sobota, 13 września 2014

Sen 182. Z powrotem do dżungli

Zaczęło się zamieszanie przed podróżą - zbieranie rzeczy, układanie, sortowanie, przekładanie, pakowanie. Nasze walizki już prawie gotowe (a była jedna). Błękitnooki pojechał jeszcze do rodziców, ja zaś siedzę u swoich i zawracam im głowy marudzeniem. Jutro zjemy wspólny obiad, posiedzimy przy kawie i ciastach, gdyż w poniedziałek udajemy się w drogę powrotną do Brazylii. Tam będziemy mieli po dniu wytchnienia i trzeba nam będzie wracać do pracy.
Jakoś nie możemy sobie wyobrazić powrotu do naszej dżungli, zaś w moim przypadku do znienawidzonej roboty i wstrętnych i prymitywnych współpracowników. Czas wakacji zleciał bardzo szybko, w ogóle czas prędko ucieka - poranek, południe, wieczór i znów poranek, i znów wieczór. I tak w kółko. Życie ucieka. Jeszcze tak niedawno studiowaliśmy, imprezowaliśmy, a teraz prowadzimy przykładne, spokojne i nieco nudnawe życie. Rutyna. Codzienność. Praca. Odpoczynek. Praca. Jeśli wszystko się ułoży, będzie dobrze i damy radę. 
    

piątek, 12 września 2014

Sen 181. Uffff...

Świątynia w Edfu
Wróciliśmy z afrykańskich wojaży. Przeżyliśmy! Było fantastycznie! Doskwiera nam odczucie ogromnego żalu, że ze świata mitu trzeba wracać do realu, a już wkrótce czeka nas długa powrotna droga do domu... Żal... 
1. Polubiłem latanie samolotem. W ostatnim tygodniu odbyliśmy 3 rejsy: Polska-Egipt, Egipt-Polska i jeden wewnętrzny z Asuanu do Kairu.
2. Egipskie upały okazały się nawet znośne. Najwyższe ponoć są w okresie czerwiec-sierpień, bo sięgają aż 65 stopni w Asuanie, a im dalej na południe tym gorzej. W Hurgadzie wylądowaliśmy o siódmej rano i już były 32 stopnie, natomiast około południa - prawie 46... Na spotkaniu z pilotem dowiedzieliśmy się, że jadąc na południe kraju, będzie tylko gorzej...
3. I było... Zabytki w Luksorze, Edfu, Asuanie czy Abu Simbel zwiedzaliśmy w takim upale, że nawet schowanie się w głębi ruin lub udanie się na brzeg Nilu nic nie dawało. Chyba najgorzej było w Luksorze przy zwiedzaniu Karnaku, świątyni Hatszepsut i Doliny Królów. Nie da się tego opisać.
4. Pijąc w nadmiarze colę, ustrzegliśmy się egipskiej grypy faraonką zwanej. Przez pierwsze 3 dni się pilnowaliśmy ze wszystkim, a potem poszliśmy na żywioł - paliliśmy szisze z Arabami na suku w Luksorze, piliśmy słynne hibiskusowe herbatki serwowane przez miejscowych, próbowaliśmy wielu specjałów na bazarach w Asuanie, tamże piliśmy zimną wodę, i nic nam nie było. Dowiedzieliśmy się pod koniec wyjazdu, że ludzie z innych hoteli leżeli pokotem, chorując na faraonkę i tym samym tracąc czas.
5. Podobał nam się Kair. To potężna metropolia, zróżnicowana etnicznie, kulturowo, stylowo (jeśli jakiś styl tam w ogóle jest) i religijnie. Było zbyt mało czasu, by wybrać się na przechadzkę i zderzyć się z miastem, a konia z rzędem temu, kto bez szwanku przejdzie przez kairskie ulice w godzinach szczytu... Na drogach nie ma żadnych zasad, kierowcy jeżdżą, jak chcą, totalny chaos, w którym wyłącznie odnajdują się miejscowi.
6. Piramidy nas nieco rozczarowały (oczekiwałem, że będą większe). Prawie na kolanach przedzieraliśmy się przez wnętrza jednej z nich. A w środku? Gorąc, zaduch, smród i klaustrofobiczne wrażenie zaciskania się małej przestrzeni. Nie wymiotowałem.
7. Najlepsze wrażenia? Nocna wyprawa na suk w Asuanie (to było coś niesamowitego), potworny gorąc w Luksorze, przepiękna świątynia Ramzesa 2 w Abu Simbel, fatamorgana na Saharze, wejście do piramidy i nocne pływanie z Błękitnookim w Morzu Czerwonym w Hurgadzie...
To były naprawdę udane wakacje.
Abu Simbel