Popołudniową porą wybrałem się z Enrique nad rzekę zobaczyć, co się stało. W jednym miejscu woda rozmyła szczyt wału, przelała się do parku, a następnie zatopiła kilka domów, które tylną stroną i ogródkami przylegają do tegoż parku, w tym nasz. Aktualnie trwają tam prace naprawcze. Jeden z robotników powiedział mi, że wszyscy mieliśmy duże szczęście, bo jakby pod naporem wody puścił cały wał, to w osiedle uderzyłaby metrowej wysokości fala błota i mułu. Zatopione by było całe osiedle.
Jutro obaj idziemy do pracy na ranne zmiany. Ja mam podwójną dawkę - rano i druga praca po południu. Bzyczek jutro kończy, a ja będę walczył jeszcze w sobotę po południu. Potem, o trzeciej nad ranem w niedzielę, wyjeżdżamy nocnym pociągiem do Sao Paulo, skąd czeka nas 13 godzin lotu do Londynu. W poniedziałek przed 14 angielskiego czasu wylatujemy z Luton do Katowic. Mamy nadzieję, że w domu będziemy po 22.
Może zdołamy napisać tu coś jeszcze przed wyjazdem, a jak nie to kolejnego wpisu dokonamy już z Polski.
Cheers!