sobota, 20 grudnia 2014

Sen 224. Nic nowego

Od dwóch dni czuję ogromny smutek. Dopadły mnie apatia i obojętność, męczą tęsknota i przygnębienie. To te dni. Znów.

piątek, 19 grudnia 2014

Sen 223. Pocałunek




Sen 222. Na kanapie z Andersenem

Błękitnooki podawał mi kurtkę, gdy moje myśli zawiesiły się. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i "Nie chcę tam jechać", stwierdziłem. Lemurek zerknął na mnie zaskoczony. "Jesteś pewien?", zapytał po chwili. "Tak. Pomimo tego że to duże miasto, boję się możliwości spotkania. Zszedłem na psy, a Elbi pewnie powalający, jak zresztą zawsze! Nawet dyskutować już nie potrafię... Zmarniałem, cofnąłem się w rozwoju", marudziłem. "Ale ty głupoty gadasz!", zaśmiał się Błękitnooki. "Jedziemy, czy nie?", zapytał ponownie. "Nie", odparłem stanowczo. Cały dzień spędziliśmy w domu. Ugotowaliśmy obiad, ogarnęliśmy mieszkanie, a potem, zawinięci w puchaty koc, czytaliśmy sobie na głos baśnie Andersena...

środa, 17 grudnia 2014

Sen 221. Zapachy nocy

Ostatniej nocy nie tylko ja nie mogłem spać. Błękitnookiego zastałem w fotelu z książką w rękach. Gdy zbliżyłem się, spojrzał na mnie i "Dobra ta książka", szepnął. "Zaciekawiła cię?" zapytałem z uśmiechem, gdyż wiedziałem, że zagorzałym wielbicielem książek, szczególnie opasłych cegieł, nie jest. Przysiadłem na oparciu i przytuliłem swoją głowę do jego. Jego włosy pachniały szamponem, a skóra szyi wodą po goleniu, mydłem i snem. Uwielbiam ten błękitny mix jego zapachów. "To co teraz robimy? Idziemy spać, czy parzymy herbatę?", zapytał po chwili. "Pijemy herbatę i idziemy spać", skwitowałem. "Dobra. To idź zrobić, a ja tu jeszcze trochę poczytam." "Spryciarz!", szturchnąłem go w ramię i poczłapałem do kuchni.

Sen 220. Pośpiech

Mina bezcenna, gdy w porannym pośpiechu mylisz mały grzebień ze szczoteczką do zębów... Do tej pory patrzę na siebie z niedowierzaniem...

niedziela, 14 grudnia 2014

Sen 219. ?

A może by tak zniknąć w cholerę raz na zawsze?

Sen 218. Złość

Z Zabytkowego Miasta Błękitnooki wrócił roztrzęsiony i w złym humorze. Trzasnął drzwiami, rzucił kurtkę na komodę i zamknął się w łazience. Przez okno dokonałem szybkich oględzin samochodu, lecz wszystko było w porządku. Czekałem cierpliwie. Gdy wyszedł, spojrzał na mnie i poprawił okularki na nosie. "Miałem starcie z  Markizą", rzekł krótko i rzeczowo. Z wrażenia usiadłem na taborecie. "Jak to możliwe?! Przecież ona została w Belo!", uniosłem głos. "Jak widać nie została. Z tą drugą wariatką jest w Zabytkowym Mieście", postawił czajnik na kuchence. "Podeszła do mnie w galerii i szarpnęła mnie za rękaw. Gdy ją ujrzałem, krew uderzyła mi do twarzy!", opowiadał. "Ona przyjechała tu za mną", przerwałem mu. "Nie! Ona przyjechała tu za nami!", poprawił mnie i podał mi kubek z herbatą. Nawet nie musieliśmy kończyć konwersacji, gdyż rozumieliśmy się bez słów.