Pomieszczenie pogrążone było w półmroku. Nad gęstą pianą mgły unosił się słodko-kwaśny odór, który palił oczy i dusił w gardle. Zimno. Zadrżałem i starłem z czoła krople wodnej kipieli. Bluza zaczęła wchłaniać wodę i sztywnieć. Rozejrzałem się dokoła - liście ściennego bluszczu opadły i utworzyły na podłodze kleistą i gumowatą breję pełną wijącego się robactwa, w rogach dostrzegłem dziury i wyłomy, w których błyszczały oczy szczurów wielkich jak koty, tapety i farby odpadły, framugi okien zbutwiały, deski podłogi przegniły, a okna na cztery strony świata pokryły się grubą warstwą brudu i zacieków. Wstałem z podłogi i zrzuciłem ze spodni i rękawów bluzy wielkie karaluchy, które już zaczęły ciąć moje ubrania i spróbowałem pchnąć drzwi, by przejść do kolejnego pomieszczenia. W gałązkach martwego bluszczu tkwił szkielet Raniuszka Szarego. Mocowałem się z drzwiami, gdy skądś dobiegł mnie świst zachrypniętej gardzieli ukrytego w gąszczu nieokreślonego potwora. Zacharczał i mlasnął jęzorem. Czułem, że obserwuje mnie i szykuje się do morderczego skoku. Nie bałem się, choć wiedziałem, że śmierć w jego paszczy będzie przerażająca. Przyłożyłem twarz do chłodnej powierzchni ściany, przymknąłem oczy i czekałem na cios bestii, gdy rygiel ustąpił i mogłem skryć się w bezpieczniejszym zakamarku dżungli.
Przekroczyłem próg i zachłysnąłem się mroźnym powietrzem. Roślinność - ogromne palmy, rododendrony, fikusy, pelargonie, storczyki, trawy - pokryta była szronem, z nieba spadały wielkie jak motyle płatki śniegu, zamarznięta woda w potoku chrzęściła grudkami lodu. Las pogrążony był w całkowitej ciszy, jedynie gdzieś nad nim gwizdał wiatr. Szedłem w kierunku skał, gdy dostrzegłem go nad potokiem. Siedział na kamieniu ze stopami zanurzonymi w lodowatej wodzie. Był nagi. Rozcierał ramiona i uda, by się nieco rozgrzać. Gdy znalazłem się w polu jego widzenia, obrócił głowę w moją stronę i wstał. Na przepięknej twarzy najpierw pojawił mu się nikły uśmiech, potem zdziwienie, które przeobraziło się w strach. Błysk błękitnych oczu pokrył się chmurą gradową. Opuścił głowę, usiadł na kamieniu i znów zaczął rozcierać zmarznięte ciało. Trząsł się i krztusił. Podszedłem do niego.
- Zimno mi - wyszeptał z trudem.
Okryłem go bluzą i przytuliłem do siebie. Próbowałem go rozgrzać, chuchałem w jego dłonie, masowałem zmrożone policzki. Patrzył na mnie szklistym wzrokiem.
- Po co przyszedłeś? - Zapytał.
- Tęskniłem za tobą...
- Wiesz, że nie możesz tu zostać...
- Musiałem cię zobaczyć...
Przytuliłem go. Nadal się trząsł. Nagle wyrwał się i wyprostował.
- Musisz już iść! Nie możesz tu być! - Chwycił mnie rękoma za ramiona.
- Co się dzieje?
- Zbliża się! Już za późno...
Odwróciłem się w stronę, gdzie patrzył. Za uchylonymi drzwiami ogromniał pantagruelicznych kształtów cień. Płomień świecy w salonie niebezpiecznie się ugiął...
Tagi
Anglia
(30)
Antropologia
(296)
Brazylia
(123)
Dzieciństwo
(9)
Dziwne przypadki Katty
(166)
Elbi
(77)
Emigracja
(156)
Fantasmagorie
(46)
Filmy i seriale
(32)
Fotki
(74)
Inne inności
(170)
Inne Lemury
(26)
Katta Supervisor
(7)
Książki
(44)
Lemur Błękitnooki
(187)
Lemur Brązowooki
(47)
Lemur Jasnowłosy
(4)
Lemur Zmartwychwstały
(3)
Markiza
(46)
Odkrycia Lemura
(18)
Okolice Lemurii Małej
(9)
Opowieść na faktach
(3)
Podróże
(82)
Powszechność
(58)
PPirx
(8)
Praca
(90)
Real Katty
(55)
Rozterki Katty
(54)
Sny Katty
(42)
Tęsknota
(71)
Uczucia
(128)
Wrażenia
(275)
Zabytkowe Miasto
(30)
Życiowa filozofia Katty
(49)
super! czekam na dalszy ciąg
OdpowiedzUsuń