poniedziałek, 2 marca 2020

616. W świecie zewnętrznym

Wyglądam przez okno. Szyba jest nieco zamazana, zewnętrzne zacieki skręcają się i wiją nieskończonymi dróżkami, gdzieś w rogu powiewa nić starej pajęczyny. W oddali dachy domów, gdzieniegdzie dymi komin. Słońce! W końcu jasny dzień po tak długim czasie.
Wyglądam przez okno na najbliższy mi świat. Jakieś ściany, mury, ulica i chodnik, ścięte drzewo, krzaki, porzucona butelka, skradający się kot. Przysiadł na murze i zaczął lizać łapę. Mruży oczy, gdy oślepia go mocne światło. Wygina się i skacze w doł, pociągając za sobą cień - spantagruelizowaną smugę gry śladów. Znikł.
Opieram głowę na ręce i wyglądam przez okno. Teraz powinna zapaść cisza. Sztorm powoli mija. Gdzieś w oddali dudnią jeszcze grzmoty, chlusta wzburzona woda, lecz zza horyzontu zdarzeń wyłania się spokój. Nadchodzi lepsza pogoda. Sięgam po brązowy sweter i zarzucam go na ramiona. Przyjemny materiał muska mi policzek. Przymykam oczy i zaczynam marzyć.
Wyglądam przez okno z widokiem na najbliższy mi świat i zapadam w mocny sen. 

1 komentarz:

  1. hmm... chwila zadumy.
    Chociaż czytając ten tekst w głowie miałem myśl" Oskar twoje okna też trzeba umyć "

    OdpowiedzUsuń