sobota, 8 grudnia 2018

567. Mój i nie mój

W miniony czwartek zakończyłem swoją azjatycką przygodę: zjechałem Nepal oraz północne Indie. Otwarcie stwierdzam: jak do tej pory był to mój najcięższy i najtrudniejszy wyjazd. Przez całe dwa tygodnie włóczęgi towarzyszył mi Pan Pirx - dzwonił i pisał prawie codziennie i wspierał mnie, kiedy się poddawałem i łamałem ręce w różnych kryzysowych sytuacjach. Czasami wydaje mi się, że przetrwałem dzięki niemu i właśnie dla niego.
W ogóle to dziwnie czasami się czuję, gdy z nim rozmawiam. Bardzo go polubiłem, na jego zdjęcia patrzę z uśmiechem i z utęsknieniem czekam na każdą kolejną wiadomość. Czasami dzieli nas nie tylko odległość, ale i czas - ja wstaję, on kładzie się spać, lub odwrotnie. Tak jakby jesteśmy razem - Pan Pirx jest mój i jakby nie mój. Tak samo jest chyba ze mną.
Już jutro muszę wracać do UK, a potem do pracy. W pierwszych dniach będę nieco zakręcony, to pewne. Dopiero potem się zbiorę i napiszę kilka słów o wyprawie do Azji.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz