piątek, 6 lutego 2015

Sen 240. Błękitnooki Anioł

Ostatniej nocy nie mogłem spać. Wciąż to zasypiałem, to budziłem się, wstawałem, wyglądałem przez okno, schodziłem na dół i piłem wodę, znów się kładłem tylko po to, by wstać i obijać się o ściany. Rozmawiałem z Błękitnookim, ale potem okazało się, że tylko mi się śnił. Taki krótki sen na jawie. Sięgnąłem po jego czerwoną bluzę. Zasunąłem na głowę kaptur i zawiązałem pod szyją sznurki. Otulił mnie jego zapach. Długo patrzyłem w ciemność nocy. Od tego wyglądania zaparowała szyba. Zawiązałem tenisówki i wyszedłem z domu. Wiatr lekko ruszał akacjami, gdzieniegdzie przetoczyły się po ulicy porzucone papierki po cukierkach. Z rękoma w kieszeniach udałem się w stronę rzeki. Tafla wody lśniła. Wydawało mi się, że na drugim brzegu ktoś siedzi w kucki i układa kamienie na piasku. Ten ktoś miał kaptur na głowie, a gdy wstał, wsunął ręce w kieszenie i patrzył wprost na mnie. "Czy to ty, Katto?", zawołał. "Tak! To ja!", odpowiedziałem nieco zdziwiony, po czym ściągnąłem buty, zawinąłem spodnie do kolan i wszedłem do wody, by przedostać się na drugi brzeg. Gdy się tam znalazłem, rozmówca zniknął. Dostrzegłem na brzegu pozostawiony przez niego napis, ułożony z otoczaków: Elbi. Zadumałem się, a oczy zaszły mi łzami. Z tego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wiatr nieco rozwiał deszczowe chmury, a słońce stało już wysoko. Wydawało mi się, że zbliża się południe. Otworzyłem. Na ganku stała Markiza z dziwnie wyglądającym człowiekiem. Był odpychająco chudy i wysoki. Był też stary. Jego szczurzą twarz okalały strąki długich włosów, a spod górnej wargi wybijały się na zewnątrz żółte zęby. Ponad niezmiernie długim i spiczastym nosem skrzyły się ogromne błękitne oczy. Jak zahipnotyzowany patrzyłem na tego dziwoląga, i im dłużej na niego patrzyłem, wzrastało we mnie wrażenie, że skądś go znam. Moją zadumę przerwał on sam, gdyż zrobił krok do przodu i wysunął rękę. "Musisz mnie pamiętać...", odezwał się tak ciepłym i przyjemnym głosem, że upadłem przed nim na kolana. "Tak... Oczywiście... Ty jesteś... Elbi... Mój Anioł!", wyszeptałem i padłem twarzą do jego stóp.

3 komentarze:

  1. No dobrze powrót, teraz będziemy czytali jak to tam jest źle i jak to planujemy przejazd ponownie tu, bo niby lepiej. To jakaś swoista dychotomia.

    OdpowiedzUsuń