środa, 18 listopada 2020

641. Nieuk

Za wybór moich lektur, dotyczących historii Polski i holokaustu, zostałem nazwany nieukiem...

Hmmm...

OK... Niech i tak będzie.

niedziela, 15 listopada 2020

640. Dzień za dniem

Mam nadzieję, że pomału wszystko się tutaj stabilizuje. Dwa tygodnie temu zacząłem nową pracę - pierwszą pracę w Polsce po tak długim okresie emigracji. Jeszcze mnie tam trenują, sprawdzają i objaśniają, ale część prac już potrafię wykonać sam. Nie jest to praca górnych lotów i spełnionych marzeń, ale, jak się okazało - tylko tam mnie chcieli. W innych miejscach patrzyli na moje CV z krzywymi minami, marszczyli nosy, unosili brwi w zdziwieniu, kiepsko ukrywali ironiczne uśmieszki, kpili prosto w oczy, a gdy wychodziłem - wrzucali moje CV do śmietnika (nawet kierowany przez agentkę z urzędu pracy pod konkretny adres całowałem tam klamki i słyszałem - Co??!! Zwariował pan?? Studia podyplomowe? Zaczęty doktorat?? O!! Co to to nie! Do widzenia panu!). W domu Błękitnooki otworzył moje CV w komputerze i wykasował wszystko to, co było ponad standard. Została goła magisterka, ale nadal było źle - "Zbyt wysokie kwalifikacje", ciągle słyszałem i wychodziłem z kwitkiem (moja agentka potem nawet przestała do mnie dzwonić, bo wszędzie, gdzie mnie zgłaszała i posyłała, mi odmawiano). Błękitny obserwował i kiwał głową z niedowierzaniem, "Mnie też to czeka, mnie też to czeka", powtarzał.

W miniony wtorek przyszła do nas sąsiadka z parteru. Drzwi otworzył Błękitny. "Och..., ach..., uch... dzień dobry... och, przyszło wezwanie do sprzątania naszego kościoła... ach, zbieramy na kwiaty i środki czystości... iiii..." stękała i się jąkała. "Sprzątanie kościoła?", zapytał Błękitny. "Pierwszy raz w życiu o czymś takim słyszę. A czy ci z kościoła nie mogą sobie sami posprzątać?" Wyszedłem z małego pokoju i stanąłem tuż za nim. Sąsiadka zmierzyła nas od stóp do głów i cofnęła się o dwa kroki. "Ach... wszyscy mieszkańcy zbierają się po 120 złotych...", nie skończyła, bo Błękitny wszedł jej w słowo: "Proszę pani, niech sprzątają ci, co tam chodzą, a takie zbieranie na kościół to zwykłe wyłudzenie pieniędzy". Kobietę zatkało. Zakołysała się, zwróciła się w lewo, potem w prawo, chyba nie wiedziała, w którą stronę ma pójść, w końcu zwróciła się w stronę schodów. "Nie jesteśmy zainteresowani", odparł z pięknym uśmiechem i zamknął drzwi. "Gratuluję!", wycedziłem. "Profesjonalnie olałeś ją ciepłym moczem", zaśmiałem się. "Będzie na nas gadać przez następne pół roku", dodałem. "Phiii... niech gada... Ale sam zobacz...", oparł się o blat w kuchni, "mam wziąć swoje wiadro, swojego mopa, ścierę, mam iść i kupić, za własną kasę!, wszystkie środki czystości, mam pójść tam i sprzątać jakieś brudy, mam poświęcić swój czas i jeszcze dodatkowo muszę im za to zapłacić 120 zeta! Toż to legalny rozbój!" "Rzucamy perły przed wieprze...", skonstatowałem. Błękitny pokiwał tylko głową.

Nadal propagujemy akcję: "Zamiast paczki fajek - książka na półkę"