wtorek, 22 października 2019

604. Kilka wspomnień z wyprawy na koniec świata cz.2.

3. Sydney, Australia

Sydney było głównym celem mojej dalekiej wyprawy.
Samolot Asiana Airlines do Sydney na płycie lotniska w Seulu
Lot z Seulu do Sydney trwał 11 h. 10 min. i był dość niespokojny. Pierwsze turbulencje pojawiły się tuż za Kiusiu, południową wyspą Japonii - rzucało mocno, migały lampki awaryjne, otwierały się luki bagażowe nad fotelami. Drugie turbulencje nastąpiły wcześnie rano, gdy przelatywaliśmy nad Papuą Nową Gwineą i te były dużo silniejsze niż te znad Japonii. Ogólnie to pasażerowie zachowywali się spokojnie, stewardessy wyjaśniały, że w tym rejonie to normalne. Przetrwaliśmy! Przeszedłem przez odprawę paszportową i celną na lotnisku w Sydney i w tak prosty sposób znalazłem się w Australii.

Trasa przelotu
Prawdę mówiąc, trochę byłem spięty przed odprawą, gdyż naczytałem się wcześniej, że granica jest bardzo restrykcyjna - że trzeba się tłumaczyć po co się tu jest, na jak długo, że trzeba rozpakowywać plecak na kontrolach. Nic takiego nie było! Oficer w okienku zeskanował tylko mój paszport, nawet wizy nie sprawdził. Być może było tak, ponieważ po raz pierwszy byłem w Australii. Moja wiza była jedynie sprawdzana w Seulu przy nadaniu bagażu, upewniano się, czy mogę wejść na pokład samolotu lecącego do Sydney. Wszystko było w porządku.
Mój hotel w centrum Sydney
I znów miałem nosa co do lokalizacji hotelu - wszędzie blisko - do Opery i Circular Quay spacerkiem niecałe 10 minut, blisko przystanki i główne miejsca turystyczne.
Pierwsze spotkanie z Operą
Sydney jest niesamowicie malownicze! Nad zatoką góruje Harbour Bridge, budynek sławnej opery oraz wieżowce i apartamentowce rozlokowane dokoła przystani Circular Quay. Tuż za Operą jest wejście do Królewskiego Ogrodu Botanicznego. Dokoła egzotyczna roślinność typowa dla kontynentu australijskiego (tzw. endemity), pełno palm i drzew butelkowych, a na nich stada rozkrzyczanych papug oraz innego ptactwa. W ogrodzie tym czuć jak na dłoni zapach kwiatów oraz wody morskiej. Przepiękne miejsce.
Widok na Operę z Harbour Bridge
Opera nocą
Ogród botaniczny
Drzewo butelkowe w ogrodzie botanicznym
Ogród botaniczny - drzewo butelkowe
Drugim ogrodem, który zaparł mi dech w piersiach, jest Wendy Whiteley Secret Garden. Położony po drugiej stronie zatoki, niedaleko za mini parkiem rozrywki w Lavender Bay. Setki gatunków drzew, krzewów, krzewinek, palm, kwiatów i traw i ogromne paprocie drzewiaste (!!) - to prawdziwy raj. W wąskich przejściach, w nieco mrocznych zaułkach są ukryte ławeczki i stoliki, można na nich przysiąść i podziwiać port, Harbour Bridge i zatokę. Ciszę i spokój tego miejsca przerywa jedynie skrzek papug i śpiew kolorowego ptactwa oraz buszujące w zaroślach indyki.
Secret Garden i widok na most i na zatokę
Indyki w ogrodzie
Paprocie drzewiaste
Gdy schodzimy z Harbour Bridge po przeciwnej stronie zatoki, Secret Garden znajduje się po lewej stronie, natomiast po prawej położona jest dzielnica Kirribilli. Roztacza się stąd widok na serce miasta, czyli Operę, dzielnicę wieżowców oraz na sam most. Dotarłem aż na sam koniec tego wąskiego i długiego niczym palec półwyspu. Spomiędzy domów i wąskich zaułków wyłania się obraz miasta i zatoki.
Widok na miasto z Kirriblli
Panorama na centrum z Kirribilli
Taronga ZOO położone jest dość daleko od centrum. Trzeba płynąć ok. 20 minut promem z Circular Quay. ZOO jest przepięknie położone na wzgórzu nad zatoką, roztacza się stąd panoramiczny widok na dalekie centrum Sydney.
Panorama na miasto
Kangury w ZOO
Paprocie drzewiaste
Ogólnie to trochę byłem rozczarowany, bo nastawiałem się na endemiczną faunę i florę kontynentu, a tu spotkałem typowy przekrój każdego innego ZOO. Z gatunków australijskich było kilka kangurów, koali, emu, dziobaki, kolczatki i wombaty. Warto zobaczyć też smoki z Komodo oraz ogromne żółwie z Galapagos. Bardzo ciekawym doświadczeniem była "wyprawa" na Sumatrę. Najpierw grupa wchodzi do samolotu i leci na Sumatrę. W okienkach pojawiają się widoki na stożki wulkanów, morze, jeziora i nieprzebytą dżunglę. Z samolotu wychodzi się wprost do sumatrzańskiego lasu deszczowego - tropikalna roślinność imituje prawdziwy ekosystem Sumatry (paprocie drzewiaste). Nad głowami latają ptaki, papugi krzyczą gdzieś na palmach, za plecami rozlega się ryk tygrysa... Niesamowite wrażenia!
Na Sumatrze
Na Sumatrze
Sumatrzańskie paprocie drzewiaste
Ogromnym minusem ZOO były grupy rozkrzyczanych dziecisków oraz ich bezczelnych rodziców, którzy czasami gorzej zachowywali się od swych pociech - drą się, przekrzykują, wołają kogoś stojącego po drugiej stronie areny, rozpychają, odpychają innych od szyby czy od siatki tak, by ich dzieci były pierwsze (tu świetna historia - przy wybiegu dla słoni dwie kobiety ustawiły dwoje dzieci tuż przy bramce, brakowało tylko tego, by wsadziły dzieciaki wprost pod słoniowe nogi, w pewnym momencie słonica nabrała wody i chlusnęła nią w te dzieci... Ile było pisku, wrzasku, płaczu i lamentu... Odszedłem stamtąd, bo nie mogłem tego słuchać), rzucają śmieci i odpadki na chodniki...
Smoki z Komodo w Taronga ZOO
Moje oczekiwania w stosunku do egzotycznej fauny i flory spełnione zostały w Wild Life Sydney ZOO oraz w Sea Life Sydney Aquarium. Pierwsze miejsce prezentuje tylko i wyłącznie gatunki australijskie - obok koali, dziobaków i kangurów są tam dziesiątki jadowitych węży, pająków, jaszczurów, smoków, rożnych robali i jadowitych mrówek. Pierwszy raz w życiu widziałem właśnie tam krokodyla różańcowego (prawie 6 metrów, kolos!). Oceanarium przypomina nieco to z Londynu, szkoda że nie mają tam rekina białego.
W Aquarium
Krokodyl różańcowy
Australijskie pająki
Australijskie pająki
Jednego dnia z rana wybrałem się na rejs na otwarty ocean, by obserwować migrujące wieloryby (wrzesień i październik to czas migracji wielorybów na północ). Zbyt dużo ich nie było, ale kilka okazów wystawiło ogon ponad toń wody i można było zrobić fotkę.
Migrujące wieloryby
Ostatnim miejscem, które chciałbym przedstawić to Chinese Garden of Friendship. Znajduje się niedaleko Aquarium. To piękny ogród w chińskim stylu z orientalną azjatycką ornamentyką. Warto to zajrzeć i odpocząć po długim dniu odkrywania centrum Sydney.
Azjatycka architektura w ogrodzie
Iguana
Czapla (?)
Ostatni dzień to w sumie przygotowywania do nocnego wylotu do Malezji - ostatnie zakupy, ostatnie przechadzki, ostatnie zdjęcia opery. Niebo było tego dnia zachmurzone, od strony oceanu wiał chłodny wiatr. Tuż przed godziną 17. przyjechał mój transport i udałem się na sydneyskie lotnisko.
Tak zakończył się mój krótki pobyt w Sydney.
Ostatnie spojrzenie na Operę