wtorek, 15 stycznia 2013

Sen 43. Być obcym

- Wiesz, że najbardziej niszczącą emocją jest tęsknota? - Zagadnąłem Błękitnookiego, gdy tylko zgasił nocną lampkę i ułożył się do snu.
Leżał na wznak. Jego głowa zapadła się w poduchę, na tle ciemności dostrzegłem jego profil i wyraźnie zarysowany nos. Słyszałem, jak otworzył oczy i wciągnął powietrze do płuc. Patrzył w ciemność, a ta wdzierała się w każdy zakamarek jego ciała i zachęcała do zapadnięcia w sen.
Wsparłem się na ręce i patrzyłem jak oddycha, jak przymyka oczy i znów je otwiera, obserwowałem, jak drży mu skroń i jak pulsują tętnice szyjne, czułem jego zapach zmieszany z aromatem ostro pachnącego mydła i pasty do zębów. Chłonąłem go wszystkimi zmysłami. Wiedziałem, że żyje, że ma się dobrze, że jest obok i zawsze tu będzie. Dotknąłem palcem jego policzka i przesunąłem wzdłuż żuchwy i zawróciłem po konturach ust. Spojrzał na mnie i zamknął oczy. Jego czoło się wygładziło, brwi wyprostowały, a mięśnie ściągające policzki lekko się rozluźniły i usta przybrały postać prostej wąskiej linii. Gdy znów dotknąłem opuszkiem palca jego ust, rozchyliły się i w nikłej poświacie dalekiego światła błysnął rząd białych zębów.
- Ale ja tu jestem - szepnął po chwili i chwycił moją dłoń. - Nie musisz za mną tęsknić...
- Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nagle ciebie zabrakło, gdybyś zniknął, gdyby...
- Żyłbyś dalej - skwitował i wsparł się na ręce.
Nasze twarze znalazły się naprzeciw siebie, a nosy prawie że się stykały.
- Co to byłoby za życie... Puste, jałowe, beznadziejne, bezsensowne... Umarłbym z tęsknoty...
- Z tęsknoty się nie umiera.
- Podziwiam siłę ludzi, którzy utracili kogoś i żyją na przekór wszystkiemu. Przecież to uczucie rozdziera umysł, powoduje zapaść emocji i postrzegania świata i innych.
- Tęskniąc w taki sposób, zapominasz o sobie - chyba dziwił się moim rozumowaniem.
- Może i tak, ale tęskniąc za kimś, nigdy tego kogoś nie zapominasz, pamiętasz, że był i że może gdzieś jest i będzie nadal.
- Będzie? Chyba nie bardzo rozumiem.
- Będzie z dala od ciebie, nie będzie go przy tobie w ważnych chwilach, gdy pragniesz, by był. Taka świadoma tęsknota za kimś, kto już nie wróci, to powolny rozpad umysłu, to rozpad emocji, to...
- Kochanie...
- Taka tęsknota to świadoma śmierć głodowa z powodu braku możliwości dosięgnięcia miłości. Serce pulsuje pustką, zasysa nicość istnienia, a mózg sam się zaczyna trawić, bo nie ma dostępu do pokarmu, jakim jest czułość bliskiej osoby. Emocje więdną, stajesz się pusty i wysychasz na popiół, wiedząc, że ktoś się odwrócił i przez to stał się całkiem obcy, obojętny wobec twojej miłości i tęsknoty...
- Tęsknota to synonim miłości, nawet jeśli nie ma obok tej osoby - Błękitnooki nieco spoważniał. - Trzeba zaakceptować wybory innych i trzeba żyć z tą świadomością. Nic z tym nie da się zrobić...
- Tak... To prawda... Nie zmusisz nikogo, by cię kochał, jeśli tego nie chce i tego nie czuje...
- Tęskniąc, kochasz prawdziwym i głębokim uczuciem, ale wiedz, że ty dla tego kogoś już zawsze pozostaniesz obcym...

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Sen 42. Przypadkowe spotkanie

Zmierzchało się już, gdy wszedłem do domu. Zastałem Błękitnookiego pochylonego nad kuchennym stołem. Czytał jakąś gazetę. Obok niej rozstawione były puste lampki po winie, talerzyki, sztućce i rozkrojona makowa tarta. Gdy mnie dostrzegł, zaczął zbierać ze stołu naczynia i wstawił wodę do gotowania.
- Cześć... Miałeś gości? - Spytałem bez większego zainteresowania.
- Gościa - odparł i uruchomił zmywarkę.
- Jestem padnięty... Marzę tylko o gorącej kąpieli i o spaniu - nie drążyłem zamkniętego już tematu tajemniczych odwiedzin przy winie.
- Chcesz masalę na kolację? - Zapytał.
- Nie. Napiję się tylko herbaty z miodem - rozpiąłem ciemny blezer i zawiesiłem go na oparciu wysokiego krzesła.
Obserwowałem Błękitnookiego, jak krząta się po kuchni. Z tylniej kieszeni spodni zwisała mu kuchenna ścierka. 
- Co sądzisz o przypadkowym spotkaniu kogoś, kogo nie widziałeś kilka lat? - Zapytał nagle i oparł się o pracującą zmywarkę.
- Hmmm... Takie spotkanie ma pełno wad i zalet - spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
- Zdarza się tak, że zrywasz z kimś kontakt i mijają lata. Ten ktoś się nie odzywa, nie pisze, kompletnie nie wiesz, co u niego, nie wiesz nawet tego czy żyje...
- Nieraz tak bywa - odparłem, nadal z ciekawością zerkając na niego.
- I nagle wpadasz na tę osobę w mieście - kontynuował - i nie wiesz, jak się zachować. Czemu się tak dzieje?
- Bo nie jesteś przygotowany na to. Odległy czas wymazał wspólne tematy, wspólne zainteresowania wyblakły, my się zmieniliśmy, świat się zmienił i dlatego często nie ma wtedy o czym rozmawiać.
- To chyba tkwi w nas samych... Te zmiany... Ta chęć i niechęć do tego co jest i do tego, co było i tego, co będzie... - zasępił się i zamilkł.
Zapatrzyłem się w prawie pusty kubek po herbacie. Łyżeczką przesuwałem po spodeczku zmiętą herbacianą torebkę z jednego rantu na koniec drugiego.
- Elbi tu dziś był - odparł po chwili i spojrzał na mnie. Swoim zwyczajem przechylił głowę nieco w bok i wygiął usta. Światło lampy odbijało się w jego okularkach.
- Oooo... - żachnąłem się i wbiłem w niego wzrok.
- Elbi tu był... - powtórzyłem za nim w taki sposób, jakbym chciał, by słowa te utknęły w ścianie i tam na zawsze pozostały - pod cegłami i grubą warstwą tynku i kuchennej tapety.
- Czekał na ciebie... Płakał... Chciał rozmawiać o... 
- O? - Znów wbiłem wzrok w jego twarz.
- O przebaczeniu... - Błękitnooki spuścił głowę i zapatrzył się w kafelkowy wzór na podłodze.