sobota, 27 września 2014

Sen 185. Nazwiska

Dwie noce temu miałem bardzo dziwny sen, choć dziś śmiem wątpić, czy to był w ogóle sen. To było na serio!
Przyszedł do mnie Elbi: "Zapominasz o mnie", odezwał się. Nieco zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem. "Tak. Mniej o tobie myślę niż kiedyś", odparłem. "Dlaczego?" "Nie potrafię tego wyjaśnić", wbiłem oczy w podłogę. "Ale ja nadal jestem!", nie ustępował. "Nie! Już dawno cię nie ma! Odszedłeś z tylko sobie wiadomych powodów, odszedłeś i nic cię wtedy nie obchodziło!", obruszyłem się. Spuścił wzrok, jakby szukał czegoś na parkiecie. Milczał. Wsunął rękę do kieszeni spodni i wyciągnął jakiś złożony papier. Podał mi go. "Chciałbym ci o czymś przypomnieć", wyszeptał. Rozłożyłem kartkę i: "Akt notarialny", przesylabizowałem. Z wrażenia otworzyłem usta i zrobiło mi się gorąco. Dokument był na dole przez nas podpisany: imię - Elbi - jego nazwisko połączone myślnikiem z moim nazwiskiem i imię - Katta - moje nazwisko połączone myślnikiem z jego nazwiskiem... "Jak to?!", wyrwało się z mojej piersi, lecz jego już nie było...

???   ???   ???   ???

Naprawdę tego nie potrafię wyjaśnić, nie potrafię się do tego odnieść. Co ma znaczyć ten sen?

piątek, 26 września 2014

Sen 184. Z krwiożerczą bestią w tle

Gdy wypoczywaliśmy na wakacjach, domu pilnował nowy (współ) lokator (o nie! po moim trupie!). Zagnieździł się w ogródku i nawet mu do główki nie przychodzi, by się wynieść, gorzej!, wraca za każdym razem, gdy wyrzuca się go za ulicę w gęste krzewy. To sporych rozmiarów pająk, koloru szarego, nieco podobny do polskiego krzyżaka, lecz większy. Pierwszego dnia, zaraz po powrocie, miotłą zmietliśmy jego kryjówki, bezpośrednio nie widząc go, lecz w nocy odbudował swe sieci w tych samych miejscach - w trzech kątach naszego ogródka i rano bez pardonu wygrzewał się w słońcu.
Błękitnooki, który raczej nie boi się takich stworów, zostawił go w spokoju, natomiast ja złapałem miotłę i próbowałem zatłuc parszywą bestię, lecz ta mi uciekła (mogę patrzeć na pająka z pewnej odległości, lecz broń Boże, by na mnie wlazł...). Wieczorem zastałem Błękitnookiego w wielkiej komitywie z pajączkiem - siedział naprzeciwko sieci i obserwował go. "Wiesz, jaki on jest krwiożerczy?!", zagadnął Błękitnooki. "Siedzę tu ze dwie godziny i patrzę, co robi. Atakuje każdy paproch albo listek, które wpadną w sieć.", oznajmił. "Ciekawe, czy lubi papierosy...", wzruszyłem ramionami i delikatnie wrzuciłem w pajęczynę niedopałek. Obserwowaliśmy, jak bestia, jakby na sygnał, przemierzyła sieć i, otaczając wpierw ofiarę, wbiła w filtr swe szczękoczułki i nogogłaszczki i po chwili  zaczęła pleść kokon z pajęczyny. Cała akcja trwała dosłownie kilka minut. "Jest genialny!", podekscytowany Błękitnooki spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby. "Chyba nauczyłem go palić...", wycedziłem bez emocji. "Kupię smycz i będę chodził z nim na spacery", dodał i się uśmiechnął. "Tak, a potem będziecie spać w jednym kokonie i jeść z jednej pajęczyny", odciąłem się. "Jak jutro go tu znów zobaczę, zrobię z niego masakrę!", dodałem, wchodząc do domu. "Zostawmy go! Jest taki kochany...", zawołał Błękitnooki z ogródka. "Jeśli taki jest, to podrap go za uchem i daj mu buzi na dobranoc", odparłem i krzyknąłem głośniej: "Kolacja!"