niedziela, 7 października 2012

Sen 37. Nocne rozmowy

Przed zaśnięciem łyknąłem garść proszków przeciwbólowych i nasennych i z małym otępieniem przyłożyłem głowę do poduchy. Zasnąłem prawie natychmiast, lecz prawdopodobnie nie spałem długo, gdyż obudził mnie drażniący zmysły dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu ujrzałem imię Błękitnookiego. Sięgnąłem do lampki nocnej. Markiza siedziała w bujanym fotelu i bacznie mnie obserwowała. 
- Halo?! - Próbowałem przekrzyczeć huk i potężne wycie jakiejś maszyny dobiegające z drugiej strony telefonu. - Jesteś tam?
- Jestem na lotnisku... - wykrzyczał Błękitnooki. - Jestem w drodze do ciebie. Czekaj chwilę... 
Widocznie wszedł do jakiegoś pomieszczenia, gdyż hałas znikł. 
- Jestem już. Słuchaj, załatwiłem swoje sprawy dużo wcześniej, kupiłem bilet i lecę dziś w nocy.
- Tak się cieszę, że wracasz. Siedzę tu sam jak palec i tylko czekam aż przyjedziesz.
- Spokojnie! Też się stęskniłem! Za 16 godzin będziemy razem. Mam ci tyle do opowiedzenia... Dobra, kończę, bo u ciebie przecież środek nocy! Do zobaczenia!
- Czekam. I... - nie dokończyłem, gdyż rozmowa została przerwana.
Uśmiechnąłem się i z wrażenia ucałowałem wyświetlacz telefonu. 
- I widzisz, starucho, twoje przepowiednie na nic się zdały!
Łypnęła na mnie okiem niby pirat na skrzynię ze skarbem i z satysfakcją się odezwała:
- Zobaczymy jeszcze, zobaczymy...
- Masz 16 godzin na to by zniknąć - odparłem jej, zgasiłem lampkę i przytuliłem się do ciepłych pleców rozgrzanego pod pościelą i równomiernie oddychającego Lemura Błękitnookiego. 
- Zabaczymy, jeszcze zobaczymy... - wyszeptała i zaczęła bujać się na swym fotelu.

Sen 36. Szczyt ekscytacji Markizy

Od rana Markiza była w dziwny sposób podniecona. Machała łapkami, odrzucała czepiec do tyłu, odgarniała kosmyki z twarzy, szurała suknią po podłodze, energicznie bujała się w fotelu i nuciła chyba rosyjską piosenkę pod nosem. Jakoś w południe zaczęła gwizdać i powtarzać co chwilę: "Będzie niespodzianka!" Tuż przed kolacją wszedł do kuchni Błękitnooki i usiadł przy stole. Ciągle milcząc, przysunął do siebie kubek z herbatą i wrzucił doń plaster cytryny. Sięgnął po kanapkę i przeżuwał wolno, spoglądając ukradkiem to na mnie, to na bujającą się w fotelu Markizę.
- Czy ona musi tu być? - Zapytał po chwili.
- Co mam zrobić? Nie zwracaj na nią uwagi.
- Łatwo ci powiedzieć. Ona siedzi ciągle w naszej sypialni jak jakaś cholerna przyzwoitka!
Nie odpowiedziałem, a ona szyderczo zachichotała.
- Będzie niespodzianka! - Zaintonowała.
Spojrzał na nią i wzruszył ramionami. Sięgnął po drugą kanapkę, gdy przy drzwiach wejściowych rozległ się dzwonek. 
- Ja! Ja pójdę! - Raptownie Markiza podniosła się z fotela. - To niespodzianka! 
Spojrzeliśmy po sobie. Z przedpokoju dochodził nas odgłos zbliżających się kroków. Do kuchni weszła Markiza i niezwykle podniecona usiadła w bujanym fotelu. Za drzwiami ktoś został. Rozległo się ciche pukanie. Wstałem od stołu z kubkiem herbaty w ręku, Błękitnooki zastygł z kanapką przy ustach. 
- Wchodź! Wchodź! - Zachichotała Markiza.
Do kuchni wszedł wysoki mężczyzna.
- Dobry wieczór...
Z wrażenia wypadł mi z rąk kubek i roztrzaskał się na podłodze. Spojrzałem na zaskoczoną twarz Błękitnookiego i zaszumiało mi w głowie, a w tym czasie Markiza zanosiła się wręcz histerycznym śmiechem. Przed nami w czarnej flauszowej kurtce stał Elbi.

Sen 35. Działanie wsteczne

- Wiedziałam! Brawo! - Aż uniosła się ze swego fotela, gdy tylko mnie zobaczyła i zaczęła klaskać.
Wszedłem do pokoju i rzuciłem bluzę na łóżko. Sięgnąłem po kubek, na dnie którego majaczyło kilka łyków zimnej herbaty zrobionej rano. Wypiłem łapczywie i zacząłem się rozbierać. Markiza przestała klaskać i przyglądała mi się spod czepka. Poderwała się i zaczęła zbierać z podłogi rzucone przeze mnie ubrania. Złożyła spodnie, rozciągnęła zrolowane skarpetki, poskładała sweter i T-shirt, potem podciągnęła swój fotel do łóżka i nachyliła się nade mną. 
- Wiem, co czujesz, spokojnie. Musisz stąd uciekać, wracać do domu, i to jak najszybciej! - Głaskała mnie po włosach i po policzku. - Stamtąd będzie bliżej, pójdziesz znów w tamto miejsce jak kiedyś! Tu nie możesz, bo jest za daleko, ale wrócisz, to będziesz lżej tęsknił! 
Zamyśliła się, po chwili sięgnęła po mój telefon.
- Mam zadzwonić do Sindbada? Pamiętam numer! Jest taki prosty, ma tylko szesnaście cyfr! Zadzwonię, a potem szybko cię spakuję! Co o tym myślisz?
- Musisz stąd uciekać! Musisz jechać i to szybko! Nie pozwól, by wczorajsze upokorzenie się powtórzyło! To jedyna okazja, by wyrównać rytm! Wiedz, że w poniedziałek będzie gorzej, o matko! Taki wstyd może cię czekać, wstyd, wskazywanie palcami i szepty, a te są najgorsze! I po co ci to? 
Poderwała się i kucnęła przy walizce. Zaczęła zbierać do niej ubrania, zawinęła buty w woreczki, zaczęła upychać po kątach kosmetyki i podręczne przybory. 
- Ooo! To odłożę ci na podróż - złożyła na krześle biały podkoszulek i czerwony sweter. - Spokojnie, śpij, musisz wypocząć, czeka nas prawie 30 godzinna podróż, śpij, ja się wszystkim zajmę. Bądź spokojny, na miejscu dołączy do nas Drwal i będzie nam łatwiej. A teraz już śpij, kochaniutki, śpij i śnij o prezencie, jaki szykuje ci Drwal! On już czeka, powiadomiłam go wczoraj. Oboje chcemy wykonać przerwane kiedyś zadanie. I wszyscy troje będziemy szczęśliwi.