wtorek, 6 listopada 2018

564. Świat bez granic

Miałem nadzieję, że pogadam sobie dziś z Mr. Pirxem. Tymczasem on, po ponad trzynastogodzinnej podróży, wylądował na Phukecie i praktycznie od razu poszedł spać. Aaaa... przed spaniem wysłał mi zdjęcie basenu widocznego z jego balkonu i własną samojebkę z wielkim uśmiechem... Założę się, że za kilka godzin będzie mnie budził, gdyż u niego będzie już dzień (to samo zrobił tuż po lądowaniu w NZ: "Wybieram się na plażę! Poślę ci ładne fotki!" - oznajmił radośnie, a ja, zbudzony w środku nocy, nawet nie wiedziałem, gdzie jestem).
Na myśl o tym, że jest tak strasznie daleko, jakoś zrobiło mi się tęskno za nim.
Pewnie będzie dzwonił jutro.  

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. A dlaczego? Nie bój się cieszyć. Należy Ci się w końcu!

      Usuń
    2. A kto tu mówi o nadziei? Ja mówię o radości z tego, co jest tu i teraz.

      Usuń
    3. Tak na serio to niczego wielkiego nie ma... Dobre rozmowy i chwilowe zauroczenie, a jak wszyscy wiemy - ono mija bardzo szybko...

      Usuń
    4. "Pocieszę", że mnie kiedyś trzymało przez ponad 8 miesięcy. Po tym, jak się dowiedziałam, że gowno z tego będzie. Przed tym prawie rok... Teraz się z tego śmieje, ale cholera jasna, jak to ma pozostać "niczym wielkim" to może powinnam Ci jednak życzyć, żeby trzymało Cię krotko?

      Po co zresztą o tym myśleć... Nie analizuj, tylko się ciesz. ;)

      Usuń
  2. Oby Wam się znajomość tylko rozwijała i rozrastała na fundamencie tego "chwilowego zauroczenia" :)

    OdpowiedzUsuń