środa, 14 października 2015

Sen 339. Pieśń o mrocznych zakątkach

Obserwuję niebo. Liczę krople błękitu i ślady lazuru. Gdzieś ponad nim błyszczą gwiazdy. Ich blask niknie w pustce i rozwija się z każdym mrugnięciem oka. To nasze gwiazdy. Są na swoim miejscu od setek lat. My też. Przełykamy powietrze, żywimy się ziemią, uginamy pod naporem ognia. Ogień trawi życiem. Żyją z dala od nas. Żyją w nas. Każdego dnia biorę jedną w ręce, tulę do siebie i szepczę do ucha: "Śmierć". Migocze i wyrywa się. Wraca na nieboskłon i śpiewa pieśń o mrocznych zakątkach.
Czasami lubię mrok zaszytego pod schodami kąta. Wciskam się tam, tulę do mgły i przyswajam jej puchatość. Marzę o gwiazdach. Marzę o mrocznej ciemności. Marzę o ogniu. Śmierć jest ogniem. Śmierć, ale nie samotność. Gwiazdy nie są samotne, gdyż spełniły się ich marzenia. Tańczą w eterze słuchając symfonii Beethowena. To ludzie są samotni. Opuszczeni w życiu. Zagubieni na polu bitwy. Zasłuchani w syreni śpiew błądzą w wyborach, prą przed siebie niczym ślepcy. Nie widzą drogi prowadzącej do gwiazd. Przebudzeni, są świadomi swojej zguby, gdyż nie ma już czasu na oswojenie gwiazdy. Powinna być gotowa, czekać na moment przyswojenia, gdyż droga do domu jest długa i trudna. Czasami jest za późno. Alternatywnie zostaje ogon komety. Ale to nie to samo i podróż się przedłuża. Dodatkowo jest tam zawsze tłoczno.
Gwiezdny pył. Gwiezdny błysk. Gwiezdna droga. Gwiezdne bicie serce. Gwiezdne gwiazdy. Gwiezdni ludzie.      

1 komentarz: