sobota, 1 listopada 2014

Sen 200. Być tuż obok

Miałem dziś dzienną zmianę. Błękitnooki czekał na mnie. Ugotował budyń czekoladowy, naszykował pełną michę różnych owoców. Postanowiliśmy urządzić sobie kinowy wieczór. Zrobiliśmy sobie po dużym kubku kawy, rozłożyliśmy kanapę i zakopaliśmy się pod kocem. Obejrzeliśmy już "Amelię", jesteśmy w połowie dramatu "Babel", w planach mamy jeszcze liryczno-poetycki obraz "Drzewo życia" i, jeśli nie zaśniemy, zobaczymy po raz setny "Filadelfię". Chcemy ten wieczór spędzić razem, gdyż dość rzadko się nam to zdarza.

czwartek, 30 października 2014

Sen 199. (...)

Nie wiem, skąd cytat ten jest, ale bardzo mi się podoba. I jest taki prawdziwy...

"Kiedy się zakochasz i serce twe będzie rozdarte, wtedy poznasz znaczenie miłości o ból życia oparte".

wtorek, 28 października 2014

Sen 198. Z Markizą się nie zadziera

W sobotnie popołudnie wrócił do domu Lemurek Błękitnooki. Stwierdziliśmy, że wspólnie przepędzimy Markizę. W związku z tym, że obaj nie spaliśmy poprzedniej nocy, usnęliśmy na górze. Wybudził nas hałas, jakieś szuranie i stukanie na dole. Wyczuliśmy także smród palonego drewna. Wybiegliśmy z sypialni i stanęliśmy jak wryci. U dołu schodów stały Markiza i Baba w czerwonej chuście na głowie. Włamały się do domu (jak się później okazało - wypaliły pogrzebaczem zamek w drzwiach)! "Co to, do cholery, znaczy!" krzyknął Błękitnooki. "Nie szarpmy się z nimi! Dzwoń na policję!", rzuciłem do niego i patrzyłem, jak Baba wciąga kufer i toboły do środka. Tymczasem Markiza weszła do salonu, rozejrzała się dokoła i krzywo patrzyła na Błękitnookiego, który, ubrany jedynie w bokserki, rozmawiał przez telefon z policjantem. Potem, z zaciętą miną, zaczęła wciągać na górę swój kufer. "O! Nie! Nie! Nie!", krzyknąłem i próbowałem zastąpić jej drogę. Przepychaliśmy się u szczytu schodów, gdy nagle Markiza, próbując oprzeć się o poręcz, zachwiała się, krzyknęła, złapała mnie za podkoszulkę i pociągnęła za sobą. Kątem oka zdołałem dostrzec tylko, że, stojąca tuż za nią, Baba w czerwonej chuście na głowie próbowała ją podtrzymać, gdy wraz z kufrem runęliśmy wszyscy na dół. 

poniedziałek, 27 października 2014

Sen 197. Dzień litości nad zwierzętami

Od wczoraj czuję się fatalnie...
Był dziś u nas "big boss" ze stolicy i nasza przeinteligentna szefuńcia skakała koło niego jak pchła - trajkotała jak wariatka, mizdrzyła się, udawała dobrą i pomocną dla pracowników, szczerzyła się do wszystkich, że mało co szczęka jej nie wypadła; była tak cukierkowa, że rzygać mi się chciało, gdy ją obserwowałem (a tak na serio to za każdym razem, gdy się do mnie zbliżała, chowałem się w jakiejś dziurze, byle by tylko nie znaleźć się z nią "face to face"). Gdzieś w połowie zmiany poszedłem do niej i powiedziałem, że bardzo źle się czuję i w związku z tym, chciałbym pójść wcześniej do domu. Zgodziła się! Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem! Okazała litość pracownikowi, który ledwo co na nogach się trzymał! Dzięki jej wspaniałomyślności i dobroci wyszedłem do domu trzy godziny szybciej.