poniedziałek, 21 września 2015

Sen 330. Maczki, raczki, michałki, krówki, kukułki i kasztanki, czyli pudło pełne łakoci

W niedzielne przedpołudnie Błękitnooki wyprowadził z garażu samochód, by dokonać jego przeglądu przed wyjazdem do stolicy. Niedługo potem wypatrzył go nasz mały sąsiad i pędem puścił się w kierunku naszego domu. Tuż za nim biegł jego mały braciszek. Dopadli Bzyczka i skakali wokół niego, wieszali się mu na ramionach, mniejszy chciał nawet wspiąć się mu "na barana", przekrzykiwali się i wołali co chwilę: "Wujek! Przyjechałeś! Co masz dla mnie?! A co masz dla mnie, wujek?" Patrzyłem przez okno i wyłem ze śmiechu, gdy Bzyk próbował uwolnić się z dwustronnych uścisków (żeby było sprawiedliwie, to mi się też w chwilę później dostało). Daliśmy chłopcom czapeczki z daszkami (wybałuszone oczy i ochy i achy) i wielkie pudło kolorowych cukierków i pralinek, za które zabrali się niemal natychmiast. Zapchali buzie krówkami mordoklejkami i robiąc dziwne miny i unosząc ręce do góry, próbowali rozewrzeć szczęki, a my z Błękitnym pokładaliśmy się ze śmiechu. Wspomnieliśmy dawne czasy. Często babcia przywoziła nam krówki z Wrocławia i tak samo zapychaliśmy nimi usta i mocowaliśmy szczęki, żując kleistą masę. W babcinej kuchni wraz z Elbim potrafiliśmy wtrynić od razu całą torbę mordoklejek, mając przy tym ubaw na całego, ale także później, już będąc w liceum, czy na studiach, często wspólnie objadaliśmy się krówkami (choć teraz trudno jest kupić takie prawdziwe kleiste i ciągnące się). Zostało nam to do dziś. 
Zabawę przerwała nam mama chłopców. Przyszła ich sprawdzić, gdyż zniknęli sprzed domu, a widząc nasz samochód na podjeździe, odgadła od razu, gdzie szukać swoich zgub.
Niedziela minęła nam szybko i wieczorem Błękitnooki musiał udać się w drogę do stolicy. Zaplanowałem sobie, że pod jego nieobecność wybiorę się w podróż na drugą stronę lustra. Dawno mnie tam nie było...

1 komentarz:

  1. Czytanie Twojego bloga już od bardzo długiego czasu sprawia mi ogromną radość. I mimo że bardzo rzadko cokolwiek komentuję, wciąż tu jestem.
    Dziś jednak musiałem zostawić ślad.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń