niedziela, 14 lutego 2016

Sen 358. O braku czasu, łzach Anastazji, rozbitym zegarku, ludzkiej zawiści i wielu, wielu innych mniej lub bardziej ważnych sprawach

1. Za trzy tygodnie będziemy w Polsce. Jeszcze nic nie przygotowaliśmy, nawet nie mamy czasu na to, by pomyśleć, co trzeba nam zorganizować. Jak na razie to mamy tylko bilety na samoloty. Będzie gonitwa na ostatnią chwilę.

2. Doskwiera nam nie tylko brak czasu dla siebie, ale dosłownie na wszystko, a do tego dni uciekają nam jak godziny. W domu się rozmijamy - jeden wychodzi, drugi wraca, lub odwrotnie. Z utęsknieniem wypatrujemy dnia wyjazdu. Brakuje nam jedności czasowej i zorganizowanej synchronii istnienia.

3. Doszedłem do wniosku, że wziąłem na siebie zbyt dużo obowiązków. Dwie prace pomału mnie dobijają. Najgorsze mam piątki i soboty - dwie zmiany, jedna po drugiej (6-15 i 17-1) i czasami w niedziele od 8-15. Wczorajsza sobota (13 lutego) należy do jednych z najgorszych dni, jakie miałem podczas pobytu na emigracji. W pierwszej pracy od samego rana odbywał się egzamin menadżerski z bardzo wymagającą trenerką ze stolicy. Wszystko musiało być przygotowane i zrobione perfekcyjnie. Jak się okazało - na zmianie byłem sam! Dwie osoby nie przyszły do pracy (właśnie ze względu na ten egzamin). Tuż po godz. 9.30 zaczęła się jatka! Mieliśmy tylu klientów, że kolejka ciągnęła się aż po same drzwi wejściowe. Ten nowy menadżer zestresowany, gubił się w swoich obowiązkach, co chwilę zmieniał zdanie, ręce mu się trzęsły, plątał się tam i z powrotem, mylił zamówienia. Kątem oka obserwowałem go i ze zdziwienia szeroko otwierałem usta, widząc, co on wyprawia. Próbowałem mu nieco pomagać, podpowiadać, ale trenerka stwierdziła, że mam pilnować swojej roboty i mam go zostawić. Dopiero po godz. 13. uciekłem z tego cyrku na przerwę. Siedziałem pod ścianą i mało co się nie poryczałem.
Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, co było w drugiej pracy. O godz. 17. zaczęliśmy gładko i spokojnie - ja i moja koleżanka, Anastazja (imię prawdziwe). Po 18.30 mieliśmy jatkę nie z tej ziemi... Nie było wolnych miejsc dla nowych gości... Z jednej strony mamy pakowanie towaru na deliverkę, a drugiej strony obsługę klientów na miejscu. Restauracja wypełniona ludźmi do ostatniego miejsca (mieliśmy trzy rezerwacje na urodzinowe party na 85 osób plus pozostałe) i tylko ja i Anastazja. Nie tylko musieliśmy odsyłać nowych ludzi ze względu na brak wolnych miejsc, ale w trakcie trzeba nam było myć talerze, szklanki i sztućce, bo po prostu brakowało dla tych, co ucztowali, dodatkowo pakować towar na deliverkę, sprzątać i przygotowywać stoły dla kolejnych gości. Trwało to prawie do godz. 23., Anastazja do tego czasu ryczała w kącie kilka razy, ja mam potłuczony biały zegarek, który dostałem od Błękitnego (jeden z klientów, dokładnie nie wiem, co on to wyprawiał, ale prawdopodobnie chciał rzucić sobie talerzem, a że przechodziłem obok, walnął mnie nim w rękę; efekt - zniszczony zegarek to jedno, spory siniak to drugie, nie wspomnę o tym, że wytrącił mi z rąk tacę ze szklankami i talerzami...). Była prawie 2. w nocy, gdy skończyliśmy sprzątać, a dziś zaczynałem już o 8 rano... Na serio potrzebuję wakacji i przerwy od tego wszystkiego...

4. Ktoś może sobie pomyśleć, że przesadzam. Wcale nie! Takie życie jest na emigracji. Jest się nie w swoim kraju, pomiędzy obcymi, niekiedy nieprzyjaznymi ludźmi, którzy oceniają na każdym kroku z minami typu "co ty tu robisz, wracaj do siebie". Wkrótce w pierwszej pracy czeka mnie egzamin z naszą wymagającą trenerką. Za dobrą pracę, wzorową frekwencję, dobrą prezencję zostałem wybrany na supervisora, ale tym samym pozyskałem nowych wrogów, bo dlaczego ja a nie oni? Do tej pory wszystko było w porządku, ale już wiem, że zaczyna się nagonka na mnie właśnie z tego powodu... Boję się, że ta nominacja wyjdzie mi bokiem. Dokładnie pamiętam, co kiedyś mi mówił Błękitnooki: "Pamiętaj! Nie jesteś jednym z nich i nie możesz im pokazać, że jesteś lepszy od nich. Bądź ostrożny!"

Dokończę swój wpis wkrótce. Trzeba nam jechać do centrum Belo.