wtorek, 22 sierpnia 2017

511. Rozterki

Za dwa dni wyjeżdżam, a ja kompletnie nie jestem gotów. Ani fizycznie, ani psychicznie. Rozmemłałem się podczas tego pobytu pod każdym względem. Nie wyobrażam sobie powrotu do UK. Co ja tam będę robił? Rozmawiałem z tamtejszymi moimi znajomymi o ewentualnej pracy. Część mówiła, że u nich, w różnych firmach, są miejsca i mogę się u nich zahaczyć. Ale czy to sens zaczynać coś na miesiąc czy dwa i potem znów zmieniać? Bezsensowna tułaczka.

Wyszliśmy wczoraj na spacer. Nie padało i udaliśmy się w stronę dawnego placu zabaw. Bzyczek przysiadł na rancie piaskownicy, ja wbiłem się w "moją", nadal przeraźliwie zgrzytającą, huśtawkę. Dostrzegłem ten moment, gdy opuścił głowę i wbił wzrok w piach. Milczał. Kucnąłem naprzeciw niego. "Co jest?", zapytałem. Jego ciemne oczy błysnęły. "Marzę...", szepnął. Uniosłem brwi i czekałem na resztę. "O nas...", lekko dmuchnął mi w nos. Ucałowałem go w czoło i przyciągnąłem do siebie. Położył głowę na moim ramieniu. Czułem zapach jego włosów. "Postaram się podjąć jak najlepsze decyzje", oznajmiłem mu po chwili. "Wiem o tym", szepnął.

Ilustracja z sieci
Dziś krząta się po domu i przygotowuje sałatkę. "Kto opiekuje się domem w Belo?", wypaliłem znienacka. Pomału zwrócił się w moją stronę. "Thomas", odparł, patrząc wprost na mnie. "Thomas?", zapytałem. "Tak. Kolega z pracy. Pomieszkuje trochę u mnie. Ma jakieś problemy rodzinne", odpowiedział i wrócił do krojenia jarzyn. "OK!", wydukałem.
Zerkamy na siebie. Czuję, że chce mi coś powiedzieć. Nie zamierzam ciągnąć go za język, gdyż wiem, że jeśli ma coś do oznajmienia, zrobi to. "Jesteś pewien, że chcesz jutro wyłożyć się znajomym?", zapytałem z małym wahaniem. "Oczywiście!", się uśmiechnął. "Nigdy niczego jeszcze nie byłem tak pewien. Zdaj się na mnie. Wiem co i jak." Spojrzałem na niego i wciągnąłem powietrze do płuc. "Chyba będę musiał na jutro skombinować sobie paczkę fajek", zażartowałem. "Nie będziesz musiał", zapewnił mnie i zsunął na bok kosmyk włosów z mojej twarzy.