze starszą panią. Przyszła do pracy tuż przed 12 i już było po niej widać, że nie ma najlepszego humoru. Najpierw ścięła się z Rollo o jakąś kompletną bzdurę, a potem wystartowała do Moo, naszego supervisora (tak naprawdę Moo jest jej przełożonym) i zaczęła mu wydawać polecenia. Moo zacisnął zęby i nic z początku się nie odezwał, a my, na kasach, słyszeliśmy, jak Lu dyryguje wszystkimi na hali (byli też Andy i Marco):
- Podaj mi to, przynieś mi tamto, zrób to i owo, posprzątaj to, a dlaczego to tutaj leży - chodziła i pokazywała palcem.
- Lu, czy ty czasem dziś nie stoisz na kasie? - Moo nie wytrzymał.
- Jestem menadżerką i pracuję wszędzie - odpyskowała.
- Jeszcze nie jesteś i nie wiadomo, czy będziesz - wtrącił się Andy.
- Idź, proszę cię, na kasę - polecił jej Moo, nawet na nią nie patrząc.
Na froncie oparła się o kontuar i obserwowała, jak obsługujemy klientów. Coś się jej nie spodobało, więc wzięła stoper i zaczęła mierzyć nam czas przy przyjmowaniu zamówień.
- Za długo to trwa! - Huknęła do starszej pani.
- Źle to robisz! Najpierw dajesz kwit mi, a potem klientowi - szturchnęła mnie, nie bacząc na klientów przede mną.
- Włóż koszulkę do spodni! - Rozkazała. - Ty też! - Zwróciła się do starszej pani.
Równocześnie spojrzeliśmy na nią, ale odeszliśmy na bok i włożyliśmy koszule w spodnie.
- A teraz idźcie umyć ręce! - Rozkazała.
- I mamy zostawić klientów? - Zapytała starsza pani.
- Dotknęliście spodni, więc trzeba myć ręce!
- Tego nie ma w regulaminie - odezwałem się, a starsza pani dodatkowo to potwierdziła.
- Macie iść umyć ręce! - Uniosła głos.
- Tego nie ma w regulaminie - powtórzyłem wyraźnie, wyminąłem ją i wróciłem do czekającego klienta.
To samo zrobiła starsza pani.
- Macie się mnie słuchać! - krzyknęła i podeszła do mnie. - Mogę z tobą pomówić za drzwiami?
- Zobacz, ile ludzi czeka, nie teraz, jestem zajęty - odparłem i zająłem się klientami, a Lu nadęta jak balon, czerwona jak burak, poszła do chłopaków na halę. W chwilę później znów usłyszeliśmy, jak podniosła głos i ścięła się ponownie z Rollo.
Gdy przeszedł nawał klientów i zrobiło się nieco luźniej, Lu znów zaatakowała.
- Jak do was mówię, macie natychmiast wykonywać moje polecenia! - Krzyknęła do mnie i do starszej pani.
Na hali wszyscy zamarli i zwrócili się w naszą stronę.
- Jak ty się do mnie odnosisz! - Odezwała się starsza pani, zawsze spokojna i opanowana. - Mogłabyś być moją wnuczką i nie jestem twoją koleżanką, byś na mnie tak krzyczała i poniżała mnie przy klientach!
- Jestem menadżerką! - Krzyknęła Lu.
- Nie jesteś żadną menadżerką, nadal jesteś normalnym pracownikiem - nie wytrzymałem. - To, że założyłaś czarną koszulę niczego nie zmienia.
- Napiszę na ciebie skargę! - Zaczęła mi grozić.
- Pisz! Nie boję się ciebie - odpaliłem jej, a ona poczerwieniała jak burak.
- Idziesz do domu! Wyloguj się i idź do domu! - Rozkazała.
Spojrzałem na stojącą obok mnie starszą panią, myśląc, że dobrze jej nie zrozumiałem.
- Nie wolno wysłać ci go do domu - wtrącił się Moo.
- Mogę - odparła.
- Tylko główny menadżer może wysłać pracownika do domu - Moo zaczął się niecierpliwić.
- Ja jestem menadżerką!
- Nie jesteś żadną menadżerką! - Tym razem puściły mu nerwy.
- Moo, pójdę zapalić, bo widzę, że rozmowa z nią nie ma sensu. Trzeba poczekać na Lee (głównego menadżera). Może on coś z tym zrobi. - I wyszedłem na przerwę.
Niestety Lu nie potrafiła odpuścić, dopadła mnie na przerwie i doszło do ostrej awantury (w sumie to ona się wydzierała), a gdy wróciłem na halę, znów wojowała z chłopakami, a w szczególności z Rollo i z Moo.

Tak więc nikt z nią nie chce pracować. Lu ma przeciwko sobie prawie całą załogę: Moo jej nie cierpi, Andy się nie przyznaje, że to jego siostra, Rollo, Marco i ja kompletnie ją ignorujemy, a starsza pani to nawet jej nie poznaje. Jednego dnia Lu chodziła zapłakana, żaliła się, że nikt jej nie lubi i nikt nie chce z nią pracować.
- Dobrze ci tak - skwitował jej żal Andy.

Może trzy tygodnie temu Lu przeszła na częściowy etat i przychodzi tylko w piątki, soboty i niedziele, a tydzień temu oblała swój egzamin na menadżera.

Odbiło jej całkowicie. Dostała koszulę menadżerską i myślała, że może rozstawiać wszystkich po kątach. Starsza pani dobrze powiedziała: "Gdyby Lu miała rację i dobrze znała regulamin, to byśmy się jej słuchali i uszanowali jej pozycję. A ona, żółtodziób z dwutygodniowym stażem, zaczęła traktować wieloletnich i doświadczonych pracowników jak śmieci i dokopywać im. Dodatkowo wymyślała swoje własne zasady, które, pod przymusem, chciała wprowadzić w życie."
Lu się zapomniała i przeoczyła jeden fakt: dobry menadżer pracuje z ludźmi, a nie wywyższa się i ciągle zaznacza granicę: ja - wy.

467. Ludzie się zmieniają

Ostatniej nocy śnił mi się Elbi: przechodziłem obok budynku jego firmy w Zabytkowym Mieście, gdy wyszedł na zewnątrz. Rozpoznałem go po sylwetce i zadbanej fryzurce. Skręcił w moją stronę. By mnie nie dostrzegł, nasunąłem na głowę kaptur i zapaliłem papierosa. Szedł za mną w odległości kilku kroków. Rozmawiał z kimś. Na dźwięk jego pięknego i aksamitnego głosu zabiło mi serce. Nie wiem czemu, ale bałem się, by mnie czasem nie rozpoznał. Uciekłem...

Miałem dziś dziwny dzień. Próbowałem wyrzucić z głowy ten sen, lecz nie umiałem. Ciągle gdzieś w najgłębszych zakamarkach mózgu odzywa się piękny ton jego głosu, a przed oczyma widzę jego sylwetkę i krótko przycięte brązowe włosy. Tak naprawdę ogromnie bałbym się spotkania z nim na żywo, choć bardzo bym tego chciał. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak by zareagował, gdyby mnie rozpoznał, jeśli w ogóle by mnie poznał. Rozmawiałem kiedyś o tym z Katariną i podsunęła mi pewne spostrzeżenie, na które sam nigdy nie zwróciłem uwagi: "Pamiętaj, że Elbi nie jest tą samą osobą co kiedyś. Zmienił się przez te lata i spotkałbyś kogoś z większym bagażem doświadczeń niż dawniej i być może nawet spotkałbyś kogoś zupełnie innego, obcego."
To prawda. Jeśli zdarzy mi się uciec myślami do jego osoby, myślę o nim jako o chłopaku sprzed 8 lat. Zmienił się przez ten czas i nie jest już tym samym Elbim co kiedyś. Pogodziłem się już z tym, że nigdy więcej w tym życiu nie znajdę się w jego towarzystwie i nie porozmawiam z nim. Zostały mi jedynie sny, ale co mi z tego, gdy nawet w nich zacząłem się przed nim chować i uciekać...