środa, 8 maja 2019

582. Nieprzydatność rzeczy. Przypadek samotnego umierania

John umierał świadomie i boleśnie. Złośliwy rak prostaty, ostatnie stadium. W takim stanie przywieziono go do nas ze szpitala. Ponoć tak chciała rodzina. Przywieźli go tylko po to, by w odosobnieniu od nich umarł spokojnie pod naszym czujnym okiem.
Przyjęliśmy go we trójkę, zaraz jakoś po śniadaniu: ja, Lisa i Alex. John patrzył tępo w sufit i ciężko oddychał. Gdy rodzina odjechała, włożyliśmy na niego świeżą piżamę. Za każdym ruchem wyginał się nam do tyłu i krzyczał. Zaciskał dłonie w pięści i uderzał nimi w materac. Gdy w końcu udało nam się go przebrać i ułożyć, zwiotczał, uspokoił się. Ruszał tylko oczyma, jakby czegoś lub kogoś szukał. Jego źrenice biegały non stop od lewej do prawej. Jego dość płytki oddech przeszedł w poświst.
Po południu przyjechały do niego dwie panie. Przywiozły jego rzeczy: trochę ubrań, zdjęcia w ramkach, książki, gazety, jakieś plastikowe i porcelanowe figurki, pocztówki, maskotki, sztuczne kwiaty w wazoniku i haftowaną poduszkę. Udekorowały jego pokój i odeszły.
John krzyczał jedynie w trakcie zmiany pampersów, mycia i ubierania piżamy. Zwykle leżał niemy. Ruszał jedynie oczyma. Jego oddech był jak świst wiatru.
John zmarł ósmego dnia pobytu u nas. Umarł cichuteńko i tak bardzo samotnie. Przez tych osiem dni ani jedna osoba z jego rodziny go nie odwiedziła, nikt przez ten czas nawet nie zadzwonił, by się o niego zapytać. Nikt nie pojawił się nawet w chwili, gdy lekarze zabierali jego ciało.
Dwa dni później przyjechało dwóch mężczyzn po rzeczy Johna. Z tego, co ustaliliśmy był to jego syn oraz wnuk. Ten pierwszy nie odstawiał telefonu od ucha, a ten drugi szybkimi ruchami wrzucał chaotycznie rzeczy Johna do kartonu. Podpisali protokół i poszli. Patrzyliśmy na nich z okna, gdy wyszli przed budynek. Ten pierwszy nadal gadał przez telefon, drugi podszedł do śmietników, otworzył kontener i wrzucił pudło do środka. Wsiedli do samochodu i odjechali.
Spojrzałem na Alex. Po jej twarzy ciekły łzy.      

1 komentarz: