poniedziałek, 7 stycznia 2013

Sen 41. Nocne rozmowy

- A może wyjedźmy stąd gdzieś daleko... - przerwał ogarniającą cały pokój ciszę i obrócił się na wznak. - Rzućmy wszystko w cholerę i zniknijmy z oczu tych wszystkich obcych nam ludzi... Zacznijmy od nowa w nowym miejscu... Od dawna marzymy o Vancouver... To duże miasto. Może tam będzie nam lepiej...
- Przecież To jest nasze nowe miejsce... - uniosłem głowę z poduszki i spojrzałem na jego profil zamknięty szczelnie w kokonie nocy. - Jesteśmy tu od nieco ponad 4 miesięcy.
- Tak, wiem, ale to by dobrze nam zrobiło... Ta Brazylia nie przemawia do mnie... Jest dla nas zbyt egzotyczna i odległa mentalnie... I ci ludzie... małomiasteczkowi, opieszali, ograniczeni, infantylni, flegmatyczni, tacy widokówkowi... Wiesz, co mam na myśli... - obrócił głowę w moją stronę, uniósł rękę i odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła.
- Chcesz znów uciec? - Zapytałem.
- To nie tak... Nie możemy przywiązywać się do obcych nam ludzi, lepiej pozostać na uboczu, schowanym we własnej kieszeni historii i doświadczeń. Nie możemy zachorować na zaufanie do innych.
Zmrużyłem nieco oczy i poprzez ciemność dostrzegłem jego rysy. Na jasnym czole wyraźnie odznaczały się ciemne brwi.
- Masz na myśli... Jego? - Spytałem wręcz z niedowierzaniem.
- Tak... Chyba tak... Pojawił się tak nagle, zaistniał, nabałaganił w emocjach, nauśmiechał się, naumilał, nakręcił zegar pragnień i teraz się nim zupełnie nie interesuje...
- Tak, to dziwne... Potrzebuję trochę czasu, by to rozgryźć, lecz po ostatnich rozmowach z Nim doszedłem do wniosku, że to zbędne i lepiej będzie zapomnieć o nadziei...
- Zapominanie to trudna umiejętność - skwitował mój wywód i zwinął w rulon poduchę tak, że jego twarz była teraz na wysokości mojego nosa. Patrzył mi prosto w oczy i nikle się uśmiechał, gdy nasz wzrok się spotykał.
- Wiesz, że zrozumiałem ostatnio pewną prawidłowość istniejącą w naszym świecie? - Odezwałem się po chwili.
- Jaką?
- Że dla rozstających się ludzi lepsze jest definitywne zerwanie kontaktu niż utrzymywanie znajomości. Nie cierpią ich zmysły, nie męczą się wzajemnymi myślami o sobie, nie karmią się złudną nadzieją. Kiedyś tego nie rozumiałem i wyobrażałem sobie przyjaźnie pomiędzy dawnymi kochankami...
- Toksyczne przyjaźnie...
- Tak! Jak najbardziej toksyczne! Bo jeśli jedna ze stron związała się ponownie lub nawet wybrała bycie samym, to ta druga strona zawsze będzie cierpiała, widząc szczęście tego, co było kiedyś jego szczęściem... Rozumiesz? - Spojrzałem na niego pytająco.
- Tak. Jesteś daleko od tego kogoś, będąc zarazem bardzo blisko... Nie dotkniesz przyjaciela tak samo jak kochanka, nigdy nie przytulisz go w ten sam sposób i doskonale wiesz, że nie możesz przekroczyć tej niewidzialnej granicy, choć tak bardzo byś tego pragnął... 
- A najmocniej łamie serce widok dłoni ukochanej osoby zanużonej w dłoni obcego... Przykra jest świadomość tego, że ktoś, kogo kochałeś lub nadal kochasz jest dla ciebie nieosiągalny i jest poza twoimi możliwościami...
- Ale za to nie jest dla kogoś innego... A to boli najbardziej...
Długo patrzyliśmy poprzez ciemność w swoje twarze, gdy nagle lekko uniosłem się i pocałowałem go w czoło.
- Kocham cię, wiesz?
- A co zrobisz z Nim? - Zapytał, zmieniając temat.
- Zapomnę...
- Też cię kocham - wyszeptał i wtulił się w moje ramię i zasnął.