czwartek, 19 lutego 2015

Sen 247. Włóczęga

Mało co nie dostałem dziś ataku serca. Ciągle mną telepie. Stres, nerwy, szok. Poryczałem się jak głupi. By ochłonąć, przez ponad godzinę łaziłem po deszczu. Za chwilę też wychodzę. Jadę do centrum. Zamierzam włóczyć się po mieście, aż padnę. 

wtorek, 17 lutego 2015

Sen 246. Nocne rozmowy

Obudziły mnie wibracje telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz: Błękitnooki. Cztery nieodebrane połączenia i sms: "Kochanie, proszę, ODBIERZ TEN CHOLERNY TELEFON!!!" Moją pierwszą myślą było, że pewnie się coś stało i muszę oddzwonić. Zarzuciłem na ramiona czerwoną bluzę i zszedłem na dół. Usiadłem w fotelu na tarasie, zapaliłem papierosa i jeszcze raz przeczytałem wiadomość. Odłożyłem telefon na stoliku i zapatrzyłem się w niebo. Była ładna i ciepła noc. Zamyśliłem się. Zapaliłem drugiego i wybrałem numer. Po chwili usłyszałem jego głos: "Pewnie cię obudziłem..." "Tak, tutaj jest trzecia czterdzieści nad ranem. Stało się coś?", zapytałem. Zawahał się. "Nie... W sumie tak. Stało się coś..." Nie przerywałem mu, czekałem. "Jakby to powiedzieć... Jestem na lotnisku..." "Na lotnisku?", zapytałem zdziwiony. "Tak. Czekam na samolot do Sao Paulo. Wracam do Belo Horizonte..." Uniosłem się na fotelu, a papieros upadł na posadzkę. Zahuczało mi w głowie. "Jesteś tam? Halo...", dochodził do mnie jego głos, a ja nie mogłem złapać tchu. "Tak", odpowiedziałem dopiero po jakiejś minucie. "Będziesz jutro w domu?", zapytał. "Przecież masz klucze... Tak, będę...", odpowiedziałem. "To do zobaczenia jutro", wydusił pewniejszym głosem. "Do zobaczenia", odparłem cicho. Chciałem go jeszcze zapytać, po co wraca, lecz rozłączył się.  

poniedziałek, 16 lutego 2015

Sen 245. Drżąc

Dzwonił Lemurek Błękitnooki. Kilkakrotnie. Raz na skype i trzy razy na komórkę. Patrzyłem na jego imię na wyświetlaczu i drżącymi rękoma przypalałem papierosa. Nie odebrałem...

Sen 244. Kwalifikacje na wylot na Marsa

Byłem na rozmowie w sprawie pracy. W sumie tylko na rozmowie, bo jak się chwilę potem okazało, nie mam odpowiednich kwalifikacji. Najpierw pani przedstawiła całą historię "firmy", wymieniła stanowiska szefów i dyrektorów, omówiła panoramę wymagań, szkoleń, zasad bhp, ale nic nie wspomniała o ofercie. "Ale co to za praca?", przerwałem jej nieco zniecierpliwiony, gdyż po jej prelekcji miałem wrażenie, że szukają kosmonauty do wylotu na Marsa. Patrzyłem na nią znad okularków, pewnie z miną nie do określenia, a gdy nasz wzrok się skrzyżował, wypaliła ze zdziwieniem: "To praca w segregacji". "Chyba w jakiejś rekrutacji", pomyślałem i się skrzywiłem. Patrzę na nią i nadal nie wiem, o co chodzi. "W jakiej segregacji?", zapytałem po chwili. "Trzeba segregować szkło, metal, drewno, plastik, papier, odpadki organiczne...", wymamrotała. "Segregacja odpadów?", dopytałem. "No tak! Przecież cały czas o tym mówię!", oburzyła się i złożyła jakieś papiery. "Ale nie masz odpowiednich kwalifikacji, gdyż szukamy ludzi z doświadczeniem", powiedziała z nieukrywanym fochem. "To odpowiedzialne zajęcie", dodała i wlepiła we mnie wzrok. "Zatem nic z tego?", zapytałem. Uśmiechnęła się znacząco.
Musiałem ochłonąć. Siedziałem na ławce, paliłem papierosa za papierosem i śmiałem się sam do siebie, gdyż właśnie doszło do mnie, że posądzono mnie o brak umiejętności odróżnienia puszki po piwie od plastikowej butelki...