środa, 27 czerwca 2012

Sen 18. Za barierą, czyli w świecie zatartej jawy

Pokłóciłem się dziś ze swoim lustrzanym odbiciem. Bez mojej zgody w równoległym pokoju wprowadził zdziwaczałe zielone kolory na pięciu ścianach, a na nich, nieco infantylnymi posunięciami, kredką naszkicował niby pąki i gałązki krzewinek parkowych, a do tego rozrzucił po podłogach szumiące muszle ślimacze i poustawiał w kątach niemrawo poskręcane brązowo-żółto-zielone paprocie. Rośliny te, niektóre wybujałe, inne rachityczne i opancerzone szarymi rybimi łuskami, stworzyły nastrój triasowo-jurajskiej dziczy, pełnej zagubionych ważek i motyli gigantów. 
Początkowo byłem na niego zły, bowiem nie uzgodnił ze mną żadnych szczegółów i czmychnął mi przed oczyma, nie reagując na moje zawołanie. Zarzucając na ramiona szeleszczący płaszcz przeciwdeszczowy, przekroczyłem granicę płaskiej tafli i, zanurzając się w srebrowatości powierzchni niczym dłoń niknąca w toni jeziora, wszedłem do jego świata (do tego czasu to on zawsze przychodził do mojego pokoju, z którego widnieje widok na cztery świata strony).

Przekroczywszy bez jego wiedzy granicę jawy i snu, znalazłem się w miejscu dotąd znanym mi jedynie z jego opowieści. Po raz pierwszy byłem w świecie jego wyobraźni. Otoczył mnie półmrok i gęsta niczym śmietana przeźroczysta atmosfera, w której, niby w bańce mydlanej, zawieszone były drobne koślawe cząsteczki przypominające wyłuskane ziarna fasoli. Próbowałem schwycić jedno, lecz odbiło się sprężynowym odskokiem, wydało nieokreślony pisk i schowało się za rozłożystym ostem. 
Zafascynowany egzotyką świata Lemura zagapiłem się i nieostrożnym krokiem obudziłem śpiącego pod kępką więdnącej trawy czarnego krocionoga. Podniósł się na tylnich parach odnóży, wygiął w nienaturalny sposób i syknął ostrzegawczo. Chciałem się wycofać, lecz stawonóg rósł i potężniał, wydawał coraz groźniejsze odgłosy i zaczął nacierać. Cofając się, kątem oka dostrzegłem gniazdo, a w nim korale jaj ułożonych obok siebie i pozlepianych śluzem niczym kiść winogron. Zrobiwszy trzy kroki do tyłu, natknąłem się na odłamany liść rododendronu. Uniosłem go i chciałem zasłonić się nim lub ewentualnie odsztraszyć wija, lecz ten nadął się, naprężył i spotężniał jeszcze bardziej, powiększając odwłok z trzy razy. Spoglądając na potwora zza liścia, dostrzegłem jego paszczę z ostrymi narządami tnąco-rozdrabniającymi, które swoim wyglądem przypominały pajęcze szczękoczułki i nogogłaszczki. 
Skamieniały oparłem się o pień pinii i oceniłem swoje szanse w walce z nim jako zerowe. "Dla ciebie tu przyszedłem i dla ciebie zginę" - swoje myśli skierowałem ku Lemurowi, "Dlaczego mieszkasz w tak niebezpiecznym miejscu? Gdzie jesteś?" - myśli bezsensownie tłukły się po mojej głowie. Nawet nie zauważyłem tego, jak po dłuższej chwili owad nieco się uspokoił, położył tułów na ziemi i począł maleć. Zmienił także ubarwienie - segmenty jego ciała naprzemiennie były czarno-czerwone, z czego każdy czarny segment lśnił metalicznym połyskiem, czerwone zaś były matowe. Wij przestał także syczeć. 
Gdy był mniej więcej wysokości owczarka, odrzuciłem liść rododendronu, którym wcześniej, niby parasolem, zasłaniałem się przed jego atakiem i zrobiłem nagły zwrot ku majączącemu za kępą paproci lustrzanemu przejściu, lecz zamiast ulgi ucieczki poczułem na udzie palący żar ognia i padłem twarzą w mokrą ściółkę. 
Ocknąwszy się, dojrzałem nad sobą pochyloną sylwetkę Elbiego i jego zatroskaną twarz. Delikatnymi, aczkolwiek stanowczymi ruchami rozpiął i zsunął mi spodnie i do rany przyłożył lepką żywicę.
- Na szczęście nie są jadowite - uśmiechnął się.
- Szukałem ciebie... - wydusiłem po chwili. - Szedłem za tobą, ale natknąłem się na tego robala i... - syknąłem, bo wiązał dość mocno wokół mojego uda cienką linką bladozielony liść.
- Pamiętaj, nie możesz nigdy więcej wejść do mojego świata. Nie rozumiesz go. - Spoważniał i spochmurniał.
Wstał i z pozycji stojącej wręcz nakazał:
- Obiecaj mi, że nigdy więcej nie będziesz mnie szukał!
- Ale... - westchnąłem. 
Gdy przekroczyliśmy barierę świata jawy i snu, dostrzegłem, że ma na sobie czarne spodnie i czerwoną bluzę. Z wrażenia rozchyliłem usta i wlepiłem w niego oczy.
- Co się stało? - Zapytał.
- Nic...
- Pamiętaj, nigdy więcej nie wchodź do mojego świata, bo może się to skończyć dużo gorzej. - I znikł za szklaną barierą, a ja tępym wzrokiem patrzyłem w punkt na lustrze, w którym przed chwilą się rozpłynął. 
- Rozumiem - wyszeptałem - ale...