W ostatnich miesiącach u nas tyle się wydarzyło, że pewnie by brakło dnia, by stworzyć jakiś względny opis. Wspomnę tylko o tym, że w lipcu zmarła nasza sąsiadka zwana przez nas Cyklopką (Cyklopka, bo zawsze nas podglądała przez judasza w drzwiach), o której tu pisałem kilka razy. Zmarła nagle w wyniku jakichś komplikacji po drugiej szczepionce covidowej... Straciliśmy oddaną sojuszniczkę osób LGBT.
Pogrzeb wypadł w dniu, kiedy kładłem się na oddziale onkologicznym, tak więc nie byliśmy. Jakoś brakuje mi uchylających się drzwi, gdy schodziłem na dół lub wchodziłem do góry i pytań typu: "Co tam u mamy, panie Wojteczku? A jak tam z panem Bzyczkiem? Dobrze?"
Smutno...