sobota, 28 grudnia 2013

Sen 130. Na dolnych reglach

Od ponad miesiąca mam spadek. Czuję się fatalnie, zniknęły chęci do czegokolwiek, resztki mojego zapału wygasły. Zrobiłem coś, czego nienawidzę - odesłałem do Polski niedokończone książki. Zdarzało mi się wcześniej, że jakąś odłożyłem, bo była dla mnie zbyt trudna lub coś nagłego i ważnego pojawiło się do zrobienia, ale obiecałem sobie, że wrócę do niej, a wszystkie czytane na bieżąco skończę. Nie udało mi się i jest mi niesamowicie przykro z tego powodu. Nie czytam, nie piszę, nie jem, nie wychodzę z domu, pokoju (prócz pracy), moje zobojętnienie wzrasta, bardzo dużo śpię - jeśli nie mam zmiany dwunastogodzinnej to nawet po 15, 16 godzin na dobę (pierwszy dzień świąt spałem 21 godzin). Z łóżka wychodzę na pół godz. przed wyjściem do pracy (mam do firmy 6 minut spacerkiem) i zaszywam się w nim ponownie zaraz po powrocie. I tak każdego dnia. Monotonia w pracy - te same czynności, monotonia w życiu prywatnym - spanie i mycie - działają wyniszczająco i deprymująco. Do tego prawie każdej nocy przychodzi do mnie Błękitnooki. Często staje przy łóżku, szarpie mnie za ramię, a potem milczy, rozkłada ramiona, tak jakby na coś czekał i znika. Już sam nie wiem, co mam o tym myśleć. Może coś złego się u niego dzieje. Nie wiem, czy chciałbym wiedzieć, chociaż pewnie bym chciał, bo to przecież mój Błękitnooki. I jak tu pogodzić sprawy, które nie są do pogodzenia?

piątek, 27 grudnia 2013

Sen 129. (Nie)Pozorna wolność

Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Tak naprawdę w Belo Horizonte trzyma mnie jedynie stała praca, choć i ona przyprawia mnie czasami o torsje. Od jakiegoś czasu zmianie uległy moje obowiązki w firmie, gdyż przeszedłem na front hali i pracuję bezpośrednio z klientami. Główny szef stwierdził, że mój język jest już wystarczający i przerzucił mnie do przodu.
Gdyby nie praca dawno bym wszystkim rzucił, nic już mnie tu nie trzyma. Jeszcze jakiś czas temu był Brązowooki, który nazywał się moim "przyjacielem". Nie ma go już... W sumie jest, lecz jako osoba coraz bardziej mi obojętna. To ja się wycofałem z tej relacji jako pierwszy, odszedłem, bo miałem dość. Aktualnie w jego towarzystwie czuję się obco i mocno skrępowany, unikam go. On oczywiście uważa, że to tylko moje widzimisię. Oczywiście nic nie jest jeszcze ostatecznie przesądzone i w każdej chwili mogę spakować walizkę i, nic nikomu nie mówiąc, na zawsze wyjechać z Belo Horizonte. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Sen 128. Dziś Wigilia

Jakiś tydzień temu mój menadżer zawołał mnie do biura: "Rok temu pracowałeś całe święta, więc możesz mieć teraz wolne." Spojrzałem na niego i, "Zwariowałeś?!", wykrzyknąłem. "Nie mam zamiaru siedzieć sam i tępo patrzeć w ściany", dodałem.
Dziś Wigilia, a ja idę do pracy na całe 10 godzin. Skończę późno w nocy, gdyż już po południu zostanę na hali sam. Skoro rok temu dałem radę, to tym razem też pewnie dam radę. 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Sen 127. Oficjalnie

Na nowej stronie w sieci pojawiłem się nie jako Lemur Katta, ale jako JA sam - z imieniem i ze zdjęciem. Pomimo to, Katta nadal będzie śnił. 

niedziela, 1 grudnia 2013

Sen 125. Dobro i zło

Dziś coś we mnie pękło...
Popłynęły łzy...
Osoby, które mają czelność nazywać się moimi przyjaciółmi, wymierzyły mi siarczyste policzki. Zresztą..., już nimi nie są, bo ja się wycofuję z relacji przyjacielskiej jako pierwszy, zrywam tę wieź i nie dam kolejnej szansy. 
Pierwszy cios dotarł rano z Polski. Piecze do tej pory.
Drugi był miejscowy. Będzie piekł bardzo długo.
Najbardziej boli w środku, bo za pomoc i zrozumienie dostałem kamieniem po głowie.
Od zawsze tak jest. Powinienem już do tego przywyknąć, ale... Niestety, każdy kolejny raz boli mocniej. Dlatego też nikogo nie potrzebuję, nikomu już nie uwierzę i nikomu już nie zaufam, a każdego, kto będzie się chciał do mnie zbliżyć lub nawiązać znajomość, zdzielę po łbie tak samo, jak ja dostaję od innych.
Nie wiem, czemu tak się dzieje, że wszyscy są przeciwko mnie.
Wracam do swojej skorupy sprzed roku, dwóch lat, bo w niej czułem się bezpiecznie.
Od dzisiaj koniec!

środa, 27 listopada 2013

Sen 124. Takie jest życie

Czasami czuję się tak samotny, że płakać mi się chce, dusi mnie w środku, piłuje w mózgu, brakuje oddechu. Spoglądam nieraz na ludzi i w myślach padam przed nimi na kolana: "Proszę, podejdź i powiedz miłe słowo, a potem przytul choć na sekund kilka." Wybrałem taki stan świadomie. Tęsknota i samotność są karą za kłamstwo, którego się dopuściłem, za grzech, który popełniłem. I tak do końca życia, bo nikt mi nigdy nie wybaczy.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Sen 123. Wspomnienia z dnia narodzin w częściach kilku

1. Prolegomena

Dzień, w którym urodził się Lemurek Błękitnooki, pamiętam bardzo dobrze. Był to zachmurzony poranek, mgła zwisała nad zaśnieżoną kosodrzewiną niby rozlana na prześcieradle śmietana, o szyby tłukły się podmuchy morskiego wiatru, drzewa w sadzie uginały pod ciężarem śpiewu kosów, kwitła trawa, dojrzewały wiśnie, a jeże biegały w szeleszczących liściach i polowały na wymyte przez ulewę śliskie i grube dżdżownice. Stałem przy oknie i obserwowałem świat odbity w jego powierzchni. Nic nie zapowiadało faktu, że Błękitnooki narodzi się tego właśnie dnia.
Jak zawsze napaliłem w kominku (majowe noce bywają dość chłodne), zawinąłem się w koc i, popijając herbatę z miodem, otworzyłem książkę na ostatniej stronicy (postanowiłem przeczytać ją w wyjątkowy sposób - od końca do początku, tak jak można czytać na przykład Cortazara).
Nagle, ni stąd ni zowąd do pokoju weszło kilkadziesiąt osób - jakieś stare babiny z koszykami pełnymi suszonych grzybów, dziady z widłami,  grabiami i kosami w rękach, ksiądz z ministrantami, wymalowane i wypudrowane aktorki w strojach epoki elżbietańskiej (nie mogłem sobie przypomnieć, w którym teatrze grają Szekspira), kolędnicy, zakonnice, łotry spod ciemnej gwiazdy, złodzieje i trędowaci, jaskiniowcy z maczugami, prezydent z małżonką, grupa przedszkolaków, pielęgniarki i cała gama niezidentyfikowanych przeze mnie osób z rozdziawionymi ustami, wytrzeszczonymi oczyma, brudnymi uszami i z ospowatym trądzikiem na twarzach.
Gdy zacząłem protestować i się bronić przed ich obecnością, spośród nich wyłonił się Lemurek Błękitnooki i jednym gestem ręki uciszył całe towarzystwo. "Nie bój się - powiedział. - Dziś są moje urodziny i nie chciałbym ich spędzić bez ciebie". "Ale co oni tu wszyscy robią?" - zapytałem nieco wystraszony. - "Jeśli masz się dziś urodzić, chciałbym, byśmy przy tym fakcie byli sami!""Zaufaj mi" - odpowiedział krótko, a siedem z tych dziwnych istot chwyciło mnie pod ramiona, za uda, za głowę, za ręce i ułożyło na podłodze w pozycji jak do ukrzyżowania. Stary dziad grabiami zdarł ze mnie koszulę, inny kosą rozciął dżinsy, na które niby hieny rozszarpujące ciało małej gazeli rzuciły się sprośne bachantki i używając ogrodniczych sekatorów zdarto ze mnie bokserki. Dokoła ustawiono rozpalone gromnice, zapalono kadzidła, zgaszono światło, a kątem oka dostrzegłem, że do pokoju wniesiono trumnę zbitą z nieheblowanych desek. "Lemurku Błękitnooki! Ratuj mnie!" - zdążyłem zawyć i się szarpnąć po raz ostatni, gdy na głowę zaciągnięto mi płócienny wór i zawiązano go sznurem wokół szyi. "Abym mógł się urodzić, musisz trochę pocierpieć" - usłyszałem jego głos. "Chcesz tego?" - zapytał. "Tak" - odpowiedziałem, łapczywie wciągając powietrze przez gruby materiał.

2. Epeisodium 1.

Jednak zanim cały kondukt złowieszczych potworów w maskach i strojach niby ze Sri Lanki wszedł do mojego pokoju, kilka dni wcześniej spotkaliśmy się w klimatycznej kawiarni. Wnętrze wystylizowane było na lata okresu międzywojennego. W kącie stał zakurzony gramofon z początku ubiegłego wieku, na ścianach zawieszono setki czarno-białych fotografii przedstawiających zadumanych i w sztucznych pozach ludzi (o tym czasie już pewnie wszyscy poumierali), stoliki przykryte były białymi i kremowymi kordonkowymi, ręcznie robionymi serwetami, a filiżanki i cukiernice ozdobione były drobniutkimi kwiatuszkami, inkrustowanymi cyrkoniami i kolorowymi szkiełkami (na pewno nie były to prawdziwe szlachetne kamienie). W środku dominował gwar rozmów i delikatny stukot łyżeczek i filiżanek o porcelanowe spodeczki. Między stolikami krzątała się kelnerka z dużym kokiem przyozdobionym szylkretowym grzebieniem. Spojrzała w moją stronę i się uśmiechnęła.
Nie przyglądając się gościom, zająłem wolny stolik tuż przy oknie, a ponieważ przyszedłem dużo wcześniej, zamówiłem ekstra dużą Earl Grey. Z początku kelnerka nie zrozumiała, zrobiła zdziwioną minę i ponownie poprosiła o zamówienie. Nie spoglądając na nią, powtórzyłem: "Proszę herbatę z cukrem i cytryną. Dużą. I eklera z kremem." Gdy w jakieś 8 minut później postawiła tacę na stoliku, gwar w kawiarni ucichł. "Dziękuję."- szepnąłem, lecz kątem oka dostrzegłem, że nadal przy mnie stoi. "Czekam na przyjaciela. Czy możemy zapłacić przy wyjściu?"- zapytałem. "Będzie pan dobrym ojcem"- powiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku. Zerknąłem na nią sponad okularków i chciałem coś powiedzieć, lecz wyprzedziła mnie. "Cóż, fusy na dnie pana filiżanki nie kłamią. Zresztą, ten ktoś już tu jest". Odwróciła się w stronę drzwi dokładnie w tym momencie, gdy Błękitnooki przekraczał próg. Dostrzegłszy mnie, uśmiechnął się i szybkim krokiem podszedł do stolika. Nieco z boku przystanęła kelnerka i, uśmiechając się, kiwała głową na znak potwierdzenia swej wróżby. "Coś się stało?", zapytał, gdy tylko zauważył, że myślami jestem daleko od niego.

3. Epeisodium 2.

Nigdy więcej nie chciałbym spotkać się z nią sam na sam. Wyłoniła się zza rogu kamienicy pochłonięta rozmyślaniami nad dniem swojego ślubu. Zaplanowała wszystko z premedytacją, a teraz uśmiechała się sama do siebie, gdyż była gotowa działać. Szła chodnikiem pewnym krokiem modelki i dziarsko stukała obcasami wysokich kozaków, czarne loki okalały jej twarz i falistym dywanem ścieliły się na plecach i ramionach. Od czasu do czasu przeczesywała włosy dłonią i uwodzicielsko odrzucała je do tyłu. Była naprawdę piękną kobietą - ciemne oczy otoczone czarnymi długimi rzęsami, małe usta, cera jasna, nieskazitelna i idealnie wykonany makijaż - nie było mężczyzny, który nie zwróciłby na nią uwagi, kobiety zaś podziwiały jej styl i marzyły, by choć mieć dla siebie mały procent tego, co sobą reprezentowała nawet w zwykły dzień.
Jeśli nawet jej piękno uderzało każdego, kto na nią spojrzał, to specyficznie ukształtowana osobowość oraz ciężki charakter zniechęcały po niedługim czasie znajomości. Była despotką z wyrafinowaną i wyćwiczoną histerią, zawsze musiała wygrywać i mieć swoje zdanie, a do celu szła po trupach. Niszczyła każdego, kto się jej sprzeciwił.
Ściemniało się, gdy wyszliśmy z kawiarni. Idąc ramię w ramię planowaliśmy dzień urodzin Błękitnookiego. Stwierdziliśmy, że zaprosimy tylko najbliższych znajomych, zaledwie kilka osób, gdyż żaden z nas nigdy nie lubił rozgłosu. Przebiegliśmy przez skrzyżowanie i weszliśmy na główny miejski deptak. Nie zauważyliśmy jej. Szła drugą stroną, poprawiając na piersiach złotego lisa. "Lemurku!", zawołała i, machając ręką, skręciła w naszą stronę. Błękitnooki spoważniał i zbladł nieco, gdy podeszła do nas i prowokacyjnie pocałowała go w usta. Mnie potraktowała jak powietrze, gdyż odwróciła się plecami. "Kochanie, wczoraj czekałam na ciebie i nie przyszedłeś!", wykrzyknęła i ponownie chciała go pocałować, lecz zrobił krok do tyłu. "Wybacz, nie jestem sam. Spieszymy się.", odpowiedział jej szybko i chciał ją wyminąć, lecz zastąpiła mu drogę. "Spójrz, jaki mam szal!", wzięła do ręki głowę lisa i spojrzała w jego martwe oczy. "Sama go zabiłam dwa dni temu i obdarłam ze skóry! Zabłąkał się na mojej posesji i ustrzeliłam go z rewolweru, gdy szczekał do księżyca.""Tak, ciekawa historia. To jest mój przy..." Błękitnooki nie zdołał skończyć, gdyż od razu mu przerwała: "Zabieram cię do siebie! Musimy uczcić naszą przyszłość!". Wsadziła mu rękę pod ramię i pociągnęła za sobą, nie zważając, że nadal stoję obok. Lekko się odsunął od niej i "Wybacz, spieszymy się", wyszeptał. Wówczas zmierzyła mnie od stóp do głów i wbiła we mnie wściekłe spojrzenie. "A co to w ogóle ma być?!", wysyczała do niego. "Nic.", odparł i odeszliśmy mimo wielu prób zatrzymania. Gdy odwróciłem się, by spojrzeć, czy jeszcze tam jest, stała w tym samym miejscu i wyrywała sierść z głowy złotego lisa.

4. Epeisodium 3.

W dzień poprzedzający narodziny Błękitnookiego skoncentrowałem się na przygotowaniach. Pochowałem zbędne sprzęty, ustawiłem ławy i stoły pod oknem, poprzecierałem szklanki, lampki, literatki, talerzyki i sztućce. Zeszło mi na tym do samego wieczora. Tak naprawdę to nikogo się już nie spodziewałem, gdyż wiedziałem, że Błękitnooki pojechał do swoich rodziców i wrócić ma jutro rano. Zsunąłem kotary, przyciemniłem światła, włączyłem nastrojową muzykę i już miałem zrzucać dżinsy i polówkę przed kąpielą, gdy ktoś załomotał w drzwi. "Kto?", zapytałem, lecz nikt się nie odezwał. Już chciałem odejść, gdy łomot się powtórzył. "Co jest grane?", zawołałem uchylając drzwi, lecz nie ściągając łańcucha. Wielka owłosiona łapa wsunęła się do środka i po omacku zaczęła szukać zamka. Ocknąłem się z chwilowego zszokowania i doskoczyłem do drzwi, próbowałem zatrzasnąć je pomimo ręki obcego. Zaparłem się całym ciałem, gdy nagle ogromna siła popchnęła drzwi, łańcuch dosłownie rozprysł się na kawałki, a przede mną stanął ogromny człowiek w ciemnych okularach i z dubletówką w rękach. Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy złapał za koszulkę i cisnął mnie na podłogę i do krtani przystawił swoją broń. Nachylił się nade mną i z tępą miną wycedził: "Stul pysk!" Kątem oka dostrzegłem, że do mieszkania wchodzi drugi terminator, a za nim kobieta w ciemnym płaszczu i kapturze na głowie. Stanęła przy oknie i wyciągnęła rękę do olbrzyma. Ten podał jej długiego papierosa w szklanej lufce i podsunął zapalniczkę. Spod kaptura, który całkowicie przysłaniał jej twarz, uniósł się kłąb dymu. "I co, kochasiu, znów się spotykamy", odezwała się po chwili i odrzuciła kaptur do tyłu. Rozpoznałem ją natychmiast - zazdrosna znajoma Błękitnookiego! Zsunęła płaszcz z ramion i zawiesiła go na swym ochroniarzu niby na wieszaku. Ubrana była w długą czarną atłasową suknię ze srebrnymi akcentami, a wokół szyi okazale prezentował się szal z lisa. "Mamy do pogadania!", syknęła z nienawiścią. "Jutro są narodziny Błękitnookiego i nie chcę ciebie tu widzieć...", zaciągnęła się papierosem. "Jeśli sam nie znikniesz, mam na to swoje sposoby!", kontynuowała. "Nie strasz mnie! Nic nie wskórasz, że Błękitnooki nie chce cię znać! Mam ci przypomnieć, dlaczego cię zostawił? ", odezwałem się. "Stul pysk!", syknął ochroniarz. "Bierzemy go!", odezwał się drugi. "Sam sobie dziurę w lesie wykopie!", dodał pierwszy. "Dziś jeszcze jestem opanowana", powiedziała z uśmiechem i zaczęła bawić się szalem, "Za to jutro mogę być bardzo, bardzo nagniewana za to, że tu jeszcze jesteś i...", powolnym ruchem wyjęła zza pasa nóż, schwyciła lisa i odcięła jego głowę od reszty i rzuciła nią we mnie. "Skoro ja nie mogę go mieć, to ty tym bardziej..." wycedziła zza zaciśniętych zębów i wyszła z mieszkania. 

5. Epilog

Gdy rozpłaszczono mnie na podłodze i przywiązano do palików, a sprośne bachantki rozebrały do naga, zaczął się dziki taniec dookoła. Lano na mnie piwo, wino, sypano piachem i ziemią, szturchano i deptano. Wszyscy wyli i śpiewali jakąś pieśń obrzędową, śmiali się, krzyczeli, palili fajki, żuli gumy, plotkowali i oczerniali. W pewnym momencie zdarto mi worek z głowy i mogłem przyjrzeć się całej zgromadzonej kompanii. Wycie i śpiewy ucichły, a ja szukałem w tłumie jednej znajomej twarzy. Nagle z tłumu wyłoniła się ona. Jak zwykle miała na sobie długą czarną suknię i paliła papierosa w lufce. W prawej ręce trzymała worek. "On już się narodził", powiedziała i spojrzała w zgromadzone twarze. Tłum entuzjastycznie zaskowyczał. "Oto dowód!" i uniosła worek, a wszyscy zaczęli bić brawo i wiwatować. Nie wiedziałem, co się dzieje, nie potrafiłem poskładać ostatnich wydarzeń w całość. To było zbyt trudne. Zapadła cisza, a ona zbliżyła się, ciągle trzymając złowieszczo wyglądający worek. "Przed chwilą tu jeszcze był, ale był bardzo niegrzeczny dla mnie i poniósł karę", podniosła nieco głos i się wyprostowała. "Karę?", zapytałem. "Pamiętasz wczorajszą rozmowę? Moje kotki spisały się dziś wyśmienicie!", krzyknęła i obejrzała się w kierunku dwóch terminatorów. Dostrzegłem ich w białych kitlach. Jeden trzymał w rękach skrwawioną siekierę. "Coś ty zrobiła? Coś ty zrobiła?", zacząłem się szamotać i próbować uwolnić. Dobry sen zamienił się w koszmar. Postawiła mi nogę na piersi i wycedziła z uśmiechem: "Ja zawsze wygrywam! W taki czy inny sposób...", i otworzyła worek. Na podłogę upadła głowa Błękitnookiego, a terminator z siekierą natychmiast znalazł się nade mną. Dostrzegłem tylko błysk ostrza...

Oczywiście narodziny Błękitnookiego się dopełniły. Wszystko zostało zrealizowane tak, jak zostało zaplanowane. No, z małą różnicą - w ten sam dzień po raz drugi narodziłem się także ja i dzięki temu aktualnie dzień narodzin obchodzimy wspólnie tego samego dnia. Było warto.

środa, 20 listopada 2013

Sen 122. Ślady

Strasznie nie lubię, jak KTOŚ się onanizuje na moim łóżku. Zostawił ślady... Teraz śpię na kanapie...

Sen 121. Przesyt

Jakoś się u mnie wyciszyło. Poskładałem klocki do wiaderka, ułożyłem je według kolorów i ukazał się moim oczom panoramiczny widok. Dostrzegłem, lecz chyba jeszcze nie przyswoiłem jego logiki. Coś mnie męczy, coś nieokreślonego. Rzygam już moim życiem i sobą samym dodatkowo...

Sen 120. Szansa?

Pod koniec tego roku pewien chłopak z mojej pracy przenosi się do Vancouver. Ma tam kuzyna, będzie u niego początkowo mieszkał. Zapytałem i powiedział, że nie ma żadnego problemu i jak chcę to mogę się do niego przenieść lub od razu z nim jechać. Teraz nie wiem, co mam zrobić.

wtorek, 5 listopada 2013

Sen 119. Zagmatwanie

Im więcej ludzi chce mnie poznać, w jakiś sposób nawet "zaprzyjaźnić" się ze mną, tym bardziej czuję się samotny i przybity. Czuję się zmęczony ich obecnością. Jedni wyciągają mnie do miasta, drudzy kładą ręce na barkach, przymilają się, a nawet łapią za pośladki i mówią: "Katta to mój przyjaciel". Są i zadają pytania, interesują się mną, chcą być koło mnie, chcą ze mną pracować i rozmawiać. Akceptują mnie, zaś ja chcę być sam. Ostatnio nawet "musiałem tłumaczyć" komuś, czemu nie chcę, by był "moim przyjacielem". Zarzucił mi ten ktoś, że odtrącam jego chęci zaznajomienia się (choć to prawda) i nazwał "dziwnym i zagadkowym" człowiekiem. A ja po prostu chcę być sam, nie potrzebuję nowych "przyjaciół", nie chcę ich, nie mam takiej potrzeby, nie potrzebuję niczyjej pomocy. Nauczyłem się być samowystarczalnym. Szkoda, że tego nie rozumieją...
Wczoraj w nocy był u mnie Błękitnooki, lecz tym razem nie zrozumiałem jego gestów i nie wiem, co chciał mi przekazać. Czuję, że było to coś ważnego, gdyż przez cały wczorajszy dzień nie opuszczał moich myśli, coś mnie męczyło, coś nie dawało spokoju. Teraz też jest obok mnie, siedzi na pościeli i się uśmiecha, choć tak naprawdę jest tysiące kilometrów stąd. Wszystkiego najlepszego!

wtorek, 29 października 2013

Sen 118. Strach przed...

Chciałbym coś zmienić w swoim dotychczasowym życiu. Mam taką wewnętrzną potrzebę, czuję to. Jednak nie potrafię tego pragnienia skonkretyzować, nie wiem, co to mogłoby być. Zaś z drugiej strony boję się radykalnych zmian, jestem na to chyba zbyt leniwy, zbyt wygodny, zbyt stary, zbyt zaklęsły w sobie samym, zbyt strachliwy, zbyt głupi. Do czegoś tęsknię, i to bardzo. Czegoś potrzebuję, czegoś pragnę, na coś czekam. Tak, na coś ciągle czekam, na coś, co się nigdy nie ziści, to takie malutkie, zupełnie niewidoczne pragnienie. Chyba przemieniłem się (lub przemieniam się) w Pana Bovary.
Chciałbym na początku grudnia polecieć do Polski, lecz na myśl o ponad 30 godzinnej podróży się mi odechciewa. Jeśli się uda, nawiedzę Warszawę i mojego dawnego znajomego.

piątek, 25 października 2013

Sen 117. Dziwne zbiegi okoliczności

Wczoraj w nocy odwiedził mnie Lemurek Błękitnooki. Wszedł do pokoju i zbudził mnie rozsiewając dokoła swój zapach. Z początku go nie poznałem, dopiero po chwili, w nikłym świetle latarni spoza okna, dostrzegłem jego piękną, lecz poważną twarz. Usiadłem na łóżku i podziwiałem jego dziwny strój (nigdy by się tak nie ubrał) - białe lniane spodnie, biały golf i długi, sięgający podłogi, czarny flauszowy płaszcz. Na szyi zawiązaną miał dużą czerwoną kokardę. Wyglądał niczym bohater "Rozważnej i romantycznej". Po długiej chwili milczenia sięgnął ręką do delikatnego tiulu i rozwiązał kokardę. Dwa kawałki materiału luźno sięgały podłogi. Wtem zaczął wiać silny wiatr. Szarpał jego płaszczem na wszystkie strony. Wielkie krople deszczu rozbijały się dokoła wzbijając do góry tumany kurzu z piaszczystego podłoża. Wyciągnął do mnie ręce i w tym momencie zaczął zapadać się w wodzie. Sparaliżowało mnie. Nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem, jak znika w czarnej mazi, patrzyłem, jak go pochłania wir zhiperbolizowanego mojego strachu, wchłaniałem go w siebie niczym krem wmasowany w wysuszoną twarz staruszka, który po raz pierwszy w życiu spojrzał w lustro i przeraził się własnym starczym odbiciem. Znikł. Na powierzchni zostało kilka bąbli sfermentowanej wody, kilka pęcherzy zgniłego żółtego gazu i rozwiązana czerwona kokarda. Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z domu, trzymając w kieszeni piżamy zwinięty kawałek czerwonego tiulu.
Natomiast dzisiaj w pracy doznałem niemałego szoku. Jak każdego dnia po firmie kręciło się sporo klientów. Jedni wchodzili i wychodzili, inni zostawali nieco dłużej. W pewnym momencie do kontuaru podszedł mężczyzna. Mimowolnie spojrzałem na niego i struchlałem. Jakieś trzy metry przede mną stał Elbi. Z wrażenia opuściłem ręce i jak zahipnotyzowany patrzyłem na niego. Musiał to zauważyć, gdyż podniósł wzrok i spoglądaliśmy na siebie. Uśmiechnął się, spuścił wzrok, otoczył się i wyszedł. A ja nadal stałem niemo i liczyłem uderzenia wiszącego obok zegara.

środa, 23 października 2013

Sen 116. A może to już koniec?

Wróciłem z nocnej zmiany i nie chce mi się spać. Zawinąłem się w ciepły koc, wsunąłem poduchę za plecy i załączyłem komputer. Ostatnio mało tutaj piszę. Wynika to z ogromnej monotonii mojego życia i z tego, że czas przyspieszył swój bieg. Prawie każdy dzień jest taki sam, takie same czynności, te same godziny, te same słowa, te same ruchy, ci sami ludzie. Z jednej strony to dobrze dla mnie, bo z każdym dniem mam bliżej do mojego końca, nie zależy mi już. Na moje niepisanie wpłynął także inny czynnik - dużo lepsze samopoczucie. Zauważyłem, i jestem nawet tego świadom, że od kiedy zacząłem palić, czuję się dużo lepiej. Zniknęły koszmary, lęki, sypiam lepiej, rozmawiam z ludźmi, nie czuję przytłoczenia i ciężaru wewnątrz siebie. Czyżby papierosy minimalizowały depresję? A może to coś innego tak działa? Jedno wiem na pewno - czuję się lepiej, a poprzez to mniej piszę i być może wkrótce zniknę stąd całkowicie.
Teraz tak z innej beczki: ktoś w pracy próbuje mnie swatać. Tłumaczyłem już kilka razy, że jest to nieetyczne, a poza tym nie chcę nikogo poznawać i nie czuję takiej potrzeby, by kogoś mieć. To już nie dla mnie, jestem sam dość długo i niechaj tak zostanie. Jednak ta osoba tego nie rozumie i nadal napiera. Akurat w tej kwestii będę stanowczy - NIE!

poniedziałek, 21 października 2013

Sen 115. Pada deszcz

Po wielu perypetiach, zawirowaniach, kilku trudnych rozmowach, serii porozumień i nieporozumień znów jesteśmy obok siebie. Gdy stanowczo oznajmiłem, że odchodzę i zacząłem pakować walizkę, powiedział, że jestem dla niego kimś ważnym i nie pozwoli mi odejść, a jak ucieknę w nocy, to mnie odnajdzie nawet na drugim końcu świata i rozbije mi nos.
A w Belo Horizonte od tygodnia pada deszcz.

czwartek, 10 października 2013

Sen 114. Jak w klatce

Teraz, gdy zostałem sam jak palec, bez najlepszego przyjaciela i bez znajomych, zaczynam tęsknić za Lemurkiem Błękitnookim. Przebywam w miejscu, które mnie męczy i przygniata, czuję się, jakbym został wsadzony do klatki, gdzie na każdej ściance wiszą zakazy: "Nie ruszać!", "Nie dotykać!", "Zabronione!" Zaczynam wysychać...

środa, 9 października 2013

Sen 113. Ludzie prawdę ci powiedzą

Już któryś raz z kolei usłyszałem kilka słów prawdy: "Ludzie ranią cię, boś dla wielu zbyt dobry". Wbito mi nóż w plecy... Nie spodziewałem się, nawet nie potrafię nazwać tego, co aktualnie czuję. Złość? Rozczarowanie? Rozgoryczenie? Zawód? Zdziwienie? Smutek? Żal? Chyba nic z tego. Raczej czuję głęboką obojętność. Przywykłem... Czuję, że ponownie uaktywnia się we mnie stary mechanizm obronny - izolacja i ucieczka. To dobre rozwiązanie. To, co osiągnąłem przez ostatni rok w kontaktach z ludźmi, totalnie zawaliło się w ostatnich dwóch dniach. Nie zależy mi już na nikim...
Wczoraj napisałem rezygnację do mojej aktualnej pracy.

poniedziałek, 7 października 2013

Sen 112. Magia czasu

Odczarowałem się! Sam! Bez niczyjej pomocy. Czuję się, jakby spadły mi klapki z oczu. Dzięki temu w jakiś sposób jest lżej, jakoś bardziej spokojnie, a na tym, czym się martwiłem, przestało mi zależeć, bo nie dotyczy przecież mnie. Teraz to już nie moja sprawa. Nie zawaham się ani minuty, gdyby przyszło mi nagle wyjechać z Belo Horizonte. Spakuję najpotrzebniejsze rzeczy i po prostu wyjdę z domu, zostawiając całą resztę i wszystkich daleko za sobą. W ostatnich dwóch tygodniach zrzuciłem krępujące mnie więzy, zmądrzałem, dojrzałem, przewietrzyłem swój mózg i doznałem na nowo wolności umysłu, a to, co siedzi w środku, oswobodziło się z ogólnego ucisku. Nie chciałbym tego zmarnować. Czuję przypływ odwagi i energii. Mawia się, że czas leczy rany (może nie wszystkie), ale i otwiera oczy. Na rozwiązanie pewnej sprawy daję 3 tygodnie, maksimum jeden miesiąc (od dnia dzisiejszego). Jeśli otrzymam wynik pozytywny - zostanę i dam szansę, jeśli negatywny - wyjadę w ciągu jednego dnia. Stracę mnóstwo pieniędzy, ale za to odzyskam swobodę myśli.

wtorek, 24 września 2013

Sen 111. 27 kilometrów

Minioną noc spędziliśmy razem, obok siebie, ramię w ramię, ręka w rękę. Było blisko i ciepło. Chyba zrozumiałem, że czas coś zmienić. Nie będzie to łatwe, ale można spróbować. Te 27 kilometrów czegoś mnie nauczyło.

niedziela, 22 września 2013

Sen 110. Zapach Earl Grey

Ze snu wyrwało mnie ciche stuknięcie drzwi. Założyłem bluzę i zszedłem na dół. W kuchni świeciło się światło. Ktoś był wewnątrz. Uchyliłem drzwi i przez szparę zobaczyłem tyłem zwróconego w moją stronę Lemurka Błękitnookiego. Wywnioskowałem, że parzył herbatę. Nic nie mówiąc, usiadłem przy stole. "Wiem, że wszedłeś", nie odwracając się, odezwał się po chwili i postawił na blacie dwie duże filiżanki dymiącej herbaty, spodek z plastrami cytryny i cukiernicę. Obserwowałem, jak krzątał się po kuchni. "Pamiętasz te czasy, kiedy razem parzyliśmy Earl Grey i zachwycaliśmy się jej aromatem?", spytał po chwili. "Tak. Długo wodziliśmy nosami nad filiżankami i delektowaliśmy się jej zapachem, a potem smakowaliśmy ją z cytryną, z cynamonem, z miodem i siadaliśmy na podłodze przy kanapie i oglądaliśmy telewizję", dodałem po chwili. "Jeśli chcesz, możemy to powtórzyć...", uśmiechnął się. Spojrzałem na niego nieco podejrzliwie. "Chodźmy!", ponaglił mnie, zebrał wszystko na tackę i poszedł prosto do salonu. Sięgnąłem do lodówki po lody, wziąłem dwie łyżeczki i udałem się za nim. Na podłodze przy kanapie siedział Lemurek Brązowooki. "Wiesz, że za bardzo nie lubię herbat", odezwał się, gdy tylko przekroczyłem próg. Rozejrzałem się dokoła, lecz po Błękitnookim nie było śladu. Na stoliku stała tacka z filiżankami i talerzykami. Błękitnooki jakby rozpłynął się i został po nim jedynie aromat Earl Grey. Usiadłem obok niego na kanapie i zapatrzyłem się w matowy odcień falującego płynu. Przymknąłem oczy i chyba mi się przysnęło, gdyż ktoś zaczął szturchać mnie za ramię. Ocknąłem się. Nade mną nachylał się Błękitnooki. "Zaspałeś", szepnął. "Gdzie nasz gość?, spytałem. Zrobił zdziwioną minę i "Przecież jesteśmy sami", odparł. Miał ubrane dżinsy i biały golf. "Muszę wyjść. Ona już na mnie czeka", oznajmił i ucałował mnie w czoło. Jeszcze nieco zaspanymi oczyma patrzyłem, gdy sznurował buty. "Wrócisz do domu?", zapytałem. "Muszę być z nią", jego głos jakby się złamał, ale nie oderwał wzroku od podłogi. Chciałem znów o coś zapytać, ale mnie uprzedził: "Bądźmy razem tylko wtedy, kiedy śpisz. Tak będzie lepiej." "Ale ja nie śpię!""Śpisz, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy. Śpisz zawsze, gdy tu jestem ja albo on. Śpisz, kiedy nie śpisz i śpisz, kiedy ja śpię. Muszę iść. Trzymaj się!", i chwycił za klamkę. "Dlaczego ona?", zdążyłem jeszcze zapytać. "Przecież i tak nigdy ciebie nie kochałem", powiedział i wyszedł. Sięgnąłem po wciąż gorącą herbatę i zrobiłem kilka łyków. Nakryłem się kocem aż po same uszy i zapragnąłem usnąć najcięższym ze snów, gdy ktoś wyrwał mi poduszkę spod głowy. "Nie śpij, jak u ciebie jestem. Masz może gdzieś pepsi?", zapytał Brązowooki, "Bo ta herbata ma jakiś dziwny smak. Co to w ogóle jest?" "Earl Grey", odparłem krótko. "Nie znam", fuknął i zaczął przerzucać kanały w telewizorze. Zastanawiałem się, skąd te przeskoki w mojej świadomości, nie mogłem się połapać, która strefa mojego snu jest prawdziwa - ta z Błękitnookim czy ta z Brązowookim. Chciałem go spytać, co o tym sądzi, lecz zamiast tego zauważyłem, że ma na sobie mój sznurkowy sweter. "Teraz nie śpię", szepnąłem sam do siebie. "Co takiego?", zareagował po chwili i odwrócił się w moją stronę. "Nie, nic", odparłem. "Jestem zmęczony, chyba pójdę się już położyć", oznajmiłem. "Ty ciągle śpisz! W dzień, w nocy, chodzisz skołowany, za każdym razem szukasz poduszek albo jesteś przykryty kocem. Twoje dzienne sny zaczynają mnie przerażać, jedynie te nocne są bezpieczne", mówił szybko i na jednym wdechu. "Muszę nad tym popracować", oznajmiłem i przyłożyłem głowę do poduszki. W sumie nie wiem, jak długo spałem, ale chyba dość długo, gdyż zza zasłon już widać było dzienne światło. Opuściłem stopy na dywan i sięgnąłem po stojący na stoliku kubek z wczorajszą zimną kawą. Przypomniałem sobie swój sen i postanowiłem go zrealizować - zapragnąłem napić się aromatycznej Earl Grey...

niedziela, 15 września 2013

Sen 109. "Nie można należeć do ludzi na zawsze"

Walizki gotowe. Pakowanie najpotrzebniejszych i najważniejszych rzeczy odbywało się w strugach ulewy. Gdy tylko uchyliłem drzwi mego pokoju, na moje buty chlusnęła zebrana wewnątrz woda. Wokół kostek zaplątały się długie wodorosty, a stopy grzęzły pomiędzy śliskimi otoczakami. Zagrzmiało, gdy wszedłem do środka. Brodząc po kolana w zimnej wodzie, zbierałem pływające po powierzchni ubrania, książki, buty, poduszki i wyrwane z notesu kartki i karteluszki. Składałem to wszystko do walizek ułożonych na wysokim stole, musiałem decydować szybko, co wziąć a co zostawić. Niektóre przedmioty są niepowtarzalne i nie wolno mi ich zostawić, zaś inne przecież można kupić prawie w każdym markecie. Zamknąłem zamki błyskawiczne, wystawiłem je do suchego przedpokoju i chciałem otworzyć okna, by woda mogła przez nie wypłynąć, gdy za mną stanął Lemur Błękitnooki. "Czy możesz mi powiedzieć, co ty właściwie robisz?", zapytał. "Wyjeżdżam stąd. Być może znajdę nowe miejsce, gdzie będę mógł swobodnie oddychać". "Znowu nowe miejsce? Powinieneś się ustatkować, znaleźć swój stały kąt i nigdzie już się nie ruszać", rozłożył ręce i patrzył mi prosto w oczy. "Próbowałem to zrobić tutaj, w Brazylii, lecz nie udało mi się... Pomyliłem się i popełniłem zbyt dużo błędów, których, niestety, nie da się naprawić". "Chcesz znów uciec!" "Można też tak to nazwać", odparłem, "Zanim mnie skrytykujesz, pamiętaj, że ty też uciekłeś, i to bez słowa, gdy nasze sprawy się skomplikowały", dodałem szybko. Przeszył mnie wzrokiem, a jego twarz spoważniała. "Co zamierzasz?", spytał krótko. "Pojadę na północ, do Vancouver, tam, gdzie zawsze chciałem pojechać. Zacznę wszystko od początku. Tu też zaczynałem od zera i jakoś się utrzymałem, dałem radę. Czuję, że tam też dam radę i dlatego chcę tu wszystko rzucić i zacząć znów od nowa. Chcę, by było inaczej." "A co powiesz mu? On ci ufa, jesteś jego najlepszym przyjacielem!", spytał. "Nic. Zostawię list z prośbą, by nigdy mnie nie szukał. Brązowooki da sobie radę, jest inteligentnym chłopakiem. Wiele osób mnie zostawiło i przeżyłem, on też przeżyje. Zostawię list, nie mam odwagi powiedzieć mu prosto do oczu, że odchodzę i nigdy więcej się nie zobaczymy." "Nie rób mu tego...", dodał po chwili zamyślenia. "Ty mi zrobiłeś to samo, dlaczego nie mogę ja?", rozłożyłem ręce. "Nie można należeć do ludzi na zawsze...", dodałem po chwili. Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem i "Wiem...", wyszeptał i znikł, a ja zostałem pośrodku pokoju w nie najlepszym usposobieniu do sprzątania i wyjaśniania komukolwiek moich skomplikowanych relacji z innymi ludźmi, a w szczególności relacji z Lemurkiem Brązowookim. 

piątek, 6 września 2013

Sen 108. Skrajności

Miłość platoniczna należy do najpiękniejszych i najdoskonalszych wymiarów miłości ludzkiej, lecz zarazem jest najbardziej wyniszczająca i wyjałowiona z wszelkich zmysłów. Czemu moją życiową domeną stało się platoniczne zakochiwanie się? W czym jestem gorszy od innych, że nie jest mi dana możliwość miłości zmysłowej?

czwartek, 5 września 2013

Sen 107. Próżnia

Gdy patrzę w jego oczy, gdy siedzę tuż obok niego, gdy kładę mu rękę na ramieniu, gdy spoglądam w jego ładną i uśmiechniętą twarz, czuję wewnętrzny smutek. Dlaczego chce mi się wtedy płakać?

Sen 106. Bliskość

Jeśli chcesz, to ja przytulę się do ciebie. Wtulmy się w siebie. Przytul mnie, ja przytulę ciebie. Przytulmy się razem. Bądź obok, proszę. Zaśnij obok mnie. Twoje ciepło, moje ciepło, twój zapach, mój zapach, twoje bicie serca, moje bicie serca, oddech na szyi, oddech na piersiach. Ramię przy ramieniu, głowa przy głowie. Wspólna kołdra, wspólna poduszka, wspólna piżama. Szkoda że to tylko sen... A łóżko nadal stoi puste... 

poniedziałek, 2 września 2013

Sen 105. To nie sen

Jeszcze w tym roku zacznie się 6 rok singlowania, a już wkrótce minie 5 pełnych lat, jak poznałem Lemurka Błękitnookiego. Przywykłem. Zmieniłem się. Częściowo na lepsze, częściowo na gorsze. Wyszedłem do ludzi, staram się pomagać, jak tylko potrafię najlepiej. Szkoda że tak niewielu to dostrzega. Nadal nie ufam, wolę przebywać we własnym towarzystwie. Tak mi dobrze. Już mi przeszło, by z kimś być, może jeszcze kiedyś chciałem, teraz nie zależy mi. Samemu też można żyć.  

środa, 28 sierpnia 2013

Sen 104. Sam obok siebie

Jest środek nocy. Wróciłem do domu. Spojrzałem na moje puste łóżko i odechciało mi się spać. Siedzę na murku przy domu w spodniach Brązowookiego (zapomniałem mu oddać), zarzuciłem kaptur na głowę, piję wino z butelki i palę papierosa za papierosem. Cisza. Spokój. Pustka dokoła. Słyszę kapanie rosy z pobliskich krzewów i bicie mego serca. Samotność. Już przywykłem i mogę się z tego faktu cieszyć. Wkrótce minie rok, jak jestem w Brazylii. Nieraz nie wiem, co mógłbym ze sobą zrobić. Idę zrywać kwiaty.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Sen 103. Katta to ja

Wstałem dziś wypoczęty i bez ucisku w głowie, zniknął chaos myśli i ciężki oddech. Mam nadzieję, że skończył się mój gorszy okres i znów zacznę lepiej funkcjonować. Aż lepiej oddychać i czuć się lżej. Odsunąłem w końcu zasłony i wpuściłem do pokoju trochę dziennego światła i słońca. Mam ochotę usunąć kilka ostatnich wpisów, są zbyt osobiste i zbyt dużo o mnie mówią... Trudno, jeśli mnie ktoś rozpozna, piszę dla siebie, nie dla tego kogoś, a prawda jest taka, że zaledwie kilka osób wie, kim tak na serio jestem. Wolę pozostać anonimowy, choć miałem kiedyś pomysł, by bloga połączyć z kontem na Fb. Tak więc Katta pozostanie nadal Kattą, nie będzie żadnych prawdziwych imion i nazw miast. I nadal będę pisał metaforą.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Sen 102. Blogowa samotność

Jeśli wyrzucę z pamięci Elbiego, jak to podpowiada mi ktoś zaufany, trzeba mi będzie zamknąć Madagaskar Lemurów Pełen, bo przede wszystkim traktuje on o nim. Jeśli wymażę go z pamięci, nie będę miał o czym pisać. Pomimo tego, że zniknął Lemurek Brązowooki, mogę nadal pisać o Błękitnookim, bo tak naprawdę tylko on pozostał obok mnie.

Sen 101. Idea Platonica po raz kolejny

Jeszcze tak całkiem niedawno pragnąłem spotkać się z Elbim. Planowałem wyjazd do Zabytkowego Miasta, wyobrażałem sobie, że spotkam go gdzieś w centrum, porozmawiamy, pójdziemy na kawę, odnowimy znajomość i będziemy w kontakcie. Dziś zmieniłem zdanie - jednak nie chciałbym, by się tak stało. Bałbym się takiego spotkania. Gdyby było ono zaplanowane, pewnie bym się zwymiotował wskutek dużej dawki stresu,  przypadkowe zaś rozchwiałoby mnie. Zmieniliśmy się obaj, minęło 5 lat od tamtych zdarzeń. Zabolałoby, gdyby minął mnie i nie rozpoznał. Nie wiem, jak on teraz wygląda(pewnie doskonale, jak zawsze), nie wiem, c o u niego, jeśli został z tą przyjaciółką, to do tej pory się już z nią ożenił, i chyba na Fb zamiast jego zdjęcia jest fotka jego syna (wiekowo by pasowało). Wtedy, w 2008 roku, wbił mi nóż w plecy, gdy okazało się, że będąc ze mną, spotyka się także z nią i potem wybrał ją. Gdyby odszedł do innego mężczyzny, jakoś bym to zrozumiał, zaakceptował, ale on odszedł do kobiety i to był cios poniżej pasa, nie spodziewałem się tego. Gdy przypadkowo to odkryłem, nie pomógł mi nawet śnieg garściami przykładany do twarzy i szyi. Minęło 5 lat, a ja nadal go kocham, ale spotkać się z nim nie chciałbym. Krępowałbym się go, on poukładał sobie życie, a ja nadal czekam na cud, który nigdy nie nadejdzie, bo wierzę ciągle w niego. Niechaj zostanie do końca moją ideą platonica, bo tylko go tak pamiętam - zmysłowo, eterycznie, nieosiągalnie, sennie i fantastycznie. Ponoć mówi się, że człowiek istnieje w naszym życiu tak długo, jak długo o nim pamiętamy. Niechaj i tak będzie - ja będę go pamiętał, on nie musi...

sobota, 24 sierpnia 2013

Sen 100. Luka

To pewne, że do mojego złego samopoczucia dołożyła się utrata filozoficznego światopoglądu. Wystarczyła jedna rozmowa i to, co mnie trzymało, co dawało mi jakieś podstawy optymizmu i stanowiło grunt dla mojego egzystencjalnego pokładu, upadło, roztrzaskało się. To, w co wierzyłem, przestało istnieć. Moja filozofia życia i egzystencji przestała istnieć. Mój rozmówca zwrócił uwagę na coś, czego ja nie dostrzegałem, i okazało się to logiczne. Luka w systemie filozoficznym obaliła mój światopogląd, nie mam na czym się teraz oprzeć, czuję się oszukany i pusty, a to, w co wierzyłem, okazało się baśnią. Aktualnie nie mam żadnego punktu odniesienia, nie mam celu, do którego mógłbym dążyć, nie mam wiary, która dawałaby mi nikłą nadzieję. Mam wrażenie, że każdy człowiek powinien mieć jakąś tam wiarę, jakieś filozoficzno-egzystencjalne oparcie i żyć według jej zasad. A ja?

piątek, 23 sierpnia 2013

Sen 99. Szepty nocy

Jest środek nocy. Niedawno wróciłem z pracy. Zapatrzyłem się w ciemne okno, zlustrowałem swój pokój, nalałem do kubka czerwonego wina z butelki stojącej koło szafy. Zrzuciłem z siebie pracownicze ubrania i poszedłem pod prysznic. Lubię usiąść na dnie brodzika i czuć na sobie lejącą się z góry wodę. To taka domowa ulewa. Włożywszy czystą bieliznę, zamknąłem się na klucz w pokoju. Pogasiłem wszystkie światła i, siedząc na skraju łóżka, zapatrzyłem się w ciemne okno. Z zewnątrz dochodziły do mnie odgłosy nocnego miasta - jakieś zagubione krzyki ludzkie, dalekie szczekanie psa, świst spadającej gwiazdy, policyjny kogut, gwizd lokomotywy i szum wiatru w koronie niedalekiego drzewa. Chyba zaczęło kropić, wiatr wzmógł na swej sile i zastukał w szybę. Wysłał mi zaproszenie. Podszedłem do stojącego przy ścianie lustra i spojrzałem na odbicie kogoś, kogo chyba nie znam zbyt dobrze - podsinione i zmęczone oczy, krótkie ciemnoblond włosy, małe, wąskie usta, przeciętny nos i smutne czoło. Odwróciłem lustro do ściany, by nic nie zobaczyło i otworzyłem na oścież okno. Sięgnąłem po ramkę ze zdjęciem stojącą na komodzie, przejechałem dłonią po jej powierzchni i się uśmiechnąłem, następnie odpiąłem z szyi łańcuszek ze złotym medalionem i ściągnąłem obrączkę, którą dostałem od niego. Zostawiłem ją obok zdjęcia i wszedłem na parapet. Wiatr szarpał podkoszulką, a deszcz zacinał po ciele. Daleko w dole majaczył zarys schodów prowadzących na pobliski parking, a tuż przy chodniku w świetle latarni stał rząd ławek. Trzymając się okiennej ramy,uniosłem twarz w stronę zasłoniętego chmurami nieba. Czułem na twarzy i na szyi zimne krople deszczu. W samej bieliźnie i białym podkoszulku czekałem na silniejszy powiew wiatru, w myślach liczyłem uderzenia serca i słuchałem tego, co powie mi noc. Wtem całym ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz i popłynęły mi łzy. Zszedłem na dół, usiadłem na łóżku i zacząłem płakać jak nigdy dotąd. Minęła prawie godzina od tego, jak się nieco wyciszyłem, ale okno nadal jest otwarte...

środa, 21 sierpnia 2013

Sen 98. Skutki

Najbardziej w mojej depresji boję się nieokreślonego przytłoczenia i ataków paniki. Na myśl o tych ostatnich odechciewa mi się wszystkiego. Nie da się ich ukryć przed innymi, nie da się ich przewidzieć. Czuję, że tym razem sobie nie poradzę z tym. Gdy wspomnę sobie, co zrobiła ze mną po odejściu Lemurka Błękitnookiego, poddaję się od razu, bo nie mam sił się temu ponownie przeciwstawić.
I teraz sam nie wiem - czy drugie poważne załamanie ma taki sam przebieg jak pierwsze? Jest takie samo, silniejsze, łagodniejsze?

niedziela, 18 sierpnia 2013

Sen 97. Historie lubią się powtarzać

Dodaj napis
Ostatniej nocy bezpowrotnie utraciłem Lemurka Brązowookiego. Tak całkiem na serio. Nie ma go już. Znów jestem całkiem sam, zresztą... zawsze byłem. Zaczynam pakowanie najważniejszych rzeczy, gdyż w najbliższy wtorek mam samolot do Polski. Wracam. Nie wiem, co będzie, nie wiem, gdzie pójdę, nie wiem, co zrobię. Dziś nie mogę oddychać... To kolejna tak wielka porażka w moim życiu. Jestem beznadziejnym nieudacznikiem, jestem do niczego...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Sen 96. Rejestr Markizy

Jak zapowiedziała, tak zrobiła. W nocy przed dom zajechała taksówka i z jej środka wygramoliła się Ona. Jak zawsze w obszernej sukni i w czepku na głowie. Wróciła. Jeszcze w nocy zniosła ze strychu swój bujany fotel i teraz siedzi w nim i rytmicznie odpycha się nogą, kiwając przy tym głową i szydełkując coś czerwonego.
-  Gdy spałeś, dzwonił do mnie Drwal. Teraz nie może przylecieć, gdyż oczekuje na wybór innego Lemura i to go wstrzymuje, ale gdy tamten zrobi krok do przodu lub do tyłu, on się tu pojawi. Wiemy o tym doskonale, że wszyscy się wahają...
Spojrzała na mnie spod czepca i zrobiła filuterną minę, a ja uciekłem wzrokiem w okno i tam wypatrywałem czegoś nieistotnego.
- Jiiiiiiii - zaśmiała się pod nosem. - Przez ostatni miesiąc mieszkałam u twojego Błękitnookiego... Dużo się o nim dowiedziałam... W sumie nie dziwi mnie to, że tak za nim tęsknisz...
- Nie waż się go tknąć! - uniosłem się na pościeli. - Precz od niego!
- Fiu, fiu, fiu... Ale z ciebie rycerzyk się zrobił... Na mnie to nie działa, spokojnie, kochanieńki, spokojnie. Chciałam tylko cię uświadomić, że on, tak jak i ty, znajduje się w naszym rejestrze. A ten twój Brązowooki to też u nas jest... Niezły z niego gagatek!
- Wara od niego!
- Uspokój się! - warknęła. - Z tego, co wiem, dziś w nocy przylatuje tu Błękitnooki. Wiem, popsułam niespodziankę, ale nie mogłam się powstrzymać...
Spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Nie wierzę. Uprzedziłby mnie o swoim przyjeździe. Nie wierzę ci.
- Nie pamiętasz, że ostatnim razem też przyjechał bez zapowiedzi i potem czekał pół nocy w deszczu?
- Tak, to prawda - musiałem przyznać jej rację. - O której ma tu mniej więcej być?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż przed dom zajechała taksówka. Podszedłem do okna i ujrzałem wysiadającego zeń Lemurka Błękitnookiego.
- Wrócił! - krzyknąłem i zbiegłem na dół, by powitać go. Gdy otworzyłem drzwi, chciałem rzucić mu się na szyję, gdyż szedł miarowym krokiem w moim kierunku, lecz mimowolnie zatrzymałem się kilka kroków przed nim i znieruchomiałem. W oddali dostrzegłem zmierzającego do mnie Lemurka Brązowookiego.

Sen 95. Bez odwzajemnienia

Kocham Cię, lecz wiem, że to nie ma żadnego znaczenia, czuję też pomału zbliżający się koniec.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Sen 94. Zakład(y)

W szczerej rozmowie (a takich mamy wiele) powiedziałem mu wczorajszego wieczora: "Nigdy nie zobaczysz u mnie dwóch rzeczy - płaczu i stanu kompletnego upojenia alkoholem. Być może to pierwsze zdarza mi się dość często wieczorami, drugie zaś byłoby unikatem w moim życiu (pierwszy i ostatni raz kompletnie zalałem się na pierwszym roku studiów, urwał mi się film i byłem chory przez następnych kilka dni). Przyjął zakład.

Sen 93. O tym, co w środku gra

Dusi mnie jakiś nieokreślony wewnętrzny szloch, rzuca mną o ściany mózgu, odcina dopływ powietrza, miesza zmysły, wywołuje stan zamyślenia, gniecie me skronie i pociąga na dno rzeki niby cegła przywiązana do szyi pluszowej przytulanki, która okazała się nie taką, jaką miała być. Potrafię płakać tak, by nikt tego nie zauważył, gorzej - potrafię płakać tak, by inni myśleli, że u mnie wszystko w porządku i żyję całą pełnią radości. Chciałbym być kimś lepszym, mądrzejszym. Kilka lat temu upadłem i rozsypałem się całkowicie, rozpadło się moje wnętrze i nigdy nie poskładało z powrotem. Nawet roztrzaskane i sklejone lustro jest nadal lustrem, a ja... Nic, zero, wielkie nic... Co ja komu zrobiłem, że mam ciągle pod górkę? Naprawdę - modlę się nieraz o to, by położyć się kiedyś do łóżka i już się nie obudzić...

sobota, 10 sierpnia 2013

Sen 92. Co teraz?

Nie wiem, jak ja się wytłumaczę Lemurkowi Brązowookiemu. Byłem wczoraj po południu u niego. Był chory, nie mógł wstać z łóżka, gorączka, dreszcze, wymioty, ból głowy. Nie mogłem zostać przy nim, bo moja przerwa w pracy dobiegała końca i musiałem wracać. Na odchodnym powiedział mi: "Nie waż mi się zostawać dziś aż do zamknięcia. Masz iść do domu o północy". "Zostanę do końca za ciebie. Nie rozumiem" - odparłem zgodnie z prawdą. "Jak zostaniesz do końca to z nami koniec..." I zakrył się poduszką. Obaj mieliśmy dziś pecha, bo był na zmianie wredny przyjezdny menadżer i w wyniku braku Brązowookiego kazał mi zostać do końca. Nie miałem wyjścia i zostałem... Nie wiem, co teraz będzie...

piątek, 9 sierpnia 2013

Sen 91. Co będzie dalej??

1. Jeszcze  jakieś 3 tygodnie i będę miał internet i w końcu będę mógł pisać na normalnej klawiaturze (ta dotykowa w tablecie wcale nie jest taka super). Trzeba mi już zapisać kilka snów, gdyż nie chciałbym, by uleciały z mej pamięci jakiekolwiek szczegóły życiowej filozofii Katty.
2. Pomalutku zaczynam przenoszenie gratów do nowego lokum. Mój nowy pokój będzie dostępny dopiero w połowie września i trzeba mi przeczekać ten czas na poddaszu. W sumie zaplanowałem sobie odświeżenie pokoju i czeka mnie mały remont.
3. W pracy ciężko. Na nocnych zmianach jestem nieraz zupełnie sam i wszystko muszę zrobić sam... Nie mogę uwierzyć, że jeszcze rok temu o tej porze włóczyłem się po Włoszech z aparatem w ręku i szukałem antycznych i średniowiecznych zabytków, by pokazać je potem uczniom i studentom na zajęciach z historii sztuki... Cieszyłem się na myśl o nowym roku szkolnym i akademickim... A teraz przyszło mi myć podłogi i zapaskudzone publiczne kible... Co się ze mną stało?? Gdzie zgubiły się moje ambicje? Co z moim doktoratem z antropologii? Moja mama do tej pory nie może mi wybaczyć tego, że tak nisko upadłem... Wszystko zostało stracone... Mam żal o to wszystko, mam w sobie ogromny żal...
4. Cóż mogę jeszcze napisać... Ahhhhh... byłbym zapomniał! Markiza przysłała mi pocztówkę... zapowiedziała się z wizytą... Nie chcę jej tu...

środa, 31 lipca 2013

Sen 90. Misz-masz

1. Nadal nie ma w domu internetu, za to mam więcej czasu na czytanie.
2. Wrześniowa przeprowadzka jest nieunikniona. Nasz aktualny dom został sprzedany jakiejś agencji i trzeba się ewakuować.
3. Podróż do Belo Horizonte jak jeszcze chyba nigdy przebiegła sprawnie i bez utrudnień. Podczas lądowania samolotu była piękna pogoda i roztaczał się dokoła cudowny widok.
4. W pracy niedostatek personelu i wróciłem na nocne zmiany. Przez ostatnie 3 tygodnie miałem tylko dwa dni wolnego. A na zmianach nici nowego - nadal myję podłogi, publiczne ubikacje, sprzątam i wynoszę śmieci. I znów mam pokaleczone dłonie...
5. Do pracy wrócił Lemur Brązowooki. Mamy te same zmiany i znów widzę jego uśmiechniętą gębę...
6. Pomimo tego że Lemur Brązowooki śpi obok mnie, nadal jesteśmy przyjaciółmi. Nic w tej kwestii się nie zmieniło i raczej się nie zmieni... Nie mam u niego szans, nigdy nie miałem, czuję, że on się mnie wstydzi...
7. Jeśli poniosę porażkę, wracam na stałe do Polski.

czwartek, 4 lipca 2013

Sen 88. Jeszcze kilka dni


Mój urlop zleciał jak z bata strzelił. W sumie przeleniuchowałem większość dni. Wybrałem się jedynie do Krakowa i do mojego Zabytkowego Miasta (spotkania z przyjaciółmi), za to nachodziłem miejskie biblioteki i kazałem sprowadzać sobie książki z odległych magazynów (kilka z nich ostatni raz wypożyczono w latach 80. ubiegłego stulecia). Trochę poczytałem, pochodziłem po moim mieście, spotkałem się z kolegą z podstawówki (przyznał się, że jest Lemurem) pooglądałem nieco polskiej telewizji (nic się nie zmieniło - same powtórki i setki reklam), nikogo nie odwiedziłem, bo i mnie nikt nie odwiedził.
Badania kontrolne przeprowadzone. Z gabinetu stomatologicznego wyszedłem z uśmiechem - ani jednego ubytku od ponad roku, natomiast okulista stwierdził u mnie astygmatyzm - hmmm..., na coś w końcu trzeba umrzeć...
Jednak zanim zacznę się pakować, czeka mnie kilka intensywnych dni. Jutro ponownie jadę do Zabytkowego Miasta, gdyż mam spotkanie w większym gronie znajomych z mojej byłej pracy. I znów będę szukał w setkach mijanych twarzy tej jedynej... W sobotę prawdopodobnie pójdę na pogrzeb, a po południu będę miał gościa. Ma do mnie przyjechać dawny znajomy Lemur, który w dziwnych okolicznościach został za życia pogrzebany i niedawno zmartwychpowstał... Wszystkiego dowiem się, jak przyjedzie. W niedzielę mamy odwiedzić wielki park dinozaurów, poniedziałek zleci na pakowaniu, gdyż we wtorek z samego rana wylatuję. Brązowooki już się doczekać nie może, bo codziennie "męczy" mnie smsami, bym się pośpieszył z tym swoim powrotem...
Wobec powyższego kolejnego wpisu prawdopodobnie dokonam już z Belo Horizonte.

środa, 3 lipca 2013

Sen 87. Historia prawdziwa


(To przeredagowana opowiastka sprzed wielu, wielu lat, zmieniłem imiona postaci na neutralne, nieco "wygładziłem" narrację i dialogi, lecz by całość wygladała tak, jak powinna by wyglądać, trzeba by było napisać wszystko od nowa)

Wszędobylski sygnał smsa odezwał się w chwili, gdy wchodziłem na stopień ruchomych schodów. Zanim wyciągnąłem telefon z torby, przerzuconej przez lewe ramię, zlustrowałem wzrokiem cały dolny poziom centrum handlowego, szukając obecności znajomych mi sylwetek. Powolnym ruchem sięgnąłem do małej przegródki po telefon i zdążyłem tylko odczytać: „Jesteśmy w zabawkowym…”, gdy ktoś niespodziewanie chwycił mnie za ramię.
- Dzień dobry, Wojtku – usłyszałem i odwróciłem się, by rozeznać, kogóż to lokalne wiatry skierowały na drogi, którymi mam zwyczaj chadzać.
Wzrok mój spoczął na starszej kobiecie w ciemnoniebieskiej sukience. Nadal trzymała dłoń na moim ramieniu i się uśmiechała. W pierwszej chwili nie rozpoznałem rysów twarzy, dopiero po chwili pamięć wyłowiła ze swoich najgłębszych pokładów stare i zapomniane już obrazy. Odwzajemniłem uśmiech.
- Dzień dobry – odpowiedziałem i, z miną nadal trochę zdziwioną, odwróciłem się w kierunku kobiety.
- Widzisz, nawet w tej czapeczce cię rozpoznałam – odparła i palcem wskazała na moją basebolówkę. – Zauważyłam cię w księgarni, ale początkowo nie byłam pewna czy to akurat ty. Dokładniej przyjrzałam się, gdy kupowałeś bilety i wtedy byłam już pewna – mówiła dość szybko i ciągle patrzyła mi prosto w oczy.
- Przepraszam, ja niestety pani nie wyłowiłem z tłumu klientów – odparłem  zażenowany.
W tym samym czasie zjechaliśmy ruchomymi schodami na sam dół centrum handlowego. Odwróciłem się do mojej rozmówczyni, bo nie wiedziałem, czy chce jeszcze rozmawiać, czy też się pożegnać. W mgnieniu oka dokończyłem czytać smsa i wsunąłem telefon w tylnią kieszeń dżinsów, gdy pani Teresa, bowiem tak się nazywała kobieta, nie zaczęła znów mówić.
- Ileż to lat, Wojteczku, gdy po raz ostatni u nas byłeś? – zagadnęła i nie dała mi nawet szansy na odpowiedź, gdyż wznowiła swój monolog. – Wyszczuplałeś i zmężniałeś – tu zlustrowała mnie przenikliwym wzrokiem od stóp do głów. – A moja Ola nadal sama… - urwała nagle i znów spojrzała mi w oczy.
Wziąłem głęboki oddech, gdyż czułem, że zaraz zacznie się przepytywanie.
- Może usiądziemy tu na chwilę? – zaproponowałem pani Teresie, mając nadzieję na to, że odmówi. Specjalnie też wybrałem to miejsce, gdyż wysoki murek przy sklepowych fontannach znajdował się naprzeciwko dużego sklepu z zabawkami, tak więc miałem zapewniony widok na wejście i w każdej chwili mogłem dostrzec moich bliskich.
- A bardzo chętnie – bez zastanowienia odpowiedziała moja towarzyszka.
W głębi duszy przewróciłem oczyma i skierowałem się w stronę ratanowych fotelików.   Usiadłem tak, by mieć widok na sklep, natomiast pani Teresa zajęła fotel tyłem zwrócony do „Wesołego Kaczora Donalda”.
- A co tam u Oli? – przerwałem ciszę i spojrzałem na kobietę. Dopiero teraz dostrzegłem, że się postarzała i przytyła odrobinę, jej twarz wyglądała na zmęczoną, a cały jej wizerunek ożywiały małe i ruchliwe brązowe oczy.
- Czemu do nas nie przyjedziesz? – nie od razu odpowiedziała na moje pytanie. – Ola szuka pracy. Przyjechałyśmy razem do centrum. Ona poszła na rozmowę, a ja postanowiłam pochodzić po sklepach. Jak widzisz, nic nie kupiłam, wszystko tu takie drogie… - urwała nagle i zwiesiła głowę. – Ile już u nas nie byłeś? – zapytała ponownie. Zastanowiłem się przez kilka sekund.
- Będzie już ponad 8 lat – odparłem. – A Ola nadal w piekarni pracuje? Zawsze uważałem, że to zbyt ciężka praca jak dla dziewczyny.
- A co ma począć? Ona nie ma szkoły…, jest jej trudno znaleźć inną pracę – odpowiedziała smutnym głosem.
- Gdyby chciała, to by znalazła inne zajęcie… – palnąłem bez zastanowienia i równie szybko ugryzłem się w język, by nie powiedzieć jeszcze czego głupiego.
- A ty co porabiasz? - zapytała. – Ożeniłeś się? Mieszkanie, pracę masz? Jak ci się żyje? – ciągiem zadała kilka pytań i przenikliwie spojrzała na mnie.
- Tak, pracuję, mieszkanie mam, studia skończyłem, na życie nie narzekam, choć mogłoby być trochę lepiej – uśmiechnąłem się.
Wydawało mi się, że wyczerpałem odpowiedzi, lecz pani Teresa nadal ciekawie na mnie spoglądała i czekała kontynuacji mojego krótkiego wywodu.
– Nie ożeniłem się i nie mam jeszcze dzieci, jeśli ma pani to na myśli… - dopowiedziałem po chwili i odruchowo spojrzałem przez jej ramię na wejście do zabawkowego.
- A to dlaczego? – zapytała i nieco nachyliła się w moją stronę.
- Tak jakoś wyszło… - urwałem, gdyż kątem oka dostrzegłem wychodzącego ze sklepu wysokiego mężczyznę. W lewej ręce trzymał dwie tekturowe torby, pewnie załadowane zakupionymi zabawkami, a prawą dłonią poprawiał czapeczkę małemu chłopcu. Po chwili wziął małego za rączkę i zaczął się rozglądać dokoła.
- I moja Ola nadal sama... Mieszka u nas, bo co dziewczę ma zrobić… – pani Teresa zaczęła mówić w taki sposób, jakby mówiła sama do siebie, kiwając przy tym głową. Starałem się jej słuchać, lecz ciągle wodziłem wzrokiem za biegającym chłopcem. Głupio mi było nagle wstać i odejść, ale bałem się tego, że mały dostrzeże mnie i przybiegnie, i niechybnie wdrapie się na kolana. Szukałem w myślach optymalnego wytłumaczenia dla siebie w przypadku zaistnienia takiej sytuacji, lecz nic do głowy mi nie przychodziło.
- A może napijemy się dobrej kawy? – pani Teresa rozbiła moje zamyślenie.
Nie zdążyłem nawet zaoponować, gdyż kobieta skinieniem ręki wezwała kelnerkę.
– Skoro spotkaliśmy się po tylu latach, i to tak całkiem przypadkowo, nie mogę cię puścić tak szybko – powiedziała to w taki sposób, że odmowa mogłaby stać się obrazą dla starszej osoby.
Z udawanym uśmiechem musiałem się zgodzić.
- Dziękuję, pani Tereso, to będzie taka szybka kawa, gdyż za pół godziny rozpoczyna się seans, na który już mam bilety kupione – próbowałem skrócić to już i tak przydługie spotkanie.
- Zatem mamy pół godziny – ucieszyła się pani Teresa, a ja dostrzegłem małego, jak podbiegł do stoiska z lodami.
Łukasz podszedł do lady i kupił loda z automatu. Chłopiec schwycił obiema rączkami wafelek i uniósł do ust, by po chwili podbiec do pobliskiej ławki. Mężczyzna wziął dziecko na kolana i wytarł mu chusteczką buzię. W pewnym momencie chłopiec wygiął mu się na ramieniu i wskazał rączką w moim kierunku. Wiedziałem, że mały mnie zobaczył i za chwilkę tu przybiegnie.
Czułem zbliżającą się katastrofę. Gdyby to była inna znajoma, to bym się tym nawet nie przejmował, natomiast pani Teresa kiedyś próbowała mnie swatać ze swoja córką i, jak zauważyłem, nadal żywi jakieś nadzieje z tym związane, i nie wiedziałem, jak zareaguje na mojego partnera, a pewnym jest fakt, że domyśli się prawdy. I co powie na dziecko?       Chwilowo widok na ławkę przysłoniła mi kelnerka podająca kawę, lecz gdy odeszła, zobaczyłem biegnącego w moim kierunku małego z dużym samochodem w rączce. W tym samym czasie Łukasz pozbierał rozrzucone zabawki, założył nogę na nogę i patrzył za biegnącym dzieckiem. Widocznie nie przeczuł skomplikowanej sytuacji i pozwolił małemu na przybiegnięcie do mnie.
Pani Teresa wsypywała drugą łyżeczkę cukru do filigranowej filiżanki, pełnej brązowego płynu, gdy chłopiec podbiegł do stolika.
- Zobacz, co mam! – chłopiec wgramolił się mi na kolana, a plastikowym samochodem przejechał po blacie stolika, wydając z siebie odgłosy przypominające pracujący silnik. Ściągnąłem mu z główki czapeczkę i pogładziłem po jasnych włosach.
- Nie możesz tak biegać, zobacz, jaki jesteś mokry – zwróciłem się do syna i spojrzałem na zaskoczoną minę pani Teresy, która zastygła ze wzniesioną łyżeczką.
– Zobacz, Domiś, tu jest taka miła pani. Przywitaj się ładnie – usadziłem równo dziecko na kolanach i spojrzałem na ciągle milczącą panią Teresę.
- Cześć – powiedział chłopiec, ciągle bawiąc się nową zabawką i w ogóle nie był zainteresowany obcą osobą.
- Dzień dobry – odpowiedziała pani Teresa i wymownie na mnie spojrzała. – Jak masz na imię i kto ci kupił taki samochód? - spytała.
- Domiś – powiedział i skrył buzię w mojej koszuli, po czym wskazał rączką Łukasza, siedzącego na ławce.
Pani Teresa odwróciła się we wskazanym kierunku, lecz chyba nie dostrzegła tego, co chciała zobaczyć. Wzrokiem prześlizgnęła się po przystojnym mężczyźnie, nawet nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Szukała kogoś innego. Szukała kobiety.
- A kto ci kupił taki samochód? – spytała ponownie.
- Tatuś – i znów wskazał rączką swojego drugiego tatę.
Pani Teresa albo nie zrozumiała, albo potrafiła niezwykle taktownie podejść do całej sprawy. Nie potrafiłem wyczuć, która z tych dwóch opcji jest prawdziwa, bo z jednej strony ciągle podejrzliwie na mnie spoglądała, z drugiej uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Ile ma lat? – spytała po chwili.
- Cztery! – wyprzedził mnie Dominik i zaczął z zaciekawieniem jej się przyglądać. Po chwili wspiął się do mojego ucha i po cichu zapytał:
- Czy to jest babcia? – i z ciekawością znów spojrzał na kobietę.
- Nie, kochanie, to nie jest babcia – ucałowałem go w gorący policzek i przypiąłem kolorowe szelki do jego spodni, poprawiając przy tym koszulkę.
Nawet nie spostrzegłem, jak przy stoliku stanął Łukasz.
- Dzień dobry – skinął głową w kierunku pani Teresy. – Dasz mi klucze do samochodu? Masz je w swojej torbie – powiedział do mnie bez większego skrępowania.
- Tatuś! – zawołał Dominik i wyciągnął ku niemu ręce.
Ten wziął syna i przełożył go na prawe przedramię, a chłopiec założył mu lewą rączkę na szyję. Podałem mu samochód i założyłem czapeczkę na głowę.
Pani Teresa oniemiała przyglądała się tej scenie. Po cichu odpowiedziała nieznajomemu na powitanie i chyba nieco zmieszana piła już zapewne chłodną kawę. Łukasz wziął w lewą rękę torby z zakupami, a ja wsunąłem mu klucze do kieszeni dżinsów.
- Chodź też – syn wyciągnął ku mnie rączki.
- Za chwilkę przyjdę – pomachałem mu i usiadłem przy stoliku.
- Do widzenia pani – Łukasz pożegnał się i odszedł.
Pani Teresa odwróciła się i patrzyła za nim dopóki, dopóty nie zniknął z jej pola widzenia.
- A mówiłeś, że nie masz rodziny – zwróciła się do mnie po chwili.
- To skomplikowane – nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć.
Długo na mnie patrzyła. Nawet nie mogłem się zapytać, o czym myśli, bo czułem, że robi mi się coraz cieplej.
- Mam nadzieję – odezwała się po chwili – że moja Ola też będzie tak szczęśliwa.
- Na pewno – przyznałem jej rację.
Pani Teresa spojrzała na zegarek i żachnęła się.
- Aleśmy się zagadali, a ty się do kina spieszysz. Pewnie już czekają – powiedziała szybko.
- Tak, bajka zaczyna się za dziesięć minut – odparłem, spoglądając na swój zegarek.
- Życzę wam szczęścia – wyciągnęła do mnie rękę. – I dbajcie o małego, bo to niesamowity skarb – dodała szybko.
- Na pewno będziemy – uśmiechnąłem się do niej i podałem dłoń na pożegnanie.
Założyła torebkę na ramię, a ja w tym czasie zasunąłem foteliki przy stoliku.
- Do widzenia – powiedziała i skierowała się w stronę wyjścia.
- Do widzenia – odparłem i ruchomymi schodami wjechałem na górny poziom centrum handlowego, by spotkać się z już czekającą na mnie rodziną.

wtorek, 2 lipca 2013

Sen 86. Prawda i nieprawda

W ostatnią niedzielę nie mogłem zasnąć. Myślałem o wyjeździe do Zabytkowego Miasta, planowałem spacer, w trakcie którego chciałem odwiedzić wszystkie "nasze" miejsca. Koc parzył, poduszka przeszkadzała, bokserki wpijały się w ciało, woda kapała z kranu, a motyl zbyt głośno uderzał skrzydełkami o rolety.
Autobus przyjechał spóźniony. Przez ponad godzinę moje myśli krążyły wokół Elbiego, a dla zagłuszenia podniecenia wizyty w "naszym" mieście (to prawie 2 lata!), orałem swój umysł muzyką typu jazda-chłosta.
Skierowałem się w stronę estakady. Zszedłszy ze schodów, wszedłem na placyk zastawiony samochodami i przeszedłem wzdłuż ogromnego budynku przemysłowego, na końcu którego znajdował się dział biurowy. Spojrzałem w okna. Wiedziałem, że Elbi tam jest, że właśnie pracuje, telefonuje w sprawie zamówień, oddycha. Przymknąłem oczy i gdy tylko poczułem zapach jego perfumy, za moimi plecami pojawił się Błękitnooki. "Przyjdź do mnie", szepnął. Spojrzałem w jego błękitne oczy i "Chodź, przejdźmy się", zaproponowałem. Położył mi rękę na ramieniu i razem udaliśmy się w stronę centrum miasta.
Nocą coś mnie przebudziło. Poczułem szarpnięcie, a potem ktoś dotknął mojej twarzy. W nikłym świetle, docierającym zza okna, dostrzegłem przed sobą Błękitnookiego. Siedział na łóżku i się uśmiechał. "Śniłeś mi się przed chwilą", powiedziałem. "Wiem", odparł. "Spotkaliśmy się przed twoją firmą...", kontynuowałem, "...i poszliśmy razem do miasta" dokończył i przeczesał dłonią swoje włosy. "Szkoda że to był tylko sen, lecz...", "Nigdy nie żałuj swoich snów!", przerwał mi. Oparłem głowę na poduszce i przymknąłem oczy. Cieszyłem się jego obecnością. Ponownie zasnąłem.
Z głową pełną wspomnień wszedłem na "nasz" placyk. Z wrażenia ręce mi opadły, a myśli pękły niczym bańka mydlana. Przez dwa lata mojej nieobecności w zabytkowym mieście przebudowano plac. Ławeczka, przy której się poznaliśmy, przestała istnieć! Ścisnęło mnie w gardle, jakaś wewnętrzna panika targnęła moim wnętrzem. "Co teraz? Co teraz?", krzyczał głos w mózgu. "Nie smuć się", szepnął znów Błękitnooki, "Mamy jeszcze inne miejsca, w których bywaliśmy. Tam zostały nasze cienie i odciski naszych butów. Byliśmy tam, jesteśmy i będziemy".
Zerknąłem w okna mojego starego mieszkania. Brudne i zalane sugerowały, że stoi ono puste i tylko niszczeje. Kiedyś byliśmy tam My, byłem ja, a teraz po kątach snują się nasze zagubione troski, myśli, pragnienia, radości i kłamstwa, które rywalizują o byt w nikłym niebycie pamięci. To miejsce pełne wspomnień, tych dobrych (pierwsze przytulenie, pierwszy pocałunek, obecność Elbiego) i tych złych (rozstanie, ostatnia rozmowa). Przypomniałem sobie, że posprzątanie tych "małych" stu metrów zajmowało mi minimum cały dzień. Po twarzy przebiegł mi nikły uśmiech.
Moje cztery kąty pogrążyły się w cieniu, gdy Błękitnooki zrzucił z siebie wierzchnie ubrania i położył się obok. Czułem emanujące od niego ciepło i zapach perfumy zmieszanej z zapachem jego ciała. "Przecież nadal jestem w swoim łóżku", pomyślałem, przygarnąłem do siebie jego rękę i wcisnąłem twarz w poduszkę. "Z naszym miastem i z wspomnieniami zmierzę się dopiero rano, kiedy dojadę na miejsce...", zasnąłem spokojny, mając przy sobie osobę, którą kocham najbardziej na świecie. 

środa, 26 czerwca 2013

Sen 85. Quasidialogi

1.
- A gdzie masz swoją czarną bluzę? - Zapytała wczoraj Królowa Podejrzliwości.
- Którą? Mam dwie czarne- odparłem bez większego zaciekawienia.
- Tę z pomarańczowymi lamówkami. Przeważnie miałeś ją przy sobie... - kontynuowała.
- Została w Brazylii. 
- Czemu jej nie wziąłeś? - Drążyła temat.
- Bo ma ją u siebie Brązowooki. Pożyczyłem mu kiedyś, bo było chłodno. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Odda ci ją? - Królowa ciągnęła swoje podchody.
- A po co? Pasuje na niego jak ulał - dodałem z uśmiechem.
Nie zrozumiała mojego żartu.
- No, ładnie, ładnie, rozdajesz obcym swoje ubrania - odparła poważnie, wyraźnie podkreślając wyraz "obcy".
- Brązowooki nie jest obcy. - Skwitowałem krótko.
- Aha... - dziwnym tonem odezwała się Królowa. 

2.
- Ciekawa jestem, kim tak naprawdę jest dla ciebie Brązowooki - zaskoczyła mnie Królowa Podejrzliwości z samego rana.
Spojrzałem na nią znad okularków nieco zmieszany i zszokowany.
- Jest moim przyjacielem...
- To dobrze, że masz obok siebie kogoś życzliwego, ale czuję, że to ktoś więcej niż mówisz...
Nadal spoglądałem na nią znad okularków.
- Nigdy mi nic nie mówisz - wyrzuciła z fochem. - Mam nadzieję, że to nie to samo co kilka lat temu... 
- I tak się dowiem... - wyszła, zamykając za sobą drzwi.

sobota, 22 czerwca 2013

Sen 84. Czas w drogę

Wczoraj cały wieczór siedziałem u Brązowookiego... Potem nie mogłem spać... Przekimałem może z 40 minut... Hmmm...
Za niecałą godzinę wyruszam w swoją daleką podróż do Polski. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałem...
Zapytano mnie: "Co byś chciał zrealizować w trakcie pobytu w Polsce?" "Chciałbym spotkać się z Elbim."

czwartek, 20 czerwca 2013

Sen 83. I tak nikt nie zrozumie...

Tak prawdę mówiąc, moja relacja z Lemurkiem Brązowookim jest jednostronna. To mi zależy, nie jemu... Muszę się do tego wszystkiego zdystansować... Wrześniową przeprowadzkę jeszcze mogę odwołać... Wyjazd do Polski może jakoś mi pomoże zacząć... 5 lat bycia samemu chyba mnie zmieniło i wewnętrznie czuję, że nadal powinienem być sam. Nie nadaję się już do jakiejkolwiek relacji i nie ma co owijać w bawełnę - nie ma nikogo takiego, kto by chciał coś na poważnie ze mną zaczynać. Taki jak ja to tylko pod walec...
Przeważnie jestem tylko czasowym dodatkiem, który poda pomocną dłoń, wytłumaczy, załatwi coś, pożyczy pieniądze, pomoże w remoncie, potem idę w odstawkę, zapomina się o mnie. Chciałbym zaistnieć, ale zawsze wszyscy mnie odsuwają na bok... Pamiętam, że przez ponad pół roku po odejściu Lemurka Błękitnookiego byłem zupełnie sam, żadnych internetowych znajomych, tych realnych odprawiłem, i było mi wtedy bardzo dobrze - nikt o nic nie pytał, nikomu nie musiałem nic mówić. Teraz też tego potrzebuję... Zastanawiam się nad zlikwidowaniem konta na fb i na kumpello. Przestało mi zależeć...
Piszę szczerze - moje serce nadal bije dla Lemurka Błękitnookiego, tak naprawdę nie wiem, kim jest dla mnie Brązowooki, być może widzę w niektórych jego cechach fizycznych i intelektualnych Błękitnookiego, który wiele lat temu zadał mi okrutny cios, lecz wybaczyłem mu i teraz ciągle czekam na cud, który nie chce się zdarzyć... Są dni, wieczory, noce kiedy za nim tak tęsknię, że mój mózg rozpada się na kawałki, a serce pulsuje z siedmiokrotnym przyspieszeniem, ciągle się dławię i obijam o ściany... Nie wiem, niczego już nie wiem...  Zagubiłem się...
Chcę zostać sam.

wtorek, 18 czerwca 2013

Sen 82. Stało się

Od 1. września będę mieszkał z Lemurkiem Brązowookim. Dziś przed południem zostały podjęte odpowiednie decyzje.
Wieczorem zaczynam wielkie pakowanie, gdyż już w sobotę wylatuję do Polski. Trzeba zrobić jakieś zakupy, kupić prezenty i słodycze. Jutro od samego rana będę biegał po sklepach...

Sen 81. Z rytmem dnia

Jak zwykle krzątałem się po mieszkaniu. Złożyłem koc, rozwiesiłem ręczniki na wieszakach, włączyłem pranie, zmieniłem pościel, poskładałem buty do pudełek, pozmywałem kubki. Przykucnąłem przy komodzie, by poukładać w dolnej szufladzie podkoszulki, gdy poczułem, że ktoś za mną stoi. Zerknąłem za siebie i przy drzwiach ujrzałem  Brązowookiego. Obserwował mnie, a gdy chciałem się odezwać, uciszył gestem ręki, podszedł i chwycił mnie w pasie.
Rozejrzałem się dokoła siebie. Poduszka leżała na dywanie, kołdra skopana zsuwała się z łóżka, zrolowane skarpetki poniewierały się koło materaca. Wsunąłem bose stopy w kapcie,włożyłem niebieską bluzę z kapturem i poszedłem zaparzyć sobie poranną kawę. W kuchni świeciło się światło, a przy stole, w mojej ulubionej koszulce NYC, siedział Brązowooki i wcinał mój jogurt. Oniemiały patrzyłem na niego. Zawróciłem do sypialni, by coś sprawdzić. Pchnąłem drzwi, wparowałem do środka. Na podusze spoczywała głowa Błękitnookiego. "Dzień dobry, kochanie" wyszeptał przez półprzymknięte oczy i przeciągnął się. "Jak dobrze znów być w domu... Miałem strasznie ciężką podróż.", dodał po chwili i usiadł, wspierając się na poduszkach.
Plecami oparłem się o ścianę, gdy wtem do sypialni wszedł Brązowooki. Nie patrząc na Błękitnookiego, zrzucił koszulkę i w samej bieliźnie zbierał z podłogi rozrzucone ubrania. Błękitnooki obserwował go ukradkiem. Gdy Brązowooki ubrał się, podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, mówiąc: "Do zobaczenia wieczorem", Błękitnooki rozwinął skrzydła, zatrzepotał nimi i, wylatując przez okno, zawołał: "Do zobaczenia wieczorem".
Jak gdyby nigdy nic dopiłem poranną kawę, pościeliłem łóżko, pozbierałem porozrzucane pióra i ubrania, zawiązałem buty i wyszedłem na zakupy, gdyż w Belo Horizonte wybiła już północ i większość mieszkańców poustawiała się w kolejkach przed ulubionymi sklepami.

sobota, 15 czerwca 2013

Sen 80. T-shirt

Znalazłem go któregoś dnia na wieszaku w jednym z dużych sklepów z odzieżą markową. Przykuł mój wzrok od razu, lecz, dotknąwszy go i powzdychawszy nieco, odwiesiłem z powrotem. Potem męczyło mnie, że go nie kupiłem. W jakiś czas potem wybrałem się ponownie do tegoż sklepu i znalazłem go wśród ubrań odrzuconych i przecenionych. Kupiłem. Mam teraz taki sam biało-czerwony t-shirt jak ulubiony t-shirt Lemurka Błękitnookiego (różnica jest tylko w jednym małym detalu).
Widziałem się dziś z Brązowookim (prawie codziennie się widujemy). Za każdym razem, gdy z nim jestem, gęba mi się uśmiecha.
A obok - tak dla postrachu - kawałek Katty...

czwartek, 13 czerwca 2013

Sen 79. Mój Przyjaciel

Wczoraj nad Belo Horizonte przez cały dzień tłoczyły się deszczowe chmury i siąpiło od samego rana. Pod wieczór z Lemurkiem Brązowookim wybraliśmy się do kina, jednak wcześniej, zanim dotarłem do jego domu, moje ubrania były mokre od wszędobylskiego kapuśniaczku i potem nieco mną trzepało podczas seansu. Do domu wracaliśmy jak zwykle - wsparci o własne ramiona i komentowaliśmy film.
Uwielbiam ten moment, kiedy kładzie rękę na moim ramieniu i przyciąga mnie do siebie.
Uwielbiam, gdy podczas rozmowy odważnie patrzy mi w oczy.
Uwielbiam te chwile, kiedy widzę go w mojej bluzie.
Uwielbiam zapach jego bluzy.
Uwielbiam te chwile, kiedy pijemy colę z tego samego kubka lub z tej samej butelki.
Uwielbiam jeść z nim lody tą samą łyżeczką.
Uwielbiam, gdy dzwoni i pyta: "Jak się masz?"
Lubię palić z nim tego samego papierosa.
Lubię jego niedoskonałości.
Lubię z nim być.
To mój Przyjaciel - Lemur Brązowooki!