poniedziałek, 24 listopada 2014

Sen 210. Toksyczni ludzie

Właśnie tak!
O dawaniu drugiej szansy już kiedyś pisałem (Sen 131.), ale warto przemyśleć problem raz jeszcze.
Przekonałem się ostatnio na własnej skórze, że dawanie ludziom drugiej szansy jest szkodliwe dla nas samych, i nie mam na myśli tu Błękitnookiego. Mam wrażenie, że danie drugiej szansy to okazanie pewnej słabości, ale jest to także pewna forma zależności od tej osoby - nie chcemy tracić z nią kontaktu z jakiegoś tam powodu. Dałem szansę kiedyś Brązowookiemu, nie uszanował jej i ponownie poważnie się mi naraził (Sen 146, Sen 139, Sen 137.) . Po drugim razie wykreśliłem go z mojego życia i od ponad pół roku nie mam z nim żadnego kontaktu. Muszę to przyznać, że wyszło mi to tylko na dobre.
Tydzień temu po raz drugi naraziła mi się Marudana (nigdy wcześniej o niej nie pisałem). Nienawidzę, kiedy ktoś kłamie mi w oczy, dopuszcza się szantażu i grozi zemstą. Dałem jej szansę rok temu. Teraz zrobiła to samo po raz drugi. To koniec. Jak w przypadku Brązowookiego definitywne zerwanie z nią znajomości wyjdzie mi tylko na dobre.
Toksycznym ludziom nie daje się drugiej szansy, nawet gdyby prosili o nią na kolanach, bo i tak po pewnym czasie zrobią to samo co poprzednio, a w przypadku Marudany zrozumiałem i odczułem na własnej skórze, co znaczy iść do celu po trupach.

Sen 209. Włóczki Markizy

Wczoraj, pod moją nieobecność, Markiza weszła do domu. Siedzi w kącie salonu w swoim bujanym fotelu i robi coś na drutach. Obok niej, na taborecie, siedzi Baba w czerwonej chuście na głowie i trzyma kłębki kolorowej włóczki. Śpiewa w kółko jedną piosenkę i kiwa się w przód i w tył. Gdy wszedłem do domu, spojrzały na mnie cynicznie i się uśmiechnęły. Żadnego komentarza, ani jednej uwagi z ich strony. Wzruszyłem ramionami i poszedłem spać.
Bilety na 5. grudnia już gotowe. Lecę jak ostatnio - przez Londyn.

Sen 208. Spadanie

Siedzę na podłodze i patrzę w ścianę. Okna zasłonięte, w pokoju mrok. Paczka papierosów już prawie pusta, druga butelka wina już prawie opróżniona. Liczę drobinki kurzu, które unoszą się nad podłogą. Cisza. Jedynie od czasu do czasu do uszu dolatują odgłosy pustego domu - zgrzyt okiennicy, trzaski podłogi, szum piasku w ścianach, szelest tapety. Oddycham, ale tak jakbym nie oddychał wcale. Nawet świerszcz w kominku dziś pijany.
Spadam w otchłań egoizmu. Może się czegoś nauczę, gdy dotknę dna.
Łzami zaparowały mi okulary. Włosy rozwiał wiatr, lecz nie osuszył oczu.
Kalejdoskop żywych i martwych.
Co dalej?
Trzeba otworzyć kolejne wino...