poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Sen 378. W uścisku chaosu

"Schodziłem podświetlonymi schodami. Poręcze były tak gorące, że nie dało się ich dotknąć. Czerwonawe żarówki migały niby załączony alarm. Stopnie nie chciały się skończyć, nie widać było ich końca. Wtem światła zgasły i nad głową rozległo się trzaśnięcie pioruna i z nieba polały się strumienie wody. Schody nieco się przechyliły i stały się bardzo strome. Spadająca z góry woda popychała mnie w dół. Chciałem zawrócić, lecz gdy spojrzałem do góry, na szczycie stało ogromne psisko. Warczało, wyszczerzyło zęby i najeżyło sierść. Zaczęło skradać się w moją stronę. Zobaczyłem, że w salonie świeci się światło. Na środku podłogi siedziało dziecko i bawiło się bączkiem. Podało mi rączkę, gdy nagle wielki psiór wbiegł do pokoju i chwycił dziecko w zęby. Obryzgała mnie jego krew. Usiadłem pod ścianą i obserwowałem, jak zwierzę rozszarpuje i pożera ciałko dziecka".

Pochorowałem się. Dwa dni leżałem z temperaturą prawie 40 stopni. Nie wiadomo z czego mi się to wzięło. Spędziliśmy razem całą niedzielę, gdyż dziś rano mój kochany Błękitnooczek pojechał do stolicy. Musiał jechać. Nie dało się tego przełożyć. W domu zostałem sam...  

3 komentarze:

  1. Trzy możliwości.
    1) nie chcesz napisać, z czego wzięła się taka temp.
    2) nie umiesz "współpracować" z własnym organizmem, nie kojarzysz związku przyczynowo-skutkowego
    3) to wina Marsjan, którzy spowodowali taki nagły wzrost temp.

    OdpowiedzUsuń