piątek, 27 czerwca 2014

Sen 156. Tajemnice Błękitnookiego

Już z ulicy dostrzegłem światła w mieszkaniu. Po cichu wszedłem do domu i od razu skierowałem się na oświetlony taras. Błękitnooki siedział tyłem do mnie na rozkładanym fotelu i szczypcami przewracał coś na grillu. Na stoliku stało kilka puszek po piwie, rozpoczęta butelka wina, pośród talerzy i kubków rozrzucone były chipsy, ciastka, wafelki, paluszki i krakersy. Gdy spojrzał na mnie, wypaliłem do niego: "Ty palisz?!", gdyż dostrzegłem w jego ustach papierosa. "Nie! Oblewam zwycięstwo!", odparł krótko i znów przewrócił na ruszcie coś, co ładnie pachniało. "Weź talerz i siadaj", nałożył dwie porcje i sięgnął po sztućce. "Co to?", spytałem. "Skosztuj", ponaglił mnie, zajadając swoją porcję. "Postanowiłem dziś się zemścić za ostatnie nieprzespane noce", odezwał się po chwili, "Dłubałem sobie całe popołudnie i zrobiłem coś takiego", wyciągnął zza siebie sporą procę i podał mi ją. Z niedowierzaniem wziąłem ją do rąk i nadal, nieco zszokowany, patrzyłem na niego. "I udało się!", zakrzyknął jak dziecko, "Ustrzeliłem kilka rozdartych mend! Już nie będą nas budzić!". "Co zrobiłeś?!", nie mogłem wprost uwierzyć w to, co usłyszałem. "Zaciupałem kilka obesrańców tuż za domem", odparł z uśmiechem. "Z procy?!", mało z wrażenia nie spadłem z krzesełka. "Ano!", odparował szczęśliwy. "Spójrz!", ręką wskazał na pogrążone w mroku ogrodzenie, na którym wisiało głowami do dołu kilka ustrzelonych wielkich ptaszorów. Najpierw spoważniałem i spojrzałem na swój talerz, gdyż zastanowiło mnie, co właściwie jemy, a potem śmiałem się do rozpuku, gdyż zacząłem sobie wyobrażać Błękitnookiego, jak z procą biega za ptaszorami i w nie celuje. Gdy nieco ochłonąłem, patrzył na mnie dziwnie i: "Co cię tak rozbawiło?", zapytał. Ucałowałem go w czoło,"Ty. Kocham cię za twoje wariactwa, wiesz, ale teraz mi powiedz, co grillowałeś?", zapytałem. Wstał od stołu i oddał całusa, "Też cię kocham", wyszeptał. "Słyszysz to?", zapytał po chwili. "Nastała cisza", objął mnie ramieniem i: "Teraz możemy spokojnie iść spać", oznajmił. "Powiesz mi, co grillowałeś?", nie chciałem ustąpić. "To już będzie moja tajemnica", odparł z szelmowskim uśmiechem.

czwartek, 26 czerwca 2014

Sen 155. Co za banda!

Znów te osrajdupy się zebrały gromadą niedaleko domu i drą pyski na całego. Już drugą noc z rzędu wrzeszczą, kwiczą, wyją, gdaczą, kwaczą i piszczą jakby je ktoś z piór na żywca obskubywał. Rozumiem, że niedaleko jest port, ale trochę szacunku dla śpiących ludzi by się przydało. Normalnie ocipieć można, bo ptaszory wścieku dostały. Wczorajszej nocy Błękitnooki w samych bokserkach na werandę wybiegł i rzucał w ich kierunku czym popadło - butelką wody, sztućcami (musiałem resztę schować, gdyż nie zostałby w domu ani jeden widelec), rolką papieru toaletowego (do tej pory wisi rozwinięta na drzewie), potem złapał moją poduchę i z okna sypialni wycelował w jednego rozwrzeszczanego obsrańca i: "Spierdalaj stąd kaczodziobie! Spać chcemy!", się zamachnął w jego kierunku. W ostatniej chwili uratowałem swojego jaśka. Kątem oka zauważyłem, że ptaszor się w ogóle tym nie przejął, bo zagdakał przeraźliwie, zwalił wielką kupę wprost na chodnik i odleciał. Błękitnookiemu żyła skoczyła i nie zasnął już do czasu pobudki do pracy. Dzisiejszej nocy mamy powtórkę z rozrywki. Aby rozweselić Błękitnookiego zapytałem: "A może te ptaszory jakiejś cieczki dostały i się gonią jak zwariowane?". Spojrzał na mnie zaskoczony i skwitował krótko: "Nie pozwolę, by ich było więcej! Jutro kupię kilo arszeniku i zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni!" Życie w Belo Horizonte do łatwych nie należy...