poniedziałek, 24 lutego 2014

Sen 137. Jak nie urok to sraczka

Wokół mnie rozgrywa się dosłownie jakaś błazenada. Ten, któremu pożyczyłem stówkę, naszedł mnie potem w domu dwukrotnie. Ubzdurał sobie, że pożyczę mu kolejne pieniądze, pomimo stanowczej odmowy z mojej strony. Ja bym się wstydził! W pracy mija mnie jak powietrze, traktuje mnie z góry, jest bezczelny i arogancki. Stwierdził, że jestem złym człowiekiem, bo nie chcę mu pomóc i teraz on musi wziąć nowy kredyt by spłacić ten stary... Z wrażenia opadła mi szczęka. Brakuje mi słów. W ogóle nie liczy się z tym, że mam także sporo własnych wydatków - zbliża się nowy miesiąc i trzeba opłacić mieszkanie, rachunki, a i na życie też trochę mi potrzeba. Fuknął mi jedynie: "Przecież możesz sobie od kogoś pożyczyć!". Teraz mam wielkie obawy co do tego, czy w ogóle odda mi tamte 100 dolarów... Zaczynam w to wątpić.
Niestety to nie koniec problemów z pieniędzmi. W grudniu ubiegłego roku zginęła mi z pokoju znaczna suma - cała dwutygodniowa wypłata. Przewróciłem wszystko do góry nogami. Przepadła jak kamień w wodę. Z wielkim bólem pogodziłem się z tą stratą, gdyż stwierdziłem, że zgubiłem w mieście i nic nie da się zrobić. Aż tu nagle, całkiem niespodziewanie, wyszło na jaw, co się stało! Całą wypłatę z portfela buchnął mi nie kto inny jak Brązowooki! Tak, tak! Brązowooki! Ten sam, który nazywał się moim przyjacielem. W tamten dzień, kiedy się zorientowałem, pomagał mi szukać, pocieszał mnie, przytulił i powiedział: "Wszystko będzie dobrze! Nie martw się. Ja ci pomogę!". Z jednej strony pomagał mi w poszukiwaniach, a z drugiej strony dokładnie wiedział, co się stało. Na oddanie czas ma do najbliższej soboty, choć i w to wątpię, gdyż mija mnie z miną: "Co ty ode mnie chcesz?!".
Nie wiem, co ja komu uczyniłem złego, że ciągle spotykam takich ludzi na swojej drodze.