poniedziałek, 21 września 2015

Sen 331. Przekraczając teraźniejszość

Nad Belo Horizonte nadciąga noc. Szarówka pochłania kolejne domy, pod ciemną pierzyną znikają drzewa, krzewy, kwiaty i rzeczne kamienie. Z zapomnianych zakamarków garażu wytaszczyłem zapakowane w karton stare zwierciadło w żelaznej ramie. Ustawiłem je przy ścianie w salonie i zdarłem papier. Jego tafla mieniła się niczym zmarszczona wiatrem powierzchnia jeziora. Pozasłaniałem okna, pogasiłem światła, zapaliłem dwie świece i ustawiłem je przy ramie. Usiadłem po turecku na podłodze i spojrzałem w swoje odbicie. Dotknąłem lustra i przeszedł mnie dreszcz. Sięgnąłem po czerwono-białą bluzę Błękitnookiego. Zasunąłem zamek aż po samą szyję, nasunąłem kaptur na głowę. Zdmuchnąłem jedną świecę i ponownie wysunąłem rękę. Lustro błysnęło seledynową poświatą. Czas się otworzył. Zamknąłem oczy i wyciągnąłem obie dłonie. Nie napotkałem oporu. Zacząłem zanurzać się w jego wnętrzu niby w wodzie. Czułem przyjemne mrowienie, potem szczypanie i łaskotanie, aż wreszcie coś mocnym szarpnięciem wciągnęło mnie do środka. Unosiłem się jakiś czas w próżni, wirowałem w beztlenowej rurze, czując na twarzy krople unoszącego się w przestrzeni wodnego pyłu. Gdy otworzyłem oczy, siedziałem na środku małego dywaniku w swoim starym pokoju. Był to ten sam pokój z oknami na cztery strony świata, w którym wszystko się zaczęło. Obejrzałem się za siebie i dostrzegłem ledwie widoczną świecę w salonie drugiego domu. Jeszcze mogłem wrócić...

1 komentarz:

  1. Cóż za intrygujący początek. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń