poniedziałek, 17 czerwca 2019

585. Po dwóch stronach życia

Pat umarła w ubiegłą środę o 13.55.
Asystowaliśmy jej przy obiedzie. Siedziałem na krawędzi łóżka i próbowałem zachęcić, by choć spróbowała obiadu, Alex w tym czasie przygotowywała dla niej specjalny żel do picia. Pat odchylała głowę w bok i uciekała wzrokiem w kierunku pustego fotela przy oknie - patrzyła na niego, unosiła rękę, jakby na coś wskazywała. Nagle położyła głowę na poduszce, wzięła głęboki wdech i zastygła. Po kilku sekundach wypuściła powietrze, lecz jej ciało było już martwe.
Nadal siedziałem na krawędzi łóżka z talerzem na tacy i łyżką w ręku i nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem osłupiały na twarz Pat, a w sobie czułem tylko łomotanie serca i wzrastającą pustkę. Alex stała po drugiej stronie łóżka z twarzą bladą jak ściana. Cichutko wyszliśmy z pokoju Pat, by zawiadomić menadżera i sporządzić protokół. Zerknąłem na zegarek - były cztery minuty po 14.

Wiele razy byłem przy zmarłym rezydencie, ale po raz pierwszy rezydent umarł w mojej obecności, tuż obok mnie. Chwycił mnie tamtego dnia jakiś nieokreślony lęk. Przez dwa lub trzy dni huczało mi w głowie, a po dziś słyszę świst uchodzącego z Pat ostatniego oddechu...
Czasami nienawidzę swojej pracy...

Z moich obserwacji wynika, że praktycznie wszyscy rezydenci odchodzą w bardzo podobny sposób. Gołym okiem można zauważyć pierwsze symptomy zbliżającego się końca.
Osoba, która wcześniej jakoś sobie radziła, nagle zapada się w sobie. Ktoś towarzyski, rozmowny, chętnie przebywający z innymi, ciekawy prostych faktów, np. tego, co będzie na kolację, zaczyna się izolować. Nie chce iść do pokoju dziennego, nie przychodzi do jadalni, nie przychodzi pogawędzić do recepcji, nie chce iść na spacer do ogrodu. Ten ktoś zamyka się w pokoju, obojętnieje i najczęściej patrzy w okno. Taki stan pojawia się około tygodnia, czasami dwóch przed odejściem. Potem następuje tzw. "etap łóżkowy". Rezydent kładzie się do łóżka i już z niego nie wstaje, pomimo tego że wcześniej był aktywny. Staje się coraz bardziej apatyczny, nie reaguje na to, że opiekun lub członek rodziny wchodzi do jego pokoju, czasami złości się o proste czynności, które zakłócają jego spokój, jak przebranie się w czyste ubrania lub pomoc w umyciu się.
Potem przestają jeść. Nie jedzą samodzielnie, trzeba ich karmić, ale i to sprawia im trudność. Obojętnym wzrokiem patrzą w próżnię. Nic nie jedzą, tak jakby chcieli się oczyścić. I potem umierają. Najczęściej w nocy, samotni, obojętni, pogodzeni z losem, pogrążeni w ostatnich snach lub we wspomnieniach.
To, że zbliża się ich koniec, wiedzą na pewno, ale czy się boją? Myślałem nad tym. Nie. Chyba nie. Właśnie ten wstępny okres izolacji jest dla nich pewną formą przygotowania się i jest też czasem podsumowań życia.

Chciałbym zaznaczyć, że powyższe spostrzeżenia są tylko i wyłącznie wnioskami wyniesionymi z własnych obserwacji i nie mogą służyć za jakiekolwiek medyczne odniesienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz