niedziela, 2 listopada 2014

Sen 201. W domowych pieleszach

Leniwa niedziela. Błękitnooki śpi na kanapie, ja zaś krzątam się po domu. Od rana leje, niedawno nad miastem przetoczyła się burza. Pomimo deszczu nadal jest parno. W planach mieliśmy wyjazd na płaskowyż w parku narodowym, lecz widząc nadchodzące znad dżungli burzowe chmury, zawróciliśmy z drogi do domu. Nie chcieliśmy ryzykować, by ulewa zaskoczyła nas na szlaku, gdyż z powrotem by było ciężko. Niestety, wycieczka w brazylijskie lasy deszczowe to nie to samo co leśny piknik w polskim klimacie. Tutaj spadają "ciężkie" deszcze, podłoże w dżungli staje się grząskie, deszczówka od razu paruje tworząc tumany mgły gęstej niczym śmietana. Do tego insekty tną tak wściekle, że można postradać zmysły. W centrum handlowym zrobiliśmy zakupy, a po powrocie zamknęliśmy się na cztery spusty. I  tak mija nam leniwa niedziela. Mam ochotę na drzemkę obok Błękitnookiego.

PS.W ostatni piątek przez całą zmianę pełniłem funkcję supervisora... I chyba trzeba mi już obciąć włosy, grzywka sięga ust i przeszkadza w pracy, gdyż ciągle sypie się w oczy...

PS2. Zakładając tego bloga, nawet nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przekroczę dwusetkę... Tylko dzięki Błękitnookiemu nadal coś tu piszę.