poniedziałek, 28 marca 2016

Sen 377. Czy widziała pani Bzyczka?

Cali i zdrowi dotarliśmy do Belo Horizonte. Urlop się skończył. Zaczynamy kolejny etap życia na emigracji. Tym razem było w drodze trochę nerwowo, przytrafiły się nam małe nieporozumienia i zgubienia i, niestety, nie leciał z nami do SP bosko przystojny Dante Sergio, czym byliśmy mocno zawiedzeni i rozczarowani. Ale po kolei.
Wyhuśtało nas podczas lądowania w Luton (nad Anglią szaleją jakieś wichury), a podczas oczekiwania do odprawy paszportowej padliśmy ofiarami homofobii ze strony trzech polskich idiotek (jeśli nawet to teraz czytają, niech wiedzą, że mamy głęboko w d.... ich uwagi i komentarze). W sumie nawet nie wiem, jak doszło pomiędzy nami do kretyńskiej wymiany zdań. Zaczęło się od słuchawki od mp3, którą Bzyczek wsunął mi do ucha (on miał w uchu drugą słuchawkę) i usłyszeliśmy od jednej z dziewczyn: "Ej, wy pedałami jesteście?!" Zignorowaliśmy jej zaczepkę, lecz ta nie odpuściła i tym razem, już całkiem głośno, zwracając uwagę większości czekających (praktycznie sami Polacy), zawołała: "Ej, pedały, do was mówię!" Odwróciliśmy się do nich i zaczęła się jatka...
Z Heathrow wystartowaliśmy o czasie. Byliśmy już prawie od pięciu godzin nad oceanem, gdy Bzyczek zaginął na pokładzie boeinga. Wyparował jak kamfora! Oznajmił, że idzie do toalety. Jakoś po 45 minutach zaniepokoiłem się jego nieobecnością (myślałem, że źle się poczuł). Sprawdziłem prawie wszystkie toalety na pokładzie, a gdy przeszedłem wzdłuż i wszerz cały samolot, podeszła do mnie zaciekawiona stewardessa i zapytała: "Czy coś się stało?" "Tak!", odparłem. "Zaginął mój przyjaciel..." Uśmiechnęła się i "Zapewniam pana, że na pewno jest gdzieś w samolocie", powiedziała. "Proszę wrócić na miejsce, a ja sprawdzę." Może po 20 minutach dostrzegłem uradowanego Bzyczka w towarzystwie dwóch stewardess. "Gdzieś ty się stracił?", zapytałem, gdy zostaliśmy sami. "Zagadałem się ze stewardessami  w części dla załogi", odparł tajemniczo i rozwinął koc, kładąc go na naszych kolanach. "Jutro ci powiem", dodał po chwili i oparł głowę na moim ramieniu.
Dobrze, że już jesteśmy w domu. Idziemy dziś spać z kurami, gdyż już jutro czeka nas powrót do pracy.
 

niedziela, 27 marca 2016

Sen 376. Czas w drogę

Nadszedł czas powrotu do domu. Dziś wylatujemy najpierw do Londynu, potem do Brazylii. Wczoraj wróciliśmy od rodziców Błękitnego bardzo późno i nie skończyłem poprzedniego wpisu. Zrobię to w Belo.
Życzymy wesołych świąt.
Cheers!